Około 200 osób uczestniczyło w poniedziałek, w Dniu Pamięci Holokaustu, w wileńskim Marszu Żywych. Wśród uczestników marszu byli m.in. potomkowie ofiar wileńskiego getta z Izraela, USA, Austrii i Australii, a także szef dyplomacji Litwy Linas Linkeviczius.
Tradycyjna trasa marszu, mierząca około kilometra, prowadzi od stacji kolejowej w wileńskich Ponarach do miejsca zagłady Żydów w lesie ponarskim. To ostatnia droga, jaką pokonywali skazani na śmierć.
Podczas II wojny światowej las w Ponarach pod Wilnem był miejscem masowych mordów dokonywanych przez oddziały SS, policji niemieckiej i kolaborującej z Niemcami policji litewskiej. Niemcy, wspomagani przez ochotnicze oddziały litewskie, wymordowali tu około 100 tys. ludzi, w tym około 60-70 tys. Żydów, około 20 tys. Polaków – inteligencji wileńskiej, żołnierzy AK - a także Romów, Rosjan i Litwinów.
„Marsz Żywych to nasz wspólny przekaz dla przyszłych pokoleń, że tragedia Holokaustu nigdy nie zostanie zapomniana” - powiedział minister Linkeviczius. Ponary „nie są chlubnym miejscem”, ale "powinniśmy o nim wiedzieć, bo to również nieodłączna część naszej historii” - dodał.
Przed wojną na Litwie mieszkało około 200 tys. Żydów. 90 proc. społeczności żydowskiej wymordowano w czasie wojny.
Z Wilna Aleksandra Akińczo (PAP)