Chrystus rodząc się w ekstremalnym ubóstwie wskazuje, że żadne ubóstwo nie jest racją, by odrzucić Boga - powiedział PAP przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Skutkiem oddalenia od Boga jest brak pokoju między narodami oraz w przestrzeni życia publicznego - stwierdził.
W rozmowie z PAP przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki metropolita poznański powiedział, że kultywowanie tradycji związanych z Bożym Narodzeniem jest czymś pozytywnym. "Tradycja jest swego rodzaju preambułą wiary, dlatego pomaga w przeżywaniu tajemnicy, którą wspominamy" - ocenił hierarcha.
Podkreślił, że Jezus Chrystus rodząc się w ekstremalnym ubóstwie wskazuje, że "żadne ubóstwo nie jest racją, żeby odrzucić Boga".
Zaznaczył, że "brak pokoju między narodami w przestrzeni życia publicznego i międzynarodowego świadczy o oddaleniu ludzkości od Boga". "Dopóki ludzie nie zrozumieją idei braterstwa, tego, że wszyscy są równi w ludzkiej godności, dopóty trudno będzie ułożyć harmonijnie relacje społeczne" - powiedział. "Potrzebna jest zmiana myślenia i wartościowania, by nie tylko troszczyć się o swoje własne interesy, ale także interesy drugiego" - wskazał abp Gądecki.
Przewodniczący KEP podkreślił, że największym wyzwaniem, które stoi przed Kościołem jest budowanie podstaw silnej wiary. "Jeżeli u ludzi nie ma wiary, to wspólnota Kościoła słabnie i powoli zaczyna ulegać destrukcji" - powiedział.
Stwierdził także, że "obecnie największą pokusą dla młodego człowieka nie jest wolność, a raczej samowola". Dodał, że "istnieje nieświadoma podatność, by człowiek stał się ślepym konsumentem dóbr, które mu się oferuje w coraz to większej ilości".
PAP: Na ile polskie tradycje takie jak: opłatek, choinka, prezenty, kolędy, pastorałki są szansą na spotkanie z Bogiem? Czy w ocenie księdza arcybiskupa kultywowanie tradycji pomaga, czy raczej przeszkadza i zatrzymuje nas na powierzchni tajemnicy świąt Bożego Narodzenia?
Abp S.G.: Jeśli ludzie kultywują tradycje związane z obchodami świąt Bożego Narodzenia to jest czymś bardzo pozytywnym. Tradycja jest swego rodzaju preambułą wiary, dlatego pomaga w przeżywaniu tajemnicy, którą wspominamy. Owszem, nie jest ona istotą wiary, ale jest przygotowaniem do niej, dlatego jest szerzej przyjmowana, niż np. uczestnictwo w Eucharystii. Ponadto ludzie chętnie ją przyjmują, ponieważ porusza ona sferę emocjonalną.
PAP: Narodziny Jezusa dokonały się w zewnętrznie bardzo trudnych warunkach - z daleka od domu, najbliższych, w ubóstwie. Co Bóg chciał nam przez to pokazać?
Abp S.G.: Bóg przychodzi w każdym sakramencie, zwłaszcza w eucharystii pod postaciami chleba i wina. Zbliża się do każdego człowieka, który przyjmuje Go z czystym sumieniem ofiarowując mu radość, która wpisana jest całe Boże Narodzenie. Chrystus przychodzi w postaci, która jest bliska każdej osobie, przychodzi w człowieczeństwie, czyli nikt nie może powiedzieć, że Jezus go nie zna, nie rozumie jego życia. Ponadto urodził się w ekstremalnym ubóstwie, żadne więc ubóstwo nie jest racją, żeby odrzucić Boga.
Samo ubóstwo Chrystusa rodzącego się w Betlejem umożliwiło dzieło odkupienia. Przez przyjęcie radykalnego ubóstwa Jezus staje się nie tylko bliski człowiekowi, ale także przez swoją krew faktycznie przyczynia się do odkupienia każdego człowieka, który przyjmuje ten dar. Aby mógł on przynieść owoce trzeba otwartości ludzkiego serca.
PAP: Aniołowie w Ewangelii mówią: "Chwała Bogu na wysokości, a na ziemi pokój ludziom, których Bóg sobie upodobał". Na czy polega pokój, który przynosi Jezus? Co powinniśmy zrobić, żeby go przyjąć? Czy pokój, o którym mówi Biblia dotyczy także sfery życia politycznego oraz stosunków międzynarodowych?
Abp S.G.: Pokój wewnętrzny tworzy predyspozycje do pokoju zewnętrznego. Ktoś, kto nie ma w swoim sercu pokoju nie może jednocześnie wnieść go w życie wspólnotowe, czy w życie społeczności, w której żyje. Wprawdzie mówimy, że istnieje różnica między pokojem Chrystusowym a pokojem w ludzkim rozumieniu – czyli tym, który jest owocem ludzkiego wysiłku – ale jeden i drugi jest niezbędnym warunkiem rozwoju społeczności. Brak pokoju między narodami w przestrzeni życia publicznego i międzynarodowego świadczy o oddaleniu ludzkości od Boga.
