W tym roku zostaną opublikowane ostatnie tomy Atlasu Historycznego Polski. Oznacza to koniec serii, której fundamenty sięgają XIX wieku Z „Atlasu” korzystają zarówno profesjonalni historycy, jak i amatorzy historii regionalnej czy po prostu mieszkańcy danego terenu, któremu dany tom został poświęcony – mówią PAP Henryk Rutkowski i prof. Marek Słoń, redaktorzy serii opracowywanej w Instytucie Historii PAN.
Polska Agencja Prasowa: Jak narodził się pomysł na taką serię wydawniczą, jaką jest Atlas Historyczny Polski?
Henryk Rutkowski, członek zespołu atlasowego od 1953 r., a następnie jego kierownik i redaktor serii: Idea opracowania atlasu XVI-wiecznej Polski została sformułowana w 1880 r. na pierwszym zjeździe historyków z trzech zaborów w Krakowie. Wtedy to Stanisław Smolka przedstawił referat „O przygotowawczych pracach do geografii historycznej Polski”. Za najpilniejszą potrzebę uznał szczegółowe opracowanie kartograficzne dawnej RP. Z uwagi na źródła oraz na względną trwałość dawnych granic wskazał jako przekrój chronologiczny wiek XVI. Przez kolejne dziesięciolecia pomysł ten był z różną intensywnością rozwijany, ale jako duże osiągnięcie można wskazać tylko atlas ziem ruskich Korony opracowany przez Aleksandra Jabłonowskiego i wydany jeszcze przed I wojną. Ziemie polskie pozostawały jednak wciąż nieopracowane.
Od 1921 r. przy Towarzystwie Naukowym Warszawskim działała Komisja Atlasu Historycznego. Komisję odtworzono po II wojnie, w 1948 r., a jej przewodniczącym został prof. Stanisław Arnold – badacz polskiego średniowiecza, a po wojnie jeden z najważniejszych historyków marksistów. Był osobą wykorzystywaną przez władzę do tego, by kierunek marksistowski był odpowiednio wprowadzany w działania naukowe historyków, jednak sam Arnold nie chciał nikomu szkodzić ze względów ideologicznych. Sekretarzem komisji został natomiast Stanisław Herbst. Dwa lata później, kiedy stworzono Pracownię Atlasu Historycznego, która miała się zająć pracą nad mapami obejmującymi ziemie polskie Korony, to właśnie Herbst został jej kierownikiem.
W 1953 r. powstała Polska Akademia Nauk, tym samym zlikwidowano Towarzystwo Naukowe Warszawskie. Osoby z Pracowni przeszły jednak do Instytutu Historii PAN, stanowiąc zalążek Zakładu Atlasu Historycznego, którego kierownikiem został Stanisław Herbst. To pod jego kierunkiem opracowano i wydano mapę województwa płockiego z ok. 1578 r. Warto podkreślić, że ten projekt został potraktowany jako doświadczalna publikacja zawierająca mapę szczegółową. W tym samym czasie Marian Biskup opracowywał mapę Prus Królewskich w skali przeglądowej 1:500 000, która miała obowiązywać w całej serii Atlasu XVI wieku.
Henryk Rutkowski: Kartografia historyczna była dziedziną stosunkowo wolną od wpływów ideologicznych, zresztą historycy marksiści nie garnęli się ochoczo do tego rodzaju pracy. Jednak, aby być bliżej ówczesnych ideowych zainteresowań, zwrócono szczególną uwagę na sprawy gospodarcze i społeczne oraz wprowadzono do programu zagadnienia w postaci map problemowych. Nie było jednak żadnych nacisków z zewnątrz, aby materiał był inaczej opracowywany. Chciałbym też wyraźnie podkreślić, że żaden z kierowników i pracowników, którzy byli zatrudnieni przez te dziesięciolecia, kiedy kierunek marksistowski był propagowany, nie należał do PZPR.
W 1962 r. kierownikiem zakładu został prof. Władysław Pałucki. Dwa lata później, w trakcie specjalnej konferencji z szerokim udziałem historyków i geografów, zastanawiano się nad ostatecznym kształtem serii – czy powinny być to mapy szczegółowe, czy przeglądowe. Ostatecznie zdecydowano się na mapy szczegółowe w nowej na naszym gruncie skali 1:250 000.
