Mościska - uroczystości pogrzebowe żołnierzy Wojska Polskiego poległych we wrześniu 1939 r. pod Lwowem. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Nasza wspólna polsko-ukraińska historia jest bardzo trudna. Wszystko to, co działo się przez ostatnie kilkanaście miesięcy, to przełom - powiedziała PAP minister kultury i dziedzictwa narodowego Marta Cienkowska. Dodała, że polityka pamięci i kultura pamięci jest bardzo ważną częścią opracowywanej szerszej strategii.
PAP: Dokładnie tydzień temu odbył się pochówek żołnierzy Wojska Polskiego w Mościskach. Przy tej okazji miało dojść do spotkania strony polskiej z ukraińską w sprawie kolejnych ekshumacji. Co udało się ustalić? Kiedy realnie może dojść do kolejnych prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych na Ukrainie?
Minister Marta Cienkowska: Relacje polsko-ukraińskie i wszystko to, co działo się przez ostatnie kilkanaście miesięcy, to przełom. Przez wiele lat nie udawało się uzyskać żadnej zgody na ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej, nawet na prace poszukiwawcze. W 2024, w momencie, kiedy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przejęło sprawę, powstała polsko-ukraińska grupa robocza ds. dialogu historycznego, sprawa ruszyła.
Do tej pory nie udawało się doprowadzić do jakiejkolwiek zgody i konsensusu w tej sprawie. Dzięki działaniom Ministerstwa Kultury, przy ogromnym wsparciu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i naszych dyplomatów, doszło wreszcie do sytuacji naprawdę przełomowej.
PAP: Czy udaje się powoli likwidować tzw. białe plamy w naszej historii?
M.C.: Nasza wspólna polsko-ukraińska historia jest bardzo trudna. Zdajemy sobie z tego sprawę nie tylko my, ale także Ukraińcy, szczególnie ci, którzy mieszkają na tych terenach.
Byłam głęboko poruszona pochówkiem żołnierzy Wojska Polskiego w Mościskach. Całe miasteczko stanęło, ludzie wyszli z domów na ulicę, kiedy w kondukcie pogrzebowym odprowadzaliśmy szczątki ofiar na cmentarz. Uroczystości wywołały ogromne poruszenie wśród mieszkańców, u których wciąż żywa jest pamięć tej historii. To było wzruszające. Wydarzenie pokazało też duże zaangażowanie strony ukraińskiej. Zarówno w Puźnikach, jak i w Mościskach byli przedstawiciele ukraińskiego rządu, żołnierze polscy i ukraińscy.
PAP: Czy wkrótce można spodziewać się kolejnych zgód, na przykład na prace poszukiwawcze w Hucie Pieniackiej?
M.C.: Oficjalnej zgody jeszcze nie ma, ale jesteśmy na dobrej drodze, żeby to się wydarzyło. Robimy to krok po kroku, ale też to nie jest tak, że strona ukraińska nam mówi „coś za coś”.
Mamy zgodę na prace poszukiwawcze w Ugłach. Mam nadzieję, że uda nam się do końca roku zrobić rekonesans na miejscu. Zima to nie jest dobry czas na prowadzenie prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych. Musimy poczekać przynajmniej do wiosny.
Plan jest taki: Ugły, Huta Pieniacka, potem prawdopodobnie znowu wrócimy do Puźnik, bo podejrzewamy, że tam może znajdować się druga zbiorowa mogiła. Na naszej liście są też kolejne miejscowości, ale z doświadczenia wiemy, że tak dużo w jednym roku nie uda nam się zrobić, więc będziemy działać po kolei. W sumie wniosków do rozpatrzenia czeka ponad dwadzieścia.
PAP: Jak podsumowałaby pani dotychczasową współpracę ze stroną ukraińską?
M.C.: Nie ukrywam, że na początku było trudno. Nie spotykamy się po to, żeby porozmawiać o wymianie młodzieży czy wspólnych projektach kulturalnych, tylko o wydarzeniach, które są niełatwą historią w perspektywie obu narodów. Współpraca przebiega coraz lepiej dzięki otwartości obu stron – polskiej i ukraińskiej. Weźmy pod uwagę także to, w jakiej sytuacji obecnie jest Ukraina. To jest państwo, które jest w stanie brutalnej wojny, zatem otwieranie skomplikowanych tematów historycznych nie mogło trafić na gorszy moment. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, że mogłoby do tych rozmów nie dojść, ani tego, że kiedykolwiek porzucimy ten dialog. Plany są dalekosiężne i długoterminowe.
PAP: Na kiedy zaplanowane jest kolejne spotkanie grupy roboczej?
M.C.: Możliwe, że spotkamy się jeszcze w grudniu, żeby dopiąć ustalenia. Konkretna data nie jest wyznaczona.
PAP: W jaki sposób w polityce resortu kultury zachować balans pomiędzy naciskiem na politykę historyczną, której rolę akcentowała pani bardzo mocno w pierwszych wystąpieniach, a wyzwaniami poszczególnych grup zawodowych współtworzących polską kulturę?
M.C.: Moja praca polega na rozumieniu interesów wszystkich grup, które podlegają pod Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest to ponad 450 instytucji narodowych, współprowadzonych, podległych albo przez nas nadzorowanych: od teatrów, poprzez szkoły muzyczne, uniwersytety artystyczne, ale także takie instytucje jak Instytut Pileckiego oraz Muzeum Historii Polski. Zaliczają się do tego również sektory kreatywne, jak design czy gaming.
Polityka pamięci i szerzej: kultura pamięci jest częścią naszego polskiego DNA, łączy się z naszymi wartościami, z pragnieniem wolności i poczuciem solidarności. Jest to jedno z najważniejszych zagadnień, którymi powinno zajmować się Ministerstwo, szczególnie w kontekście młodego pokolenia, edukacji historyczno-kulturowej, ale także koordynacji działań wszystkich naszych instytucji, które pracują w obszarze polityki pamięci, a których jest pod nadzorem ministerstwa około 70–80.
Nie mówię, że polityka pamięci i kultura pamięci to jedyny priorytet spośród tych, jakie będą realizowane w ministerstwie, ale niewątpliwie jest bardzo ważną częścią opracowywanej właśnie szerszej strategii.
PAP: Strategię opracowuje MKiDN w porozumieniu z Muzeum Historii Polski?
M.C.: Muzeum Historii Polski jest liderem projektu, ale dyrektor Marcin Napiórkowski współpracuje z różnymi instytucjami - Instytutem Pileckiego, Archiwami Państwowymi; rozmawia z dyrektorami najważniejszych instytucji muzealnych w Polsce, naukowcami, którzy zajmują się polityką pamięci.
To oczywiście nie oznacza, że będziemy uwzględniać jedynie narrację przygotowaną przez dyrektora Napiórkowskiego. Do udziału w tworzeniu strategii, która będzie satysfakcjonująca dla wszystkich stron dyskusji, zaproszeni są też inni historycy, filozofowie i profesorowie. To jest ciekawa, niełatwa i bardzo emocjonalna dyskusja, ale taka też jest nasza historia.
Dyrektor MHP zaplanował cały harmonogram prac nad strategią. Mamy otwierający tekst i założenia, potrzebujemy jeszcze elementów wykonawczych.
PAP: Kiedy można spodziewać się prezentacji ostatecznej wersji strategii?
M.C.: W przyszłym roku zorganizujemy konferencję, na której będziemy mówić o tym, co udało się ustalić. Obecnie jesteśmy na etapie układania poszczególnych elementów.
PAP: Jak wygląda harmonogram prac nad projektem nowelizacji ustawy medialnej? Kiedy może trafić do Sejmu?
M.C.: Ustawa jest napisana i skonsultowana z całym środowiskiem. Doszliśmy do porozumienia z Ministerstwem Finansów, jeśli chodzi o wysokość finansowania mediów publicznych z budżetu państwa. Dokument został wysłany do Zespołu ds. Programowania Prac Rządu. Sprawdzamy na tym etapie, czy któreś z ministerstw albo Rządowe Centrum Legislacji (RCL) nie ma do niego uwag. Jeśli okaże się, że nie, albo że są to uwagi, które możemy wyjaśnić, ustawa wejdzie na posiedzenie rządu. Po przyjęciu jej przez Radę Ministrów chcemy ją wysłać równolegle do konsultacji społecznych oraz międzyresortowych.
W zależności od tego, jak dużo będzie uwag zarówno w jednych, jak i w drugich konsultacjach, będziemy pracować nad kolejną wersją projektu. Mamy oczywiście nadzieję, że wszystko będzie zaakceptowane, nikt nie będzie miał żadnych uwag, bo to jest po prostu dobrze napisana ustawa. Jestem jednak realistką, więc biorę pod uwagę również inne warianty.
Obiecaliśmy ludziom, że konsultacje będą trwały minimum miesiąc, więc nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu, jeżeli w listopadzie ustawa wyjdzie z rządu, to przynajmniej do końca grudnia będziemy mieć konsultacje społeczne i międzyresortowe. To jest superoptymistyczny scenariusz. Szacunkowo ustawa może trafić do komisji sejmowych w lutym albo marcu. Praca nad ustawą to jest minimum sześć miesięcy, a my jesteśmy na etapie pierwszego tekstu ustawy.
