Problem rzeczywistej liczby ofiar Czerwca ’56 wraca co pewien czas, m.in. za sprawą opowieści np. o rozstrzeliwaniu żołnierzy niechcących wykonać rozkazu o strzelaniu do robotników. Jak dotąd nie udało się potwierdzić tych rewelacji – mówi PAP dr hab. Konrad Białecki z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Poznaniu.
Polska Agencja Prasowa: Jakie fazy przyjął poznański bunt z czerwca 1956 r.? Kiedy nastąpiła jego kulminacja?
Dr hab. Konrad Białecki: Początkowo przybrał on formę pokojowej demonstracji. Do rangi symbolu nastrojów panujących w początkowej fazie protestu urasta wzajemne upominanie się robotników, aby idąc w stronę centrum miasta „nie deptać trawników”. Na zdjęciach wykonanych w godzinach porannych widać twarze, na których maluje się spokojna determinacja. Powiedziałbym nawet, że w postawie maszerujących był jakiś rodzaj dostojeństwa.
Dopiero fiasko rozmów – najpierw z przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Franciszkiem Frąckowiakiem, a następnie z Wincentym Kraśko z KW PZPR – oraz brak reakcji władz w Warszawie spowodowały wyraźny wzrost napięcia wśród manifestujących.
Ważną rolę w podniesieniu temperatury protestu odegrała też, jak się miało później okazać, plotka o uwięzieniu robotniczych delegatów. Hasła, które wznoszono, jak i te, które pojawiły się czy to na transparentach, czy też na murach lub bokach tramwajów, pokazywały zróżnicowany charakter żądań. Obok: „Precz z normami”, „Żądamy podwyżki”, „Jesteśmy głodni”, „Chleba i wolności”, pojawiły się też „Precz z ruską demokracją”, „My chcemy Boga, żądamy religii w szkołach”, „Precz z katami narodu” czy „Śmierć zdrajcom”.
Dr hab. Konrad Białecki: Ważną rolę w podniesieniu temperatury protestu odegrała, jak się miało później okazać, plotka o uwięzieniu robotniczych delegatów. Hasła, które wznoszono, jak i te, które pojawiły się czy to na transparentach, czy też na murach lub bokach tramwajów, pokazywały zróżnicowany charakter żądań. Obok: „Precz z normami”, „Żądamy podwyżki”, „Jesteśmy głodni”, „Chleba i wolności”, pojawiły się też „Precz z ruską demokracją”, „My chcemy Boga, żądamy religii w szkołach”, „Precz z katami narodu” czy „Śmierć zdrajcom”.
Manifestanci skierowali się też na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich, wzbudzając wśród gości targowych zrozumiałe zainteresowanie. Dodajmy, że po kilku pierwszych godzinach protestu wielu spośród tych, którzy pojawili się rankiem na ulicy Czerwonej Armii, poszło do domów, ale powrócili do zakładów pracy. Pozostali albo brali udział w oblężeniu budynku Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego, albo atakowali posterunki MO w stolicy Wielkopolski i pod Poznaniem, albo niszczyli urządzenia zagłuszające audycje Radia Wolna Europa, albo przyczynili się do zdobycia więzienia przy ul. Młyńskiej itp. Pojedyncze strzały słyszano w Poznaniu jeszcze następnego dnia, 29 czerwca.
Nadmienię, że niektórzy z walczących żywili nadzieję na to, że wydarzenia w Poznaniu stanowią jedynie część ogólnopolskiego zrywu. Dodam, że takiego rozwoju wypadków, w którym stolica Wielkopolski mogłaby stać się przykładem dla innych miast, obawiali się także rządzący. Dlatego m.in. zarządzono otoczenie Poznania szczelnym pierścieniem wojsk, aby odciąć „zbuntowane miasto” od innych ośrodków.
PAP: W którym momencie Biuro Polityczne KC PZPR podjęło zatem decyzję o pacyfikacji miasta z wykorzystaniem wojska?