Warunkiem harmonijnego rozwoju społeczeństwa jest troska o wzajemne relacje. Trzeba jednocześnie mieć świadomość rzeczywistości, w której się funkcjonuje, a która – niestety – oparta jest na antagonizmach. Poprzez tworzenie podziałów, konkretne grupy, partie tworzą rzekomą wyrazistość, dzięki czemu zyskują wyborców, a ostatecznie o to im chodzi. Tymczasem pojednanie to kwestia przezwyciężania w pewnym sensie naturalnego niepokoju, który niesie w sobie człowiek. Przezwyciężanie własnego egoizmu jest podstawowym warunkiem wyjścia do drugiego z wyciągniętą ręką.
Cała encyklika papieża Franciszka "Fratelli tutti" (Wszyscy jesteśmy braćmi) wskazuje, że dopóki ludzie nie zrozumieją idei braterstwa, tego, że wszyscy są równi w ludzkiej godności, dopóty trudno będzie ułożyć harmonijnie relacje społeczne, ponieważ będą istniały tendencje do przemocy wynikające z przewagi silniejszego i szukania własnego interesu.
Potrzebna jest zmiana myślenia i wartościowania, by nie tylko troszczyć się o swoje własne interesy, ale także interesy drugiego. To niesie w sobie chrześcijaństwo, które powinno być realizowane w praktyce w życiu codziennym.
PAP: Czego Boże Narodzenia uczy nas o rodzinie?
Abp S.G.: Dopóki człowiek wierzy w rodzinę, jest gotów do ponoszenia ofiar dla jej trwałości, dopóty cywilizacja ludzka ma przyszłość. W momencie, kiedy człowiek zacznie odrzucać rodzinę, jako podstawową komórkę życia i odmawiać należnych jej praw oraz przestanie troszczyć się o jej jedność, wówczas będzie obserwować degradację osoby ludzkiej oraz otaczającego ją świata.
PAP: Ewangelia św. Łukasza mówi o pasterzach, którzy po spotkaniu z Nowonarodzonym odchodzą wielbiąc Boga, czyli dając świadectwo. Co w ocenie księdza arcybiskupa należy zmienić by zatrzymać trend, który pokazują najnowsze badania CBOS wskazujące, że w okresie 1992–2021 w Polsce obserwowany jest powolny spadek poziomu wiary religijnej - z 94 proc. do 87,4 proc. i szybszy spadek praktyk religijnych - z 69,5 proc. do 42,9 proc. Najgwałtowniej wzrasta liczba niepraktykujących wśród osób w wieku 18–24 lat. Wśród osób przyznających się do Kościoła w tej kategorii było 30 lat temu 69 proc., zaś obecnie 23 proc. Co należy zrobić, żeby zatrzymać ten trend?
Abp S.G.: Dla młodego człowieka wyznacznikiem zachowania jest bardzo często grupa rówieśnicza, w związku z tym wyjście poza nią bywa bardzo trudne, ponieważ skutkuje to ostracyzmem. W związku z tym trzeba najpierw zwrócić uwagę na problem wewnętrznej wolności młodego człowieka. Na ile jest on wolny podejmując decyzję przeciwko Kościołowi bądź opowiadając się za wartościami, które reprezentuje Kościół.
Nie jest łatwo zachować swój charakter, wierność zasadom, siłę woli. Do tego potrzeba wychowania, głębszej formacji, dzięki której ktoś nie da się złamać. Istnieje zatem potrzeba tworzenia wspólnot, które byłyby dla młodych przestrzenią dla ich rozwoju osobowego i duchowego.
Pewnym instrumentem łączącym młode pokolenie między sobą oraz ostatnim mostem przerzuconym w kierunku starszych są media społecznościowe. Dzięki właściwemu ich wykorzystaniu możemy pomóc młodym spojrzeć na wartości i wyzwania, które niesie Ewangelia, a których szlachetności nie da się w stanie przezwyciężyć żadnym humanizmem.
Jeżeli zasadą życia są słowa: "Róbta, co chceta", to znaczy, że idzie o destrukcję osobowości człowieka, o to żeby stał się bezradnym i bezwolnym instrumentem w ręku tych, którzy chcą nim kierować. Obecnie największym kuszeniem dla młodego człowieka nie jest wolność, a raczej samowola. Z drugiej strony istnieje nieświadoma podatność, by człowiek stał się ślepym konsumentem dóbr, które oferuje mu się w coraz większej ilości. Biznes chciałby wyciągnąć z niego możliwie jak największy zysk.
PAP: Co zdaniem arcybiskupa jest dziś największym wyzwaniem, które stoi przed Kościołem katolickim w Polsce? Na jakie aspekty trzeba będzie zwrócić uwagę w nowym roku?
Abp S.G.: Największym wyzwaniem jest budowanie podstaw silnej wiary, bo od niej zależy siła bądź słabość Kościoła. Wiara stanowi przyczynek do nadziei i miłości. Jeżeli u ludzi nie ma wiary, to wspólnota Kościoła słabnie i powoli zaczyna ulegać destrukcji. Natomiast, jeśli korzenie wiary są coraz głębsze, to wówczas Kościół powoli się odradza. (PAP)
Rozmawiała: Magdalena Gronek (PAP)
mgw/ mok/