PAP: Jaki jest plan „B” rządu w sprawie mediów publicznych, zakładając scenariusz, w którym prezydent nie podpisze tej ustawy? Czy możliwe jest zniesienie likwidacji mediów publicznych inną drogą?
M.C.: Zawsze mam plan „B” i „C”, ale nie chciałabym o nich opowiadać, bo zależy mi najbardziej na tym, żeby zadziałał plan „A”. Jeśli z jakiegoś powodu to się nie zdarzy, wtedy będziemy wdrażać plan „B”.
PAP: Czy przewidujecie rozmowy z prezydentem na ten temat?
M.C.: Na tym etapie nie. Ustawa jest przygotowana ze stroną społeczną. Prezydent chce uchodzić za polityka, który strony społecznej słucha. Był kandydatem obywatelskim, więc zakładam, że będzie popierał ustawę, która wychodzi wprost od strony społecznej. Na tym etapie nie planuję już konsultacji, bo też nie jest naszą rolą konsultowanie tekstów ustaw z prezydentem, to nie powinno tak wyglądać. Proszę pamiętać, że jeżeli prezydent z jakichkolwiek powodów będzie chciał zawetować ustawę, to nikt go nie powstrzyma.
Uważam jednak, że tak się nie stanie; liczę na to, że prezydent zachowa się odpowiedzialnie. Chodzi przecież nie tylko o ustabilizowanie sytuacji mediów publicznych w Polsce, nie tylko o kwestię realizacji misji publicznej, stabilnego finansowania, lecz także o naszą sytuację międzynarodową. W sierpniu powinniśmy wdrożyć Europejski Akt o Wolności Mediów. Brak podpisu prezydenta narazi Polskę na wysokie kary finansowe.
PAP: MKiDN zaprezentowało także projekt ustawy o ochronie rynku książki, bardzo potrzebny. Chcieli go mniejsi księgarze, tyle że z punktu widzenia ekonomicznego „rozwala” dotychczasowy system.
M.C.: Jeżeli chcemy, żeby w Polsce były wydawane książki, a pisarze byli obecni w sektorze kultury, to te rozwiązania są niezbędne. Dotychczasowy system nie działa. Odbyliśmy wiele spotkań w tej sprawie z całym sektorem. Powołaliśmy Zespół do spraw pola literackiego, który nakreślił wszystkie problemy związane z sytuacją czytelnictwa w Polsce. Sytuacja twórców i twórczyń jest bardzo trudna. Liczę na to, że dzięki ustawie nie będziemy zamykać rocznie dziesiątek księgarń w Polsce. Naszym celem jest ustabilizowanie sytuacji na rynku książki w Polsce, uwzględniając interesy twórców i czytelników.
PAP: Dotychczas czytelnik miał wybór, gdzie i za jaką cenę kupi książkę, teraz zostaje tego pozbawiony...
M.C.: Za moment książek nie będzie w ogóle, bo nikt już ich nie będzie pisał i wydawał. Jeśli chcemy ustabilizować rynek, to ustawa jest jedyną dobrą odpowiedzią na to.
PAP: Czy rozmowy na temat projektu ustawy były prowadzone także z większymi graczami na rynku?
M.C.: Myślę, że na etapie konsultacji społecznych włączą się wszyscy gracze, nie tylko ci najwięksi.
PAP: Czy przygląda się pani sytuacji w podległych instytucjach, gdzie niedawno nastąpiły zmiany personalne, choćby w Instytucie Pileckiego?
M.C.: W Instytucie Pileckiego sytuacja się ustabilizowała. Czekają nas bardzo trudne decyzje związane z oddziałami zagranicznymi IP, ze strategią Instytutu Pileckiego. Ale najważniejsze jest zaopiekowanie się ludźmi wewnątrz instytucji, którzy przechodzili turbulencje przez ostatnie lata. Sytuacja jest stabilna, zobaczymy, jak będzie dalej.
PAP: Czy czekają nas konkursy w najbliższym czasie, choćby w kontekście kończącej się kadencji dyrektorki artystycznej Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (FPFF) Joanny Łapińskiej?
M.C.: Konkurs na dyrektora zostanie ogłoszony jeszcze w tym roku. Konkursy są elementem polityki resortu kultury. W tym roku przeprowadziliśmy ich około 40. Robimy to w momencie wygaśnięcia kadencji albo w sytuacjach niespodziewanych. Polityka konkursowa zostaje utrzymana. Oczywiście dopuszczam powoływanie dyrektorów bez konkursu, ale chciałabym zachować podejście mojej poprzedniczki, ministry Hanny Wróblewskiej.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)
ksi/ dki/ lm/