Dr hab. Konrad Białecki: Około godz. 10.00 rozpoczęło się specjalne posiedzenie Biura pod przewodnictwem I sekretarza KC PZPR Edwarda Ochaba. Poinformował on zebranych o posiadanych informacjach dotyczących sytuacji w Poznaniu. Następnie powołano specjalną komisję partyjno-rządową, pod przewodnictwem premiera Józefa Cyrankiewicza, która miała udać się do Poznania, by na miejscu kierować działaniami organów władzy.
Postanowiono również „podciągnąć do Poznania oddziały KBW i wojska. Do stolicy Wielkopolski skierowano m.in. 10 i 19 Dywizję Pancerną 2 Korpusu Pancernego. Około godz. 14.00 przyleciał samolot wiozący gen. Stanisława Popławskiego, który miał pokierować pacyfikacją zbuntowanego miasta. W godzinach popołudniowych i wieczornych żołnierze stopniowo przejmowali kontrolę nad najważniejszymi punktami w stolicy Wielkopolski.
PAP: Czy robotnicy mieli świadomość tego, że ten początkowo pokojowy protest może przemienić się w tak krwawą pacyfikację?
Dr hab. Konrad Białecki: Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Wydaje się, że znając realia życia w Polsce okresu stalinowskiego, protestujący raczej nie mieli wątpliwości co do stopnia bezwzględności rządzących.
Nie oznacza to jednak, że przewidywali wyprowadzenie na ulice wojska i strzelanie do cywilów. Może część z nich liczyła na to, że władze nie ośmielą się użyć broni w obecności tak wielu obcokrajowców, i to nie tylko tych z krajów bloku wschodniego (przypomnijmy, że trwała XXV edycja Międzynarodowych Targów Poznańskich)?
Niewykluczone, że pewien wpływ na decyzję o wzięciu udziału w proteście miało poczucie, że teraz, po śmierci Bolesława Bieruta, będącego „twarzą” stalinizmu w Polsce, można już nieco śmielej wyrażać swoje niezadowolenie? Pragnę jednak podkreślić, że to jedynie spekulacje.
Dr hab. Konrad Białecki: Warto w tym miejscu nadmienić, że w pierwszych dniach po zdławieniu protestu wielu jego uczestników obawiało się naprawdę surowych kar, tym bardziej w kontekście przemówienia radiowego, w którym premier Józef Cyrankiewicz groził: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie”. Władze jednak zdając sobie sprawę z rzeczywistych przyczyn protestu oraz wiedząc, że nie są w stanie surowo ukarać wszystkich buntowników, już na początku lipca odstąpiły od narracji o kontrrewolucji i prowokacji imperialistycznej na rzecz teorii dwóch nurtów – jednym z nich miał być „czysty nurt robotniczego protestu”, a drugim „brudna piana” wystąpień zbrojnych przeciwko władzy ludowej.
Warto w tym miejscu nadmienić, że w pierwszych dniach po zdławieniu protestu wielu jego uczestników obawiało się naprawdę surowych kar, tym bardziej w kontekście przemówienia radiowego, w którym premier Józef Cyrankiewicz groził: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie”. Władze jednak zdając sobie sprawę z rzeczywistych przyczyn protestu oraz wiedząc, że nie są w stanie surowo ukarać wszystkich buntowników, już na początku lipca odstąpiły od narracji o kontrrewolucji i prowokacji imperialistycznej na rzecz teorii dwóch nurtów – jednym z nich miał być „czysty nurt robotniczego protestu”, a drugim „brudna piana” wystąpień zbrojnych przeciwko władzy ludowej.
PAP: Śledztwo IPN wykazało, że w ich trakcie oraz w związku z doznanymi obrażeniami straciło życie 58 osób. Na tę liczbę składa się 50 osób cywilnych, 4 żołnierzy, 1 milicjant i 3 funkcjonariuszy UB. Czy ta liczba może jeszcze ulec zmianie? Z jakimi problemami wiąże się ustalenie rzeczywistej liczby ofiar?
