Korowód przebierańców, skakanie przez kłodę, czyszczenie garnków popiołem, ale też wypiekanie pączków – towarzyszyło niegdyś ostatnim dniom karnawału na podlaskich wsiach. Tradycje te przypomniało w niedzielę Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej, nie jak zazwyczaj na festynie, a podczas relacji online.
"Zapusty w skansenie" to odbywająca się od kilku lat impreza, która w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej w Wasilkowie k. Białegostoku, rozpoczyna cykl imprez w skansenie.
Z roku na rok przyciągała coraz więcej odbiorców. Jednak w tym roku, ze względu na epidemię koronawirusa i obostrzenia, impreza nie mogła się odbyć stacjonarnie z udziałem odwiedzających - powiedziała PAP Iwona Zawadecka z Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej. Stąd pomysł, by wszystkich zainteresowanych zaprosić przed ekrany komputerów i w ten sposób przybliżyć te tradycje, które odtwarzane były na żywo przez zaproszone zespoły.
Tradycje zapustne, czyli hucznego świętowania ostatnich dni karnawału - jak zauważają etnografowie - zanikły już w Podlaskiem. Zapusty zwyczajowo rozumiane były jako "okres przejściowy między cyklami świąt, bożonarodzeniowym i wielkanocnym" - pisze w swojej książce "Rok obrzędowy na Podlasiu" etnograf i dyrektor białostockiego skansenu dr Artur Gaweł. Wtedy też organizowano karnawałowe zabawy. Natomiast okres od Tłustego Czwartku do Środy Popielcowej był czasem najhuczniejszych zabaw i nawet najubożsi gospodarze przygotowywali obfitsze posiłki. W ocenie etnografów, tradycja zapustów zaczęła zanikać w latach 50. i 60. ubiegłego wieku.
Główną atrakcją niedzielnych "zapustów" w skansenie był barwny korowód. Tradycję tę przypomniały zespoły ludowe z okolic Knyszyna i Moniek. Jak mówiła obecna na miejscu Jadwiga Konopko, która od lat dba o zachowanie tradycji podlaskich wsi, w korowodzie obok umalowanych osób, ważne były przebrania za zwierzęta. To m.in. bociany, które - jak mówiła - są symbol wiosny czy też niedźwiedź, który przewodzi orszakowi. Wśród przebierańców były też anielice, śmierć, nieszczęśliwa panna młoda, którą wieziono na wózku. Konopko mówiła, że nie mogło zabraknąć też kukły słomianej, która zostanie spalona. "Korowód po to krzyczy, po to pali kukłę, żeby pobudzić i przywołać wiosnę" - dodała.
Korowód ciągnął też za sobą kłodę. Jak mówiła Konopko, był zwyczaj skakania przez kłodę "na wysoki plon", aby len, konopie i owies rosły wysoko. Skoków nie zabrakło też w niedzielę.
Innym przypomnianym zwyczajem było czyszczenie garnków popiołem. Jak mówiła Konopko, Wielki Post to było zero tłuszczu i zero mięsa, dlatego czyszczono garnki popiołem, aby tego tłuszczu zostało jak najmniej. Następnie garnki powieszono na płocie "Będzie to oczekiwać do Wielkiej Niedzieli, czyli do Świąt Wielkanocny" - dodała.
Konopko przypomniała, że zapusty to był również okres dokuczania kawalerom i pannom, którym nie udało się znaleźć swojej połówki. Stąd - jak dodała - nieszczęśliwa panna młoda w korowodzie, ale też podczas zabawy na zakończenie zapustów tradycja wieszania śledzia starym kawalerom.
Podczas niedzielnych zapustów można było też zobaczyć jak zrobić i wypiec pączki. Tłuste smakołyki pozwalały najeść się do syta przed czterdziestodniowym postem.
Artur Gaweł przypomniał w niedzielę, że tradycja zapustów zanikła, choć - jak zauważył - w regionie wciąż jest odtwarzana w Radziłowie, gdzie co roku przechodzi przez miejscowość kolorowy korowód.(PAP)
autorka: Sylwia Wieczeryńska
swi/ mok/