Spektakl „Bunbury. Komedia dla ludzi bez poczucia humoru” Oscara Wilde'a wystawi w niedzielę na Scenie Kameralnej w Sopocie Teatr Wybrzeże. Zdaniem reżysera Kuby Kowalskiego to najlepsza komedia w dorobku irlandzkiego poety, prozaika i dramatopisarza.
W środę odbyła się próba medialna przedstawienia. Sztukę, którą Kowalski inscenizuje w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, Wilde napisał w 1895 r.
Na prośbę reżysera i dyrekcji teatru nowego tłumaczenia tekstu irlandzkiego autora podjął się Maciej Stroiński. "Bo rzeczywiście stare tłumaczenia z lat 50. ubiegłego wieku nie nadają się już na scenę, są mocno archaiczne" - uważa reżyser.
"Oryginalny tytuł +The Importance of Being Earnest+ jest właściwie nieprzetłumaczalny, bo stanowi grę słów. Natomiast my wysunęliśmy na pierwszy plan słowo Bunbury, a Maciej Stroiński odmienił ten wyraz na wszystkie możliwe sposoby, więc jest np. +banburzyć, banburaczyć, banburak+. A co to jest banburzyć? Banburzyć to jest to, co moim zdaniem, jest super istotne dla Wilde’a, czyli kreować siebie, rzeczywistość wokół siebie, swobodnie na nielegalu romansować z kim się chce i po prostu żyć po swojemu" - powiedział dziennikarzom Kowalski.
Jego zdaniem, utwór Wilde'a jest wciąż żywy i aktualny dzięki kpinie z różnych świętości, które napotykamy w codzienności.
"Jest też bardzo ciekawie zapisana gra płcią i wyobrażeniami na temat męskości i kobiecości bohaterów. Dandys, którym był Oscar Wilde, taki współczesny hipster, jest mówiąc dzisiejszym językiem dość metroseksualny i tym tropem też poszliśmy w spektaklu" - zdradził reżyser.
Podkreślił, że jego celem jest to, aby widz dobrze bawił się oglądając spektakl.
"Czuję, że jakakolwiek próba +dociążania+ tego tekstu, moralizowania, przekazywania jakiejś ważkiej treści, jest absolutnym zgrzytem wobec tego, co proponuje Wilde. To jest poetycka, zwariowana fantazja, która ma rzeczywiście bawić. Będziemy śmieszni, jeśli będziemy serio. Dziś czujemy się bezradni wobec różnych zjawisk na świecie. I jednym ze sposobów, jak się w tym odnaleźć jest właśnie pośmiać się. Ten świat, w który zabierzemy widza, nie będzie jednak pełnym eskapizmem. Bo, żeby kogoś rozśmieszyć trzeba trafnie zażartować" - mówił reżyser.
"To jest zdecydowanie jego najlepsza komedia i w sumie też najgłębsza, chociaż rzeczywiście bezczelnie lekka, kampowa i frywolna" - dodał Kowalski, uznając za "czystą prowokację" wyznanie Wilde'a, że wreszcie "udało mu się napisać tekst wolny od logiki i sensu, całkowicie błahy i pozbawiony głębi".
Robert Ciszewski, która gra w "Bunburym" Johna Worthinga, zwanego Jasiem, ocenił, że utwór Wilde'a porusza kwestię "bycia sobą i wolności od konwenansów".
"A moja postać i inne są ulokowane w tym sosie komedii absurdu. Zrywamy z tradycyjną, mieszczańską komedią Wilde'a. Robimy adaptację kampową z wolnością, szaleństwem i abstrakcją, z anarchicznym podejściem do tekstu. Całość tej inscenizacji to też poszukiwanie swojej tożsamości i własnego +ja+, rozpychanie form, w których jesteśmy wszyscy ulokowani" - powiedział aktor.
Reżyser Kuba Kowalski (ur. 17 lutego 1981 r.) studiował sinologię na Uniwersytecie Warszawskim i w National Taiwan Normal University w Tajpej oraz reżyserię teatralną w PWST im. L. Solskiego w Krakowie. Był asystentem Krystiana Lupy przy spektaklu "Zaratustra" według Fryderyka Nietzschego w Starym Teatrze w Krakowie. W 2005 r. w ramach projektu K.O. 3 wyreżyserował krótką operę współczesną "Ich bin Rita" Detleva Glanerta w Hebbel-Theater w Berlinie. W Teatrze Wybrzeże wyreżyserował "Życie jest snem" Pedro Calderona de la Barca oraz "Intymne życie Jarosława", spektakl o późnej miłości Iwaszkiewicza do ostatniego, przedwcześnie zmarłego kochanka, Jurka Błeszyńskiego.(PAP)
autor: Robert Pietrzak
rop/ pat/