Dochód ze sprzedaży książki „Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki” przeznaczony zostanie na pomoc białoruskim dziennikarzom. „Informacja, że powstała taka książka, to dla nich wielkie moralne wsparcie” – powiedział PAP Andrzej Pisalnik, białoruski dziennikarz narodowości polskiej, tłumacz.
Sekretarz Generalny International Association of Press Clubs Jarosław Włodarczyk powiedział podczas poniedziałkowej konferencji prasowej, że "rok po sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach ukazała się książka +Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki+, w której polscy dziennikarze opisują historie reporterów białoruskich". Poinformował, że "pieniądze zebrane z książki przeznaczone zostaną na pomoc dziennikarzom na Białorusi - opłacenie adwokatów i sprzętu potrzebnego do pracy".
Pomysłodawczyni książki Arleta Bojke wyraziła nadzieję, że ta "książka przyniesie coś dobrego". "Bo dziennikarze białoruscy, z którymi rozmawialiśmy, powtarzają, że najważniejsze jest, aby mówić o Białorusi, mówić o nich, żeby wiedzieli, że to, co robili ma sens" - podkreśliła. "Kolejnym celem prowadzonej zbiórki będzie również tłumaczenie tej pozycji na inne języki, najpierw na angielski i niemiecki" - podała.
„Przez pryzmat sylwetek opisywanych dziennikarzy pokazujemy, co tak naprawdę te represje oznaczają dla losów poszczególnych osób i rodzin. Przez historie 20 białoruskich dziennikarzy pokazano, co znaczy żyć i pracować w państwie autorytarnym, dyktatorskim, w którym ta spirala presji dopiero zaczyna się rozkręcać, bo nie ma tygodnia, żebyśmy nie dowiedzieli się o kolejnych zatrzymanych, o kolejnych sprawach karnych, kolejnych dziennikarzach, którzy trafili na komisariat, do aresztu albo musieli wyjechać z kraju ze względu na własne bezpieczeństwo, czasami przenosząc ze sobą całe redakcje” – wyjaśnia redaktor książki Michał Potocki.
Redaktor książki Michał Potocki powiedział, że książka składa się z 20 rozdziałów. "Przez pryzmat sylwetek opisywanych dziennikarzy pokazujemy, co tak naprawdę te represje oznaczają dla losów poszczególnych osób i rodzin". "Przez historie 20 białoruskich dziennikarzy, pokazano, co znaczy żyć i pracować w państwie autorytarnym, dyktatorskim, w którym ta spirala presji, dopiero zaczyna się rozkręcać, bo nie ma tygodnia, żebyśmy nie dowiedzieli się o kolejnych zatrzymanych, o kolejnych sprawach karnych, kolejnych dziennikarzach, którzy trafili na komisariat, do aresztu albo musieli wyjechać z kraju ze względu na własne bezpieczeństwo, czasami przenosząc ze sobą całe redakcje" - wyjaśnił.
Andrzej Pisalnik, jeden z bohaterów książki, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl w rozmowie z PAP przyznał, że "prawo na Białorusi właściwie nie działa, albo jak powiedział Łukaszenka +czasem nie jest istotne prawo, trzeba uciszyć i spacyfikować naród+". "Urzędowa pomoc adwokacka na Białorusi jest bardzo droga, ale adwokat to jedyna osoba, która ma dostęp do naszych kolegów, jest kurierem, pośrednikiem w komunikacji z nimi" - tłumaczył. "Gdyby nasi koledzy nie mieli adwokatów, nie wiedzieliby, co dzieje się na wolności, a informacja, że np. powstała taka książka jak "Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki", to dla nich wielkie moralne wsparcie".
Pisalnik jest też członkiem Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi. Zapytany przez PAP o Andżelikę Borys i Andrzeja Poczobuta (który również jest bohaterem książki), przypomniał, że usłyszeli oni zarzuty rehabilitacji nazizmu, wspominając m.in. o żołnierzach wyklętych. "Warunki w więzieniach są bardzo ciężkie. (...) Andżelika Borys i Andrzej Poczobut przed przeniesieniem do więzienia śledczego w Żodzinie, byli przetrzymywani w więzieniu na - tzw. Wołodarce, czyli przy ul. Wołodarskiego w Mińsku. W tym więzieniu po masowych protestach i po tym, jak Łukaszenka zaczął rozprawiać się z dziennikarzami, było bardzo dużo więźniów politycznych i czasem w przepełnionych celach, połowa więźniów to byli kryminaliści" - tłumaczył. Jednak, jak dodał "w takiej sytuacji więzień polityczny mógł się czuć względnie komfortowo pod względem psychicznym z powodu obecności innych więźniów politycznych".
