25 lat temu, 15 stycznia 1997