Konstytucja 3 Maja nie była „ostatnim akordem” (choćby i wspaniałym) długotrwałego upadania wielkiej Rzeczypospolitej. Była przede wszystkim próbą jej ratowania i odnowy poprzez reformy, które w swej śmiałości i nowoczesnym charakterze mogły uczynić połączone Polskę i Litwę potęgą. Tylko w jednym sensie Konstytucja mogła przyspieszyć ostateczny rozbiór RP: wzmocnienie kraju było zagrożeniem dla zaborców, z Rosją na czele.
To jedna z tez, która wyłania się ze świetnej, syntetycznej, ale obfitującej w szczegóły książki Richarda Butterwicka, profesora historii Uniwersytetu Londyńskiego, doktora Oxfordu, naukowca specjalizującego się w historii XVIII- wiecznej Polski.
Spojrzenie na Rzeczpospolitą Obojga Narodów obejmuje dzieje jej wielkości i upadku niejako z lotu ptaka − być może takiej optyce sprzyja narodowość autora. Historyk zdaje się bardzo obiektywnie i wnikliwie patrzeć na opisywane wydarzenia, potrafi rzucić je na szerszy plan sytuacji w Europie, nieco abstrahować (choć nie całkiem – o czym będzie mowa dalej) od współczesnych i niemal współczesnych politycznych aspektów postrzegania Konstytucji 3 Maja. Jaki obraz przedstawia? Oto wielka Polska jagiellońska, po unii polsko-litewskiej prawdziwa potęga, powoli, choć nieubłaganie traci swoją siłę. Po śmierci Zygmunta Augusta (1572) powstaje fundament Rzeczypospolitej – tryb wybierania władców viritim, czyli przez całą szlachtę. Rozwiązanie to miało służyć zapewnieniu bezpieczeństwa zewnętrznego i spokoju wewnętrznego całej wspólnoty. Krytykowany po dziesiątkach i setkach lat system (mający być nieskutecznym i prowadzącym do anarchii) w istocie był awangardowy i niezwykle nowoczesny, idealistyczny w założeniach, ale jednocześnie pragmatyczny w celach i przewidywanych wówczas skutkach.
Butterwick drobiazgowo analizuje przyczyny, jakie sprawiły, że system ów uległ erozji, utracił skuteczność i de facto stał się własnym zaprzeczeniem – miał być ochroną, stał się zagrożeniem. Autor dostrzega niuanse, bynajmniej nie za często wskazywane w polskiej literaturze. Otóż pogłębiającej się zapaści politycznej Rzeczypospolitej w połowie XVIII wieku towarzyszyła świetna koniunktura gospodarcza − po siedemdziesięciu latach ciągłych wojen, klęsk głodu, oziębiającego się klimatu nastąpiło ekonomiczne ożywienie. Gdy sytuacja gospodarcza się poprawia, naturalny jest lęk przed zmianami mogącymi (w wyobrażeniach ówczesnych) zahamować rozwój i przypomnieć niedawną biedę − zdecydowanie gorsze standardy życia. Co więc wydaje się gwarantem utrzymania status quo? „Sprawdzone rozwiązania” z liberum veto na czele! Większość średniej i drobnej szlachty czuła, że życie jest łatwiejsze i bardziej przewidywalne niż w latach jej młodości, zatem Rzeczpospolita jest w dobrej kondycji i reformatorzy mogą okazać się w istocie apostołami zmian nie na lepsze, ale na gorsze. To, co przez lata (zwłaszcza w PRL) było wskazywane jedynie jako przykłady egoizmu, pieniactwa itd., mogło mieć za przyczynę (obok rzeczywiście istniejących fałszywych intencji) również w jakiejś mierze troskę o to, by nie wróciły złe czasy (szlachta – jakżeby inaczej – własną biedę postrzegała jako biedę Rzeczypospolitej, ale to już temat dla historyków-socjologów).
Oczywiście pojawiały się w XVIII wieku analizy i prace głębiej wskazujące na zagrożenia. Prof. Butterwick jako najwybitniejszego z niedoszłych reformatorów państwa wskazuje Stanisława Konarskiego, pedagoga, pijara, który w opublikowanym ostatecznie w 1763 roku dziele „O skutecznym rad sposobie, albo o utrzymywaniu ordynaryjnych sejmów” punkt po punkcie obala argumenty podnoszone przez obrońców liberum veto.
Wydarzenia kolejnych lat są dobrze znane, uczymy się o nich w szkole: konfederacje, I rozbiór, Sejm Czteroletni, wcześniej złudzenia Stanisława Augusta co do intencji jego dawnej kochanki Katarzyny („polski król wierzył, że w interesie Rosji leżało posiadanie oświeconego, rozwijającego się i dobrze zarządzanego sąsiada i sojusznika. Być może miał rację, ale caryca miała na tę sprawę inny pogląd” – pisze z ironią prof. Butterwick). I nadchodzi 3 maja 1791 r. Konstytucja ograniczała demokrację szlachecką (znosiła liberum veto), by bronić szlacheckiego kraju. W sporej mierze zrównywała prawa szlachty i mieszczaństwa w imię podtrzymania rozwoju gospodarczego, łagodziła nieco pańszczyznę, czyniła Rzeczpospolitą krajem mogącym poszczycić się jedną z dwóch najnowocześniejszych „ustaw zasadniczych” w świecie (obok konstytucji amerykańskiej), z perspektywami na przywrócenie silnej pozycji.
Magnacka zdrada w Targowicy, labilność króla, determinacja zaborców – znany splot tych okoliczności po roku zakończył piękny sen. Butterwick błyskotliwie analizuje przyczyny owego „przebudzenia”, każdy rozdział z wydanej przez MHP książki wnosi jakieś świeże spojrzenie na znane z podręczników wydarzenia. Niezwykle istotne są też – otwierające i zamykające publikację – odniesienia do współczesności, do XX wieku, kiedy to Konstytucja 3 Maja i pamięć o niej była nośnikiem ideałów opozycji, sprzeciwu wobec władz PRL podlegających wszak Rosji (tyle że komunistycznej). Można powiedzieć, że Konstytucja 3 Maja – choć nie zastopowała agonii Rzeczypospolitej − wskazywała, że zawsze należy podejmować próby zmian, gdy dzieje się źle. Jak w przedmowie do książki Butterwicka pisze Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski, uchwalenie Konstytucji 3 Maja było „aktem roztropności elit, świadczącym o umiejętności porozumienia ponad podziałami, o zdolności zdiagnozowania największych bolączek ustrojowych państwa i woli ich naprawienia”.
Na tym polega wielkość Konstytucji i w tym kryje się istota potrzeby pamiętania o niej – taki wniosek wyłania się z książki.
Muzeum Historii Polski jest również partnerem wydań litewskiego i ukraińskiego książki, które wkrótce ukażą się w Wilnie i w Kijowie. „Konstytucja 3 Maja. Testament Rzeczypospolitej Obojga Narodów” – do kupienia na stronie MHP.
Emil Marat
Źródło: MHP