Chcemy sprawić, by na Pol’and’Rock Festival wszyscy czuli się bezpiecznie, dlatego uczestnicy będą testowani szybkim testem. Większość z nich musi być również w pełni zaszczepiona, bo taki jest warunek uzyskania zgody na imprezę masową – mówi PAP Jerzy Owsiak, pomysłodawca i szef Pol’and’Rock Festival.
Polska Agencja Prasowa: Pol’and’Rock Festival to jedna z pierwszych wielkich imprez, które odbywają się w momencie poluzowania obostrzeń i w trakcie zaawansowanego programu szczepień. Jak z pana perspektywy wygląda ta sytuacja i różnica w porównaniu z wcześniejszymi latami?
Jerzy Owsiak: Tworzymy ten festiwal od 26 lat i jego siła wynika z poczucia bycia z sobą. Od wielu lat chcemy, by nasi stali bywalcy czuli, że oni współorganizują ten festiwal. W tym roku dzieje się tak w większym stopniu. O wiele spraw pytamy naszą publiczność. Wiele rzeczy zależy też od wspólnej zgody na różne sytuacje, które jeszcze dwa lata temu były nie do pomyślenia. Polskie festiwale wróciły do życia. Właśnie zakończył się Jarocin i były tam osoby reprezentujące nasz festiwal. Zauważyły jedno: wszyscy pragną słuchać muzyki, czując trawę pod nogami, a nie za pośrednictwem ekranu.
Ale chcę podkreślić, że przygotowania do festiwalu zaczęliśmy w marcu, kiedy nie wiedzieliśmy, jaka dziś będzie sytuacja. Zaryzykowaliśmy. Działamy zgodnie z przepisami, a nawet idziemy dalej. Uczestnicy będą testowani szybkim testem. Wszyscy, którzy znajdą się na terenie festiwalu – zarówno publiczność, jak i obsługa oraz organizatorzy – taki test uprzednio wykonają. Podobna zasada obowiązuje na wielu festiwalach w całej Europie, jak Pohoda na Słowacji czy Exit w Serbii. Na Latitude Festival w Wielkiej Brytanii wymagane jest np. potwierdzenie pełnego zaszczepienia lub okazanie negatywnego wyniku testu wykonanego nie wcześniej niż 48 godzin przed festiwalem.
PAP: Wspomniał pan o obowiązkowych testach. Czy oprócz nich uczestnicy będą musieli okazać przy wejściu certyfikaty COVID-owe?
J.O.: Tak. To było konieczne, żeby dostać zgodę na imprezę masową. Nie udawaliśmy, że to wydarzenie na kilkaset osób, które może obejść te przepisy. To impreza masowa na 20 tys. osób. Te 20 tys. osób to nasz limit. Nikt nam tego nie narzucał. Wynika z tego, że możemy 20 tys. ludzi zapewnić to, czego potrzebują, czyli wodę, warunki sanitarne, obsługę gastronomiczną. Jednocześnie limit miejsc dla osób niezaszczepionych to tylko 250, bo zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów w wydarzeniach tego typu może uczestniczyć nie więcej niż 250 osób bez szczepienia. Reszta musi mieć szczepienia, posiadać certyfikat. Wprowadziliśmy w tym roku – po raz pierwszy i daj Boże ostatni – wejściówki po 49 zł, aby pokryć koszty testów, maseczek, płynów dezynfekujących, które będą na terenie całego festiwalu. Tylko tyle, to nie jest jakikolwiek ekwiwalent ceny za bilet. Każdy, kto zamawiał wejściówkę, został poinformowany, że może być zweryfikowany, jeżeli chodzi o szczepienia. Wejściówki już dawno się rozeszły, więc ludzie odpowiedzialni przyjęli te warunki.
PAP: Stały się one jednak także powodem do dyskusji w mediach.
J.O.: My, Polacy, zawsze mamy powód do narzekań, ale byliśmy nieugięci. Tak dzieje się w całej Europie na poważnych festiwalach. Nie my to wymyśliliśmy. Tak, trzeba być w pełni zaszczepionym i mieć certyfikat do zweryfikowania przez nas, organizatorów. Musimy się z tym pogodzić. Jeżeli chcemy, żeby życie kulturalne odżyło nie tylko na naszym festiwalu, ale w każdym innym miejscu w Polsce, to musimy się tych zasad pilnować i tutaj nie ma dyskusji.
PAP: Zatem nie ma pan wątpliwości, że to była słuszna decyzja?
J.O.: Absolutnie nie mam wątpliwości. Festiwal wyrósł na zasadach, które go stworzyły - wolny wstęp, wolna przestrzeń. Jako organizatorzy musieliśmy zdobyć na to pieniądze, a uczestnicy mieli poczucie ogromnej wolności. Ale przypominaliśmy im, że to na nas spoczywa odpowiedzialność za wszystko, co się tutaj dzieje. Przed pandemią także mieliśmy regulamin i trzymaliśmy się go bardzo mocno. Kiedy przychodzi COVID-19, też się tych zasad trzymamy. Przeszliśmy etap dyskusji z ludźmi.
PAP: Brał pan pod uwagę inny wariant organizacji, np. obowiązkowe certyfikaty, ale za to bez konieczności dodatkowych testów?
J.O.: Nie, jakikolwiek inny wariant nie wchodził w rachubę. Przepisy są rozsądne i mówią, że możecie być razem, pod warunkiem że będziecie po szczepieniach. Właśnie wróciłem z wakacji i nikt z pasażerów nie miał obiekcji – czy to w Polsce, czy tam, gdzie lądowaliśmy – by pokazać paszport COVID-owy. Ja jestem szczepiony. Szczepienia są dla mnie bardzo ważne. Mówię za siebie. Zdecydowaliśmy się też na testy, bo zakładaliśmy je od samego początku, zanim jeszcze pojawiło się rozporządzenie; to według nas najlepszy sposób, żeby zapewnić bezpieczną zabawę wszystkich. Publiczność się z nami zgodziła i nawet po zmianie przepisów uznała, że testy powinny zostać.
Jesteśmy kilka dni przed festiwalem, po spotkaniach ze wszystkimi służbami mundurowymi, i nigdy nam się tak dobrze nie rozmawiało ze służbami. Wszyscy podchodzą do tego bardzo rozsądnie. Po raz pierwszy od czterech lat nie dostaliśmy statutu imprezy o podwyższonym ryzyku. To też pokazuje, że wszystkie służby, a także decydenci doskonale wiedzą, jak się do tego przygotowujemy. Idzie kolejna fala COVID-u. Powinniśmy w tym trudnym życiu zacząć się uczyć przetrwania, jak działać, żeby jednak pójść do kina, teatru.
Okaże się, jak przetestować 20 tys. osób. Oni będą przyjeżdżać partiami. Dzięki systemowi komunikacji wiemy, kiedy kto przyjedzie, ile samochodów dziennie będzie od wtorku. Chcemy to zrobić najlepiej, jak możemy, aby z naszych doświadczeń mogli korzystać inni. W kulturze stagnacja jest nie do odrobienia.
27. Pol'and'Rock Festival odbędzie się 29-31 lipca na Lotnisku Makowice-Płoty i on-line w social mediach Pol'and'Rock. (PAP)
dap/ skp /