Dotąd jeszcze nie było w Polsce książki, która z tylu perspektyw ukazywałaby stan badań naukowców nad zagadnieniami pochówków i upamiętnienia zarówno polskich, jak i zagranicznych władców. Dopiero teraz, dzięki ścisłej współpracy pracowników i doktorantów Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego, udało się opracować zbiór tekstów, który w szerokim świetle przedstawia tę problematykę.
Co ciekawe, choć „Śmierć, pogrzeb i upamiętnienie władców w dawnej Polsce” jest opracowaniem naukowym, to po poszczególne artykuły z zainteresowaniem powinni sięgnąć nie tylko badacze, ale też szersze grono czytelników.
Już rozdział „Umieranie, śmierć i pogrzeb w liturgii późnośredniowiecznego Krakowa” Jakuba Kubieńca przynosi ciekawe informacje na temat ostatnich chwil polskich władców. Autor opisuje obrzędy przygotowania do śmierci, która, co podkreśla, w przypadku zarówno monarchów, jak i zwykłych śmiertelników były dosyć podobne, choć oczywiście ci pierwsi dostępowali bardziej rozbudowanego ceremoniału. Wawelski rytuał składał się z trzech obrzędów: nawiedzenia chorego z komunią, nawiedzenia chorego ze świętym namaszczeniem i towarzyszenia choremu w agonii. „Zazwyczaj namaszczenie obejmowało oczy, uszy, nozdrza, usta, ręce i stopy, a więc części ciała odpowiedzialne za zdolność odbierania bodźców zmysłowych […[ Władcom, biskupom oraz kapłanom namaszczano także pierś, ramiona i czoło. Wyróżnienie w ten sposób monarchy stanowiło, rzecz jasna, wyraz przekonania o sakralnym charakterze godności królewskiej” – pisze Jakub Kubieniec.
Po śmierci władcy, tak jak po śmierci każdego innego człowieka, należało się za niego modlić. Codziennie o określonych porach dnia odmawiano oficjum godzin kanonicznych, co w przypadku śmierci królów dotyczyło wszystkich kościołów diecezjalnych i zakonnych. Obrzędem zarezerwowanym tylko dla koronowanych głów był rajd i upadek z konia rycerza wyobrażającego monarchę. Zwyczaj ten praktykowany we Francji i w Anglii, pojawił się w Polsce w XIV wieku podczas pochówku Kazimierza Wielkiego i był podtrzymywany w czasach panowania dynastii Jagiellonów. Do rytuału dochodziło podczas mszy trzeciego dnia po pogrzebie, gdy śpiewano „Agnus Dei”. W ten sposób poddani przyjmowali do wiadomości fakt, że ich władca znalazł się w lepszym świecie.
Zanim mogli go pożegnać, jego ciało musiało zostać przygotowane do pochówku. Jak to wyglądało, dowiadujemy się z rozdziału „Ciało umarłych większego wymaga opatrzenia – sekcja zwłok polskich królów i królowych od XVI do XVIII wieku…”. Przede wszystkim musiano sprawdzić, co było przyczyną zgonu Pomazańca Bożego. Takowych oględzin podejmowali się lekarze królewscy, którym towarzyszyli dostojnicy i dworzanie pilnujący, by nie doszło do profanacji ciała. Po ocenie narządów i oficjalnym ustaleniu przyczyny śmierci następowało wyjęcie serca i przeniesienie go do specjalnego naczynia, w którym miano je pochować. Spoczywało ono z reguły w klasztorze lub kościele, w którym zmarły chętnie przebywał. Z biegiem czasu zaczęto też oddzielać inne części ciała, które uzyskiwały status relikwii i były chowane w różnych miejscach. I tak np. wątrobę Augusta II pochowano w kościele kapucynów w Warszawie, a serce przewieziono do Drezna.
„Finalną częścią autopsji było balsamowanie ciała. Zabieg posiadał walor praktyczny – chodziło bowiem o przedłużenie względnej trwałości ciała na okres rozbudowanych uroczystości pogrzebowych oraz symboliczny – polegający na pozornym uczestnictwie monarchy, któremu poddani składali hołd w czasie swoistej +ostatniej audiencji+ – pisze autor poświęconego tej tematyce rozdziału, Jarosław Pietrzak, dodając, że z czasem zabieg ten zaczął być elementem kultury pogrzebowej magnaterii i średniozamożnej szlachty.
Inne zawarte w tomie artykuły poruszają m.in. tematykę wierszy, jakie powstawały z okazji śmierci i pochówku królów, przedstawiały dzieje ich nagrobków czy figur nagrobnych. Dlatego też po książkę „Śmierć, pogrzeb i upamiętnienie władców w dawnej Polsce” powinni sięgnąć także miłośnicy historii literatury i sztuki.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP