W biografii Marka Grechuty "Chwile, których nie znamy" Marta Sztokfisz opowiada m.in. o tym, czego publiczność nawet się nie domyślała - poważnej chorobie, z którą piosenkarz zmagał się niemal całe życie. Książka właśnie trafia do księgarń.
Jeden z najpopularniejszych polskich piosenkarzy, jedyny, któremu udało się spopularyzować wiersze Mickiewicza czy fragmenty "Wesela" Wyspiańskiego, potrafił przyjechać na koncert i odmówić występu. "Trzeba go było namawiać. Albo schodził ze sceny w połowie recitalu. Zaskoczona publiczność myślała, że się upił lub, że otoczony blaskiem sławy, lekceważył ludzi... A on nie był wstawiony ani zmanierowany, tylko coraz częściej miał nawroty choroby" - pisze Marta Sztokfisz, autorka biografii Marka Grechuty "Chwile, których nie znamy", która w środę trafiła do księgarń.
"W książce opowiadam m.in. o skrywanych przez lata faktach z życia artysty, człowieka niezwykłego, a jednocześnie cierpiącego z powodu choroby, która położyła się cieniem na jego życiu i twórczości. Miał chorobę afektywną dwubiegunową, zwaną dzisiaj cyklofrenia. Podobno leki nie były właściwie dobrane. Mam nadzieję, że ucięłam wreszcie plotki o alkoholizmie Grechuty. Ileż razy spotykałam się z wypowiedziami, że to wybitny artysta, ale alkoholik. Mówili to ludzie z branży, także muzycy, bo zdarzało się, że podczas koncertów Grechuta chwiał się na scenie, czasem przerywał występ. Moja książka rzuca światło na życie piosenkarza, który starał się radzić sobie z życiem i pracą, mimo choroby. Artysta tak bardzo potrzebował aplauzu publiczności, że decydował się na koncerty, kiedy choroby nie dało się już ukryć, gdy miał trudności ze śpiewaniem. Publiczność mu pomagała, ludzie znali jego piosenki na pamięć. "Przychodzili na swoją młodość, miłość, wspomnienia" - mówi Marta Sztokfisz.
Jeden z najpopularniejszych polskich piosenkarzy, jedyny, któremu udało się spopularyzować wiersze Mickiewicza czy fragmenty "Wesela" Wyspiańskiego, potrafił przyjechać na koncert i odmówić występu. "Trzeba go było namawiać. Albo schodził ze sceny w połowie recitalu. Zaskoczona publiczność myślała, że się upił lub, że otoczony blaskiem sławy, lekceważył ludzi... A on nie był wstawiony ani zmanierowany, tylko coraz częściej miał nawroty choroby" - pisze Marta Sztokfisz.
Grechuta był dla wielu uosobieniem dobrze wychowanego młodego człowieka. Pochodził z mieszczańskiej zamojskiej rodziny, w szkole był prymusem, idealne dziecko, wzorowy młodzieniec, pociecha i duma samotnie wychowującej go matki. "Ubierał się w nieco staroświeckim stylu. Gdy chłopcy z zespołu Anawa nosili spodnie dzwony lub zdobywane za granicą wojskowe zielone kurtki, on chodził w trenczu a la Humphrey Bogart w filmie +Casablanca+. Marek był w dobrym tonie i ten dobry ton został doceniony w Krakowie" - pisze Marta Sztokfisz.
Od dziecka pociągała go poezja i muzyka, ale studiował zapewniającą konkretny zawód architekturę. Obrona jego pracy magisterskiej stała się wydarzeniem towarzyskim Krakowa, z udziałem fanek piosenkarza. "To nie był facet ani rozrywkowy, ani towarzyski, choć miał poczucie humoru, chętnie przebywał z ludźmi, którzy nadawali na podobnych falach" – czytamy w książce. Romantyk Grechuta zachował w sercu obraz idealnej miłości, młodzieńczego uczucia łączącego go z urodziwą Halinką M. (jest lekarzem, profesorem psychiatrii). Rozstanie z nią, porzucenie przez nią mogło uaktywnić chorobę – przypuszcza kuzyn piosenkarza.
W 1967 roku z "Tangiem Anawa" wystartował w eliminacjach do Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Przeszedł do półfinału, ale jury nie podobała się poważna interpretacja Grechuty, to, że stoi na scenie nieruchomo. "Na sali była Ewa Demarczyk, która tupnęła nogą i przekonała jurorów. +Tango Anawa+ – pierwszy przebój grupy - zajęło drugie miejsce w konkursie transmitowanym przez telewizję. Przed Markiem otworzyła się brama do sławy" – mówi pisarka.
26-letni Grechuta miał już za sobą nagranie dwóch płyt. Poznał też trud utrzymywania rodziny z występów i nagrań. Koncerty go wyczerpywały, nie najlepiej też znosił krytykę. "Mocno przeżywał, gdy ktoś źle o nim napisał. Ci, którzy wiedzieli, że choruje, zawsze się tego wystrzegali. Nie chcieli go irytować. Marek był bardzo wrażliwy i to się nasiliło, kiedy zachorował. Nie przyjmował krytyki, nawet delikatnej, na przykład że za cicho śpiewał... Reagował niespokojnie" - mówił Marta Sztokfisz.
W życiu artysty okresy optymizmu, aktywności, przekonania o własnej wartości przeplatają się z okresami apatii. "W depresji Marek nie był w stanie ruszyć nawet ręką. Paraliżował go lęk. Nie kończył prób, a pod wpływem opanowującej go nagle wizji strachu i smutku gnał gdzieś przed siebie, nie wiadomo dokąd" - pisze autorka biografii. W 1972 roku nastąpiło rozstanie Grechuty z Janem Kantym Pawluśkiewiczem i zespołem Anawa, a zdaniem autorki, jednym z powodów mogła być trudna współpraca z Grechutą spowodowana jego chorobą.
W 1999 roku o rodzinie Grechutów znowu zrobiło się głośno. Zniknął ukochany, jedyny syn piosenkarza – Łukasz. Jak później powiedział, postanowił przemyśleć swoje życie, wyrwać się do samodzielności. Po niespełna dwóch latach rodzice dostali wiadomość, że syn jest we Włoszech. "Późny Grechuta śpiewa przejmujące dramatyczne traktaty, wiersze dla dzieci i rodziców, wspomina bliskie mu miejsca, mówi o wartościach fundamentalnych" - pisze Marta Sztokfisz.
Grechuta zmarł w swoim domu, 9 października 2006 roku, niemal dokładnie osiem lat temu.
Książka "Chwile, których nie znamy. Opowieść o Marku Grechucie" Marty Sztokfisz ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. (PAP)
aszw/ abe/ ls/