Wschodnie ziemie Rzeczypospolitej w polskiej tradycji i literaturze określa się jako Kresy. „Samo pojęcie kresu, czyli końca, konstruowane było z perspektywy centrum, oznaczającego w tym przypadku etniczne obszary polskie. Słowo to, silnie zakorzenione w polskiej kulturze, do dziś wywołuje wśród Litwinów, Białorusinów czy Ukraińców negatywne skojarzenia – w odczuciu tych nacji jest zbyt polskie i podkreśla peryferyjność tych ziem” – zastrzega autor.
Obszar Kresów Wschodnich obejmował województwa: wileńskie, nowogródzkie, poleskie, wołyńskie, lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie oraz wschodnią część województwa białostockiego (Grodno, Wołkowysk). „Regiony te posiadały szereg cech, które wskazywały na ich odmienność oraz wyróżniały je na tle centralnych i zachodnich części kraju” – czytamy.
Struktura narodowościowa na tych ziemiach była skomplikowana, co było kluczowe dla polityki państwa wobec ziem kresowych – obok siebie współegzystowali przecież Polacy, Litwini, Białorusini, Ukraińcy oraz Żydzi. Na początku XX wieku u naszych wschodnich sąsiadów budziło się poczucie własnej świadomości narodowej, a także doświadczyli oni nowej ideologii, jaką był komunizm. „Oba te czynniki w sposób bezpośredni wpływały również na kształtowanie się wzajemnych relacji” – podkreśla Wojciech Śleszyński. W nowej sytuacji politycznej, powstałej po I wojnie światowej, na dobrosąsiedzkie doświadczenie coraz częściej nakładały się tendencje izolacyjne, a we wzajemne relacje państw coraz częściej wkraczała niepewność i obawy. Jak wskazuje Wojciech Śleszyński, „sąsiedztwo równie dobrze mogło pełnić rolę integrującą, jak i dezintegrującą. Sprzyjało to powstawaniu uprzedzeń i stereotypów, które – siłą rzeczy – przyczyniały się do uproszczeń w postrzeganiu rzeczywistości”.
Również w polityce narodowościowej starano się wykorzystywać lokalne separatyzmy. Celem tych działań było osłabienie nacjonalizmów integrujących grupy mniejszościowe, a równocześnie wzmocnienie polskiego poczucia narodowego. Polskie władze przez całe dwudziestolecie międzywojenne zakładały, że uda się pozyskać dla polskiej racji stanu i szybko zasymilować mniejszości słowiańskie.
Przykładem polityki asymilacyjnej była wojskowa akcja osadnicza, którą zainicjował 17 grudnia 1920 r. Sejm. „Władze liczyły, że osadnicy wojskowi, pełniący rolę naturalnych liderów społecznych, przyciągną do siebie miejscowych chłopów” – czytamy. Propagując nowe metody upraw i organizowanie spółdzielni mieli dawać przykład reszcie chłopskiej społeczności. „Rzeczywistość okazała się jednak bardziej skomplikowana. Dopiero w latach trzydziestych relacje pomiędzy osadnikami, a miejscową ludnością zaczęły się poprawiać. Jednak bariery, uprzedzenia i poczucie krzywdy było zbyt silne, aby można było je łatwo przełamać” – ocenia Śleszyński.
Ale nie tylko polityka osadnicza była narzędziem polonizacyjnym. Jednym z kluczowych elementów była także szkoła. Jak podkreśla autor, „rozwój polskiego szkolnictwa na ziemiach wschodnich był jednym z priorytetów władz. W Warszawie zdawano sobie sprawę, że będzie to klucz do zdobycia przewagi narodowościowej”. Kresowa szkoła – obok religii, kultury, służby wojskowej i polityki osadniczej – miała być kluczowym elementem polonizacji mniejszości.
Taka polityka państwa była akceptowalna przez społeczność polską, ale mniejszości narodowe podchodziły do niej z rezerwą. Ale ta rezerwa nie była jednostronna – również w ten sposób odnosiły się polskie władze do miejscowych, niepolskich społeczności, unikając zaangażowania ich w tryby funkcjonowania państwa. „Nie sprzyjało to budowie wspólnoty, a wyrzucone poza nawias duże grupy osób narodowości innej niż polska były mimowolnie spychane w kierunku działalności antypaństwowej” – pisze Wojciech Śleszyński.
Władzom polskim nie udało się również odwrócić gospodarczej zapaści Kresów Wschodnich. Był to najbardziej zacofany gospodarczo obszar przedwojennej Polski, jednak brakowało środków finansowych, aby przeprowadzić wielkie przedsięwzięcia inwestycyjne mogące pobudzić ekonomię.
Trudno jest się zatem dziwić, że we wrześniu 1939 r. miejscowe społeczności bez żalu, a w najlepszym przypadku z obojętnością, żegnały się z II RP – krajem, który nigdy do końca nie stał się ich państwem. Na tych obszarach jedynie sami Polacy byli silnie związani z państwem polskim. „W nowej rzeczywistości politycznej, w okresie okupacji sowieckiej, to właśnie im przyszło zapłacić za to przywiązanie najwyższą cenę” – podsumowuje Wojciech Śleszyński.
Książkę „Życie na Kresach. Województwa wschodnie II Rzeczypospolitej (1919-1939)” Wojciecha Śleszyńskiego wydało Muzeum Pamięci Sybiru.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/