Miejsce katastrofy drogowej autobusów Autosan H9 w Oczkowie koło Żywca (Wilczy Jar), 15 listopada 1978. Źródło: Wikipedia
47 lat temu doszło do katastrofy drogowej w Oczkowie koło Żywca, w której zginęło 30 osób. 15 listopada 1978 roku dwa autobusy wiozące pracowników do kopalń wpadły w poślizg i runęły do Jeziora Żywieckiego. Pamięć ofiar uczcili górnicy i lokalna społeczność.
Górnicy między innymi z kopalni Brzeszcze złożyli kwiaty i znicze przy obelisku w miejscu tragedii w piątek. W sobotę uczynią to władze Żywca i przedstawiciele lokalnej społeczności. – Pamięć o tej tragedii i ofiarach mimo upływu lat jest na Żywiecczyźnie żywa – powiedział PAP rzecznik żywieckiego magistratu Mariusz Hujdus.
Do katastrofy doszło 15 listopada 1978 roku nad ranem. Autobus - wiozący górników do kopalni Brzeszcze, Ziemowit i Mysłowice - w wąwozie Wilczy Jar wpadł w poślizg i runął z mostu w kilkunastometrową przepaść do Jeziora Żywieckiego. Kilkanaście minut później to samo spotkało drugi autobus. Spadł 3 m obok pierwszego.
W katastrofie śmierć poniosło 30 osób: 27 górników, wdowa po górniku, który dwa tygodnie wcześniej zginął w wypadku, oraz dwóch kierowców. Przeżyło dziewięć osób.
Za oficjalną przyczynę wypadku prokuratorzy z Bielska-Białej uznali błąd kierowców, którzy nie zachowali ostrożności i nie dostosowali prędkości do warunków na śliskiej szosie. Historyk Paweł Zyzak, autor książki „Tajemnica Wilczego Jaru”, uważa jednak, że śledztwo było prowadzone tak, by niczego nie wyjaśnić.
Ofiary katastrofy upamiętnia obelisk z tablicą przy moście. Listę, ułożoną w porządku alfabetycznym, otwierają i zamykają kierowcy. Pierwszy autobus prowadził Józef Adamek, ojciec pięściarza Tomasza Adamka. Za kierownicą drugiego zasiadał Bolesław Zoń. Najmłodsze ofiary miały po 18 lat, najstarsza 48.
Tragedia w Oczkowie jest drugą pod względem liczby ofiar katastrofą, jaka wydarzyła się po wojnie na polskich drogach. W największej, gdy w 1994 roku pod Gdańskiem autobus uderzył w drzewo, zginęły 32 osoby, a 43 odniosły rany. (PAP)
szf/ bar/