PAP: Czy – decydując się na wydawanie „Atlasu” – wzorowano się na innych wydawnictwach kartograficznych?
Prof. Marek Słoń, kierownik Zakładu Atlasu Historycznego Instytutu Historii PAN w latach 2008–2020 i redaktor serii: Pewne inspiracje możemy zauważyć wyłącznie na etapie dyskusji nad kształtem tego wydawnictwa, czyli między rokiem 1880 a latami 60. XX w. Jednak ostatecznie przyjęte rozwiązanie jest bezprecedensowe. Co więcej, jak dotąd w żadnym innym kraju nie zostało podjęte przedsięwzięcie kartograficzne na taką skalę jak „Atlas”, czyli bardzo szczegółowej rekonstrukcji bardzo dużego obszaru dla tak dawnego okresu. Pamiętajmy, że dla XVI wieku historycy nie mogą posiłkować się gotowymi już mapami z tego okresu, ale muszą całą rekonstrukcję kartograficzną przygotować na podstawie źródeł pisanych.
PAP: W jakim stopniu na pracujących w początkowych latach przy „Atlasie” historyków wywierano wpływy ideologiczne, marksistowskie?
Henryk Rutkowski: Kartografia historyczna była dziedziną stosunkowo wolną od wpływów ideologicznych, zresztą historycy marksiści nie garnęli się ochoczo do tego rodzaju pracy. Jednak, aby być bliżej ówczesnych ideowych zainteresowań, zwrócono szczególną uwagę na sprawy gospodarcze i społeczne oraz wprowadzono do programu zagadnienia w postaci map problemowych. Nie było jednak żadnych nacisków z zewnątrz, aby materiał był inaczej opracowywany. Chciałbym też wyraźnie podkreślić, że żaden z kierowników i pracowników, którzy byli zatrudnieni przez te dziesięciolecia, kiedy kierunek marksistowski był propagowany, nie należał do PZPR.
Pamiętajmy również, że „Atlas” składał się nie tylko z map i planów miast, ale także z tekstów komentarza, który musiał zostać zaakceptowany przez cenzurę. Nie mieliśmy jednak wypadku, żeby teksty nam kwestionowano. Z kolei mapy były pod władzą cenzury wojskowej, ponieważ uważano, że mogą one mieć związek z bezpieczeństwem państwa. Pamiętam sprawę związaną z wydaniem mapy XVI-wiecznego Mazowsza. Po opracowaniu czystorysu, który miał następnie iść do drukarni, taką mapę musiała zobaczyć cenzura wojskowa. Prof. Pałucki miał doświadczenie postępowania z wojskiem – w czasie wojny służył jako artylerzysta w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, gdzie został awansowany do stopnia majora. Zadzwonił zatem do cenzury wojskowej, aby dowiedzieć się, kto będzie kontrolował tę mapę. Ponieważ transport tak dużego materiału kartograficznego byłby trudny, Pałucki zaproponował, aby wyznaczony do kontroli pułkownik przyjechał osobiście do Instytutu Historii PAN. Do takiego spotkania doszło, a w trakcie rozmowy prof. Pałucki powiedział: „Panie pułkowniku, przecież to, co my tutaj wyrysowaliśmy, w znacznym stopniu jest niezgodne z tym, co pokazują dzisiejsze mapy szczegółowe. Nikt według naszej mapy nie będzie kierował ogniem artylerii na nieprzyjaciela”. Pułkownik tę argumentację przyjął.
PAP: Na jakich źródłach historycznych opierają się historycy, opracowując „Atlas”?
Henryk Rutkowski: Na przełomie XIX i XX wieku Adolf Pawiński i Aleksander Jabłonowski opublikowali wybrane rejestry podatku z drugiej połowy XVI w., nazywanego poborem, stąd potocznie mówi się, że są to rejestry poborowe. Można było sięgać do tych źródeł wydanych oraz do liczniej zachowanych rękopisów w Archiwum Głównym Akt Dawnych, ponieważ zawierają one wymienione miejscowości. Jest to materiał, który pozwala się zorientować nie tylko w tym, że dana miejscowość istniała, ale także jak się wtedy nazywała (na przykład Sądecz Nowy, a nie Nowy Sącz), jaką miała wielkość i znaczenie gospodarcze oraz kto był jej właścicielem. Rejestry poborowe obejmują poszczególne powiaty z XVI stulecia, a w ich obrębie osiedla pogrupowane według parafii, gmin bowiem wtedy nie było.