Dr hab. Konrad Białecki: Problem rzeczywistej liczby ofiar wraca co pewien czas m.in. za sprawą pojawiających się w przestrzeni publicznej opowieści np. o rozstrzeliwaniu żołnierzy niechcących wykonać rozkazu o strzelaniu do robotników. Nadmienię, że jak dotąd nie udało się potwierdzić tych rewelacji w oparciu o dokumenty i prace poszukiwawcze w terenie (przeprowadzono m.in. zaawansowane poszukiwania w miejscu wskazanym przez jedną z osób opowiadających o zbiorowej mogile wspomnianych żołnierzy).
Nie możemy też wykluczyć, że kilka dni lub tygodni po „Czarnym Czwartku” nie doszło do śmierci któregoś z rannych opatrywanych w czasie walk w poznańskich szpitalach. W położonym w pobliżu siedziby WUds.BP szpitalu im. Franciszka Raszei 28 czerwca dyrektor Granatowicz polecił w pewnej chwili personelowi, aby ten nie ewidencjonował opatrywanych rannych. Zdaniem ówczesnych pracowników szpitala wynikało to z chęci uchronienia uczestników walk od spodziewanych represji. Podkreślę jednak po raz kolejny, że to jedynie spekulacje.
PAP: Ile osób zostało z kolei rannych? Jaką część z nich stanowiła ludność cywilna, przypadkowi przechodnie?
Dr hab. Konrad Białecki: Jak już wcześniej wspomniałem, najprawdopodobniej nie znamy i raczej nie poznamy rzeczywistej liczby rannych. Szacuje się, że było ich nie mniej niż 650, choć w niektórych opracowaniach historycznych padają większe liczby.
PAP: Jakie represje spotkały protestujących już po zakończeniu buntu?
Dr hab. Konrad Białecki: Zatrzymania, czasem łączące się z pobiciem, aresztowania, wreszcie procesy. Choć spodziewano się, że na ławie oskarżonych zasiądą co najmniej setki osób, ostatecznie w trzech procesach zarzuty postawiono jedynie 22 osobom. Ale nawet w tym wypadku albo zapadały stosunkowo łagodne (szczególnie biorąc pod uwagę ówczesne przepisy) kary, albo odstępowano od karania podsądnych.
Dr hab. Konrad Białecki: Wydaje się, że obszarem, który wart byłby jeszcze spenetrowania badawczego, jest kwestia nastrojów panujących wśród żołnierzy pacyfikujących Poznań. Wiemy np., że niektórzy z nich byli przekonani o tym, że tłumią jakąś inspirowaną przez Niemców rewoltę.
Innym ciekawym wątkiem wartym szerszego zbadania jest wykorzystywanie przez rządzących doświadczeń płynących z Czerwca ’56 w trakcie kolejnych „polskich miesięcy”.
Była to z jednej strony zasługa wybitnych adwokatów broniących oskarżonych, z drugiej wynikało to z atmosfery nadciągających zmian, które miały ziścić się w postaci „Polskiego Października”. Warto wspomnieć, że nie uchroniło to w kolejnych latach niektórych oskarżonych, ale też ich adwokatów, przed różnego rodzaju szykanami administracyjnymi ze strony władz. Ci, którzy ośmielili się podnieść rękę na „władzę ludową”, pozostawali też jeszcze przez długie lata „w zainteresowaniu” organów bezpieczeństwa PRL.
PAP: Czego jeszcze nie wiemy, jeśli chodzi wydarzenia poznańskiego Czerwca?
Dr hab. Konrad Białecki: Wydaje mi się, że obszarem, który wart byłby jeszcze spenetrowania badawczego, jest kwestia nastrojów panujących wśród żołnierzy pacyfikujących Poznań. Wiemy np., że niektórzy z nich byli przekonani o tym, że tłumią jakąś inspirowaną przez Niemców rewoltę.
Innym ciekawym wątkiem wartym szerszego zbadania jest wykorzystywanie przez rządzących doświadczeń płynących z Czerwca ’56 w trakcie kolejnych „polskich miesięcy”.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /