Gomułka przestraszył się formułowanych przez Polaków oczekiwań. Zdał sobie sprawę, że uczestnicy wiecu z 24 października 1956 r. wymagają od niego więcej, niż on był w stanie im dać. Różnił się od tłumu przed Pałacem Kultury i Nauki – mówi PAP Piotr Lipiński, autor biografii „Gomułka. Władzy nie oddamy”.
Polska Agencja Prasowa: W latach 1955–1956 na zebraniach partyjnych coraz częściej pojawiały się pytania dotyczące „wymazanego z historii” Władysława Gomułki. Pytano o powody jego aresztowania i długiego więzienia bez procesu. Skąd wśród członków PZPR to zainteresowanie losami byłego przywódcy Polskiej Partii Robotniczej?
Piotr Lipiński: Po śmierci Stalina powoli rozpoczęła się odwilż, która przez długi czas była niedostrzegana w Polsce. Współpracownicy Bolesława Bieruta opowiadali mi, że dyktator PRL nie do końca dostrzegał zmiany zachodzące w Związku Sowieckim, których efektem było przekreślenie stalinizmu w słynnym referacie Chruszczowa. Zmianę atmosfery znacznie lepiej wyczuwały doły partyjne. Ważnym przełomem były relacje Józefa Światły z Radia Wolna Europa. Wielu, nawet dość wysoko postawionych członków partii, twierdziło, że wcześniej nie w pełni zdawali sobie sprawę z tego, co działo się za kulisami życia partii oraz bezpieki. Pamiętajmy, że RWE było w Polsce powszechnie słuchane, a do Polski docierały balony z broszurami z zapisem audycji Światły. To powodowało oddolny ferment wzmocniony następnie śmiercią Bieruta. Mówiąc mało elegancko, I sekretarz zmarł w momencie najlepszym dla Polski. Gdyby żył dłużej, to zmiany w PRL byłyby opóźnione o co najmniej kilka miesięcy. Doły partyjne odważyły się przypomnieć o Gomułce, ponieważ rozumiały to, czego nie rozumiał Bierut, i uznały, że istnieje inna, niestalinowska droga do komunizmu. Oczywiście nie odrzucano idei komunistycznych.
PAP: Latem 1956 r. w partii mówiło się już nie tylko o powrocie Gomułki do PZPR, ale także objęciu przez niego najwyższych funkcji. Były mu proponowane rozmaite stanowiska, jednak Gomułka nie od razu chciał wrócić do władzy. Przyglądał się tworzeniu frakcji natolińczyków i puławian. W jaki sposób pozycjonował się wobec tych podziałów partyjnych?
Piotr Lipiński: Gomułka był bardzo sprytny. Nie dawał się wciągać w rozgrywki między „chamami” a „żydami”. Dystansował się wobec obu frakcji, mimo że jedni i drudzy chcieliby go wciągnąć w orbitę swoich wpływów. Chociaż Puławianie wydawali się bardziej liberalni, to jednak w tym stronnictwie było więcej działaczy, którzy atakowali Gomułkę, niż wśród natolińczyków. Również mentalnie Gomułka bardziej pasował do „Natolina”. Sięgając wojennych podziałów wśród polskich komunistów, można dostrzec, że dominowali tam ci, którzy pod okupacją niemiecką działali w Polsce, a nie w Związku Sowieckim.
W rozmowach polsko-sowieckich w październiku 1956 r. uderza atmosfera poddaństwa wobec Kremla. Wyjątkiem są tylko niektóre wypowiedzi, m.in. Edwarda Ochaba, który stwierdził, że może się zdarzyć, iż polscy komuniści będą siedzieć w sowieckich więzieniach, ale są do tego przyzwyczajeni. Gomułka też występował twardo. Jasne było jednak, że nie są to równi partnerzy rozmów; Polacy występowali w roli tych, którzy muszą się tłumaczyć przed wyższymi rangą.
Przedstawiciele obu frakcji próbowali podchodów do Gomułki, gdy przebywał jeszcze na rekonwalescencji w Ciechocinku. W pierwszych „delegacjach” brali udział m.in. Jerzy Morawski i Stefan Staszewski. Ich zadaniem było zbadanie, jak Gomułka podchodzi do partii i swoich towarzyszy, którzy niemal bez wyjątku atakowali go w 1948 r. Towarzysze Gomułki pamiętali również, jak bardzo apodyktyczny charakter miał były przywódca PPR. Z Ciechocinka wracali z przekonaniem, że bardzo się zmienił i będzie możliwe współpracowanie z nim. Nie do końca jednak wiedzieli, w którym miejscu życia politycznego chcieli go widzieć. Musieli ustalić, czy zgodzi się na przyjęcie stanowiska innego niż przywódca partii. Józef Cyrankiewicz, po rozmowie z Ochabem, zaproponował Gomułce urząd premiera. Ale jego interesował tylko powrót na stanowisko szefa partii. Należy też pamiętać o działaczach wywodzących się z PPS, którzy nie dawali wciągnąć się do żadnej z frakcji. W ten sposób wytwarzała się swoista równowaga polityczna, która sprzyjała Gomułce.
PAP: Tuż przed wyborem towarzysza „Wiesława” na I sekretarza KC PZPR do Warszawy przybyła delegacja sowiecka. Jak wspomina Gomułka, tuż po wyjściu z samolotu na lotnisku na Boernerowie Chruszczow zaczął wygrażać mu pięścią. Na ile jesteśmy w stanie zrekonstruować rozmowy Gomułka-Chruszczow i to, w jaki sposób udało się powstrzymać interwencję ZSRS?
Piotr Lipiński: Protokół z tego spotkania sporządzał Jan Dzierżyński (syn Feliksa). Wydawało się, że ten zapis zaginął, i dopiero w latach dziewięćdziesiątych został opublikowany w piśmie „Dziś”, którego redaktorem naczelnym był Mieczysław F. Rakowski. To dość szczegółowy zapis, ale pozbawiony kontekstu. O zachowaniu Chruszczowa wspominali komuniści przepytywani przez Teresę Torańską w wywiadach do książki „Oni”. Wśród świadków tego wydarzenia był Edward Ochab. Zachowanie Chruszczowa było jego zdaniem demonstracyjne. Najpierw przywitał się z sowieckimi generałami, a dopiero potem z „polskimi towarzyszami”. To miało jasno pokazać, jaki jest jego stosunek do miejscowych komunistów. Gdy zobaczył Gomułkę, to spytał, kto to jest. Doskonale jednak wiedział, kim jest kandydat na I sekretarza KC PZPR.
Z rozmów wynikało, że sowieci uważali, iż celem Gomułki jest wyrwanie Polski z obozu ZSRS. Chruszczow groził „brutalną interwencją”, jeśli w Polsce miałaby się szerzyć kontrrewolucja. W tym czasie wojska sowieckie rozpoczęły przygotowania do ataku na Warszawę. Według nadzorującego Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego Juliusza Hibnera funkcjonariusze tej formacji mieli otrzymywać broń do ewentualnego starcia z sowietami. Oczywiście taki opór mógł mieć wyłącznie symboliczne znaczenie.
Sowieci uznali Gomułkę za „kontrrewolucjonistę”, a tym samym postrzegali go zupełnie inaczej, niż postrzegał on sam siebie. Przecież „towarzysz Wiesław” nie miał zamiaru wyrywania Polski z zależności od Związku Sowieckiego. W czasie rozmów jego celem było przekonanie Chruszczowa i jego towarzyszy, że ich wizja „programu Gomułki” jest całkowicie błędna i Polska nie ma zamiaru występować z bloku sowieckiego i nadal zamierza pozostać w „wiecznej przyjaźni” z ZSRS. Celem Gomułki było wyłącznie uzyskanie pewnej swobody w polityce wewnętrznej. W polityce zewnętrznej nie odróżniał się od Kremla i nie zamierzał tworzyć jakiejkolwiek alternatywy. Wyjątkiem może być ostatni okres rządów, gdy prowadził negocjacje z Republiką Federalną Niemiec, które dotyczyły polskiej granicy zachodniej.
W rozmowach polsko-sowieckich w październiku 1956 r. uderza atmosfera poddaństwa wobec Kremla. Wyjątkiem są tylko niektóre wypowiedzi, m.in. Edwarda Ochaba, który stwierdził, że może się zdarzyć, iż polscy komuniści będą siedzieć w sowieckich więzieniach, ale są do tego przyzwyczajeni. Gomułka też występował twardo. Jasne było jednak, że nie są to równi partnerzy rozmów; Polacy występowali w roli tych, którzy muszą się tłumaczyć przed wyższymi rangą.
PAP: Jak Gomułka wyobrażał sobie odwilż? Gdzie według niego znajdowała się nieprzekraczalna granica liberalizacji?
Piotr Lipiński: Mam wrażenie, że gdy 24 października na placu Defilad odbywał się wiec gromadzący ok. 400 tys. osób, to Polacy usłyszeli coś innego, niż chciał przekazać Gomułka. Jego przemówienie było spokojne w tonie. Potępił „stalinowskie wypaczenia”, ale nie obiecywał spełnienia pragnień, które wyrażali Polacy. Opinia publiczna chciała znacznie głębszych zmian i ponosił ją entuzjazm. Dlatego nie poddawano słów Gomułki racjonalnemu osądowi. Wiecujący byli pod wielkim wpływem odwilży trwającej od niemal dwóch lat, szczególnie niewyobrażalnej w okresie stalinowskim swobody wypowiedzi. Wydawało im się, że Gomułka zapowiadał jeszcze dalej idącą liberalizację. Tymczasem właściwie nie zapowiadał niczego, a na koniec wezwał do zakończenia wiecowania i powrotu do pracy.
Gomułka zawsze kierował się racjonalizmem, nie tylko odrzucał marzenia o znacznie większej swobodzie w stosunkach ze Związkiem Sowieckim, ale nie potrzebował tej autonomii. Myślał o „polskiej drodze do socjalizmu”, lecz w ramach obozu komunistycznego. Miał też w świadomości, jak słabi byli komuniści przed wojną. Rzeczywistość po 1944 r. była więc dla niego spełnieniem jego marzeń o możliwości budowy nowego porządku społecznego.
Myślę, że Gomułka bał się utraty kontroli nad społeczeństwem. Przestraszył się formułowanych przez Polaków oczekiwań. Zdał sobie sprawę, że uczestnicy tego wiecu wymagają od niego więcej, niż on był w stanie im dać. Różnił się od tłumu przed Pałacem Kultury i Nauki. Gomułka zawsze kierował się racjonalizmem, nie tylko odrzucał marzenia o znacznie większej swobodzie w stosunkach ze Związkiem Sowieckim, ale nie potrzebował tej autonomii. Myślał o „polskiej drodze do socjalizmu”, lecz w ramach obozu komunistycznego. Miał też w świadomości, jak słabi byli komuniści przed wojną. Rzeczywistość po 1944 r. była więc dla niego spełnieniem jego marzeń o możliwości budowy nowego porządku społecznego.
Nastrój odnowy zupełnie wygasł rok później. Gomułka powrócił do swojej roli z lat 1945–1948, kiedy zamierzał trzymać równowagę między różnymi frakcjami partyjnymi. W pewnym momencie zaczął skłaniać się w stronę podejścia dogmatyków. Prawdopodobnie zakładał, że po rewizjonistach nie wiadomo, czego się spodziewać, a dogmatycy zawsze pozostaną wierni linii partii. Uważał, że to będzie korzystniejsze dla jego pozycji politycznej. Wiecujący na pl. Defilad byli przecież już wtedy rewizjonistami, którzy niebezpiecznie przerażali towarzyszy sowieckich. (PAP)
https://dzieje.pl/
Rozmawiał: Michał Szukała
Autor: Michał Szukała
szuk / skp /