Prof. Marek Słoń: Nie tylko przed 1989 r., ale jeszcze długo potem seria była stosunkowo mało znana. Sam przed przyjściem do zespołu w 2008 r. niewiele o niej wiedziałem. Gdy kilka lat później wywiesiliśmy na ścianie w instytucie połączoną mapę ośmiu województw, to niektórzy nasi koledzy z innych pracowni, nawet specjaliści od tej epoki, dziwili się, co to jest i kto to opracował.
Prof. Marek Słoń: Trzeba jednak zastrzec, że w spisach poborowych brakuje pewnych kategorii miejscowości, takich jak folwark i miejscowości nowo założone, które były zwolnione z podatków. Zatem na terenach, na których trwała intensywna akcja kolonizacyjna w drugiej poł XVI w., znaczący odsetek miejscowości może umykać, gdybyśmy korzystali wyłącznie ze spisów podatkowych.
Drugim wykorzystywanym źródłem są zatem źródła kościelne, czyli wizytacje kanoniczne, które pokazują okręgi parafialne ze wszystkimi miejscowościami, również tymi nowo założonymi i folwarkami. Chociaż ich stan zachowania jest znacznie gorszy niż spisów podatkowych, to wytwory kancelarii kościelnej są niezbędną pomocą do odtworzenia sieci osadniczych.
To, co jest zatem głównym tematem mapy – sieć osadnicza, granice i drogi – jest rekonstruowane wyłącznie na podstawie źródeł pisanych z wieku XVI. Na mapie nie może pojawić się miejscowość, która nie była wymieniona w źródłach. Z tych przekazów wnioskujemy też o zasięgu jednostek terytorialnych, chociaż oczywiście w pewnym przybliżeniu, bo nie pozwalają one dokładnie poprowadzić kreski granicy.
PAP: Czy w czasie prac opierano się również na innych mapach, porównywano z nimi to, co znajduje się w źródłach pisanych?
Prof. Marek Słoń: Surowiec czerpiemy z trzech miejsc. Mamy współczesną przestrzeń i jej dokładne pomiary. Kiedy zaczynano prace nad „Atlasem”, korzystano z mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego. Była ona na tyle precyzyjna, że po przełożeniu na skalę 1: 250 tys. ewentualne jej nieścisłości nie miały znaczenia. Słusznie bowiem zakładano, że góry nie zmieniły swojego położenia, choć z rzekami czy jeziorami nie jest już to takie oczywiste. Najbardziej zmienił się natomiast zasięg lasów, co było widoczne na podstawie pierwszych zdjęć topograficznych z końca XVIII wieku. Te informacje nakładano na mapę WIG-owską i rysowano dawny zasięg lasów, przebieg rzek i linii brzegowej jezior. Teraz wygląda to podobnie, choć korzystamy przede wszystkim z cyfrowych danych przestrzennych. Oczywiście w „Atlasie” zaznaczamy, że lasy i wody ukazują sytuację z końca XVIII wieku – nie dało się postąpić inaczej, ponieważ źródła pisane nie dają żadnej podstawy do powierzchniowej rekonstrukcji kartograficznej.
PAP: Czy „Atlasowi” udało się w czasach PRL przebić na Zachód? Czy jest teraz wykorzystywany przez zachodnich historyków?
Prof. Marek Słoń: Nie tylko przed 1989 r., ale jeszcze długo potem seria była stosunkowo mało znana. Sam przed przyjściem do zespołu w 2008 r. niewiele o niej wiedziałem. Gdy kilka lat później wywiesiliśmy na ścianie w instytucie połączoną mapę ośmiu województw, to niektórzy nasi koledzy z innych pracowni, nawet specjaliści od tej epoki, dziwili się, co to jest i kto to opracował. Zmianę przyniosły dwa powiązane z sobą przedsięwzięcia. W 2014 r. ukazała się edycja angielska pierwszych pięciu tomów. Przygotowując ją, przenieśliśmy całą treść map do przestrzennej bazy danych, integrując zarazem z wynikami aktualnych prac. Obecnie nasz atlas budzi duże zainteresowanie, ale raczej od strony metod tworzenia map cyfrowych i informacji przestrzennej dla przeszłości, niż szczegółów naszej sieci osadniczej czy parafialnej.