Według Pisalnika, przeniesienie Borys i Poczobuta "do więzienia w Żodzinie, w którym przebywa większość więźniów kryminalnych, to jedna z najcięższej tortur dla ludzi wykształconych". Innym aspektem poruszonym przez Pisalnika jest to, że więźniowie polityczni mają za sobą środowiska, które ich wspierają i przekazują im paczki. "Więc jeśli w jednej celi jest kilku więźniów politycznych, to te racje żywnościowe wyglądają zupełnie inaczej" - mówił i dodał, że "według zasad panujących w więzieniach należy dzielić się paczkami ze wszystkimi w celi". "Kiedy więc w celi jest tylko jeden więzień polityczny, musi dzielić się z kryminalnymi, którzy raczej nie dostają paczek". Powiedział również, że z jednej strony kryminalni będą traktować więźnia politycznego względnie poprawnie, dopóki mają z niego jakąś korzyść, ale z drugiej strony, często jedzenia z paczki nie starcza dla więźniów politycznych". Dodał, że "to czym karmią w więzieniu białoruskim, tego nie da się jeść, bo można mieć problemy żołądkowe albo stracić zęby przez brak witamin".
Pisalnik dodał, że "bardzo obawia się o los Andżeliki Borys, bo miała ona problemy zdrowotne". "Ostatnio docierają do nas sygnały, że ona na nic się już nie skarży, co może oznaczać, że pogodziła się z losem, ale też pogodzenie się z losem i opuszczenie rąk może oznaczać, że w tym środowisku tych kryminalnych, może zacząć degradować się osobowość i to jest bardzo duże niebezpieczeństwo" - mówił.
Jak podali autorzy książki "Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki" "przedstawiają historie m.in. Ramana Pratasiewicza i Sciapana Puciły, dzięki którym Białorusini z każdego zakątka kraju sami pokazywali, co działo się u nich po ostatnich wyborach. To historie Kaciaryny Andrejewej czy Darji Czulcowej, które pokazywały antyłukaszenkowskie protesty na żywo mimo dojmującej świadomości, że ta praca skończy się dla nich więzieniem. To historia Juliji Słuckiej, szefowej białoruskiego Press Clubu, której zapiski z ponad 6-miesięcznego już pobytu w więzieniu boleśnie uświadamiają odczłowieczenie tamtejszego systemu. To historie Natalii Radzinej, która od 10 lat marzy o powrocie na Białoruś, czy Iosifa Siaredicza, który zna Łukaszenkę jak mało kto. To wreszcie historia Andrzeja Poczobuta, który za kratami przechorował Covid-19, a jego rodzina tygodniami nie dostawała jego listów. Listów, które są dla nich jedyną możliwością kontaktu. "Białoruscy dziennikarze mówią krótko: najważniejsze, żebyście o nas nie zapominali" – mówi Michał Potocki, współautor i redaktor książki. "Ale chodzi też o to, by to oni nie musieli zapomnieć o wykonywaniu swojego zawodu lub nawet o wolności. A do tego potrzebne są pieniądze".
Autorzy reportaży opublikowanych w książce to m.in. Wiktoria Bieliaszyn („Gazeta Wyborcza”), Arleta Bojke (Telewizja Polska), Piotr Drabik (Radio Zet), Anna Hałas-Michalska (Polsat), Maciej Jastrzębski (Polskie Radio), Mariusz Kowalczyk („Newsweek”), Anna Łabuszewska („Tygodnik Powszechny”), Joanna Łada (Telewizja Polska), Piotr Pogorzelski (Biełsat, „Po prostu Wschód”), Michał Potocki („Dziennik Gazeta Prawna”), Justyna Prus (Polska Agencja Prasowa).
Książka dostępna jest w sprzedaży internetowej. (PAP)
Autor: Olga Łozińska
oloz/ dki/