PAP: Jakie jest zainteresowanie „Atlasem”? Kto zazwyczaj korzysta z tego rodzaju publikacji?
Henryk Rutkowski: Z „Atlasu” korzystają zarówno profesjonalni historycy, jak i amatorzy historii regionalnej czy po prostu mieszkańcy danego terenu, któremu dany tom został poświęcony. Trudno jednak dokładnie wskazać skalę wykorzystania naukowego, gdyż niejeden autor wykorzystywał naszą mapę, ale się na nią nie powoływał, ponieważ uznał, że jest to rodzaj wiedzy encyklopedycznej, na który w przypisach nie trzeba się powoływać.
Henryk Rutkowski: Z „Atlasu” korzystają zarówno profesjonalni historycy, jak i amatorzy historii regionalnej czy po prostu mieszkańcy danego terenu, któremu dany tom został poświęcony. Trudno jednak dokładnie wskazać skalę wykorzystania naukowego, gdyż niejeden autor wykorzystywał naszą mapę, ale się na nią nie powoływał, ponieważ uznał, że jest to rodzaj wiedzy encyklopedycznej, na który w przypisach nie trzeba się powoływać.
Prof. Marek Słoń: Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to zainteresowanie jest większe właśnie ze strony amatorów niż historyków zawodowych. Od 2008 r. wprowadziliśmy objazdy rowerowe na tereny, które badamy. Odwiedziliśmy już kilkaset miejscowości, niemal codziennie odbywając spotkania z miejscowymi mieszkańcami – nauczycielami, przewodnikami, pracownikami muzeum czy domu kultury. Cieszyły się one dużym zainteresowaniem, przychodziło zazwyczaj na nie kilkadziesiąt osób.
Co więcej, kontakt z mieszkańcami danych terenów bywał również pomocny przy ustalaniu lokalizacji, kiedy w źródłach historycznych występowały nazwy bez kontekstu przestrzennego. Często zdarzało się tak, że w danej miejscowości lub wsi wystarczyło wejść do sklepu i spytać o to miejsce, a okazywało się, że tak nazywa się np. czyjeś pole.
PAP: W tym roku zostaną opublikowane ostatnie tomy Atlasu Historycznego Polski. Oznacza to koniec serii, której fundamenty sięgają XIX wieku…
Prof. Marek Słoń: Stanisław Smolka, mówiąc o potrzebie opracowania takiego atlasu, tłumaczył jego cel: że jest on potrzebny w momencie, kiedy historyk trafi w źródle na dane geograficzne, które będzie mógł od razu uzmysłowić sobie przestrzennie. Chciał, aby były drukowane na tanim papierze mapy konturowe – nazywał je „ślepymi mapami” – na których można byłoby robić notatki z czytania źródeł. Obecnie, dzięki narzędziom technologicznym, możemy sprawić, że osoba, która czyta źródło i znajdzie nazwę wsi, będzie mogła łatwo połączyć wzmiankę w tekście z punktem w przestrzeni i zapisać to w bazie danych.
Prof. Marek Słoń: Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to zainteresowanie jest większe właśnie ze strony amatorów niż historyków zawodowych. Od 2008 r. wprowadziliśmy objazdy rowerowe na tereny, które badamy. Odwiedziliśmy już kilkaset miejscowości, niemal codziennie odbywając spotkania z miejscowymi mieszkańcami – nauczycielami, przewodnikami, pracownikami muzeum czy domu kultury. Cieszyły się one dużym zainteresowaniem, przychodziło zazwyczaj na nie kilkadziesiąt osób.
Seria zostanie zakończona wydaniem ostatnich tomów „Atlasu” dotyczących Kujaw i Podlasia oraz suplementem do tomu poświęconego Prusom Królewskim. Ukaże się także połączona reedycja całej serii wraz z jej tłumaczeniem na angielski. Jednocześnie będzie opracowana interaktywna baza obrazująca wszystkie dotychczasowe treści. Zatem futurystyczna idea prof. Smolki z XIX w. znajdzie realizację po 140 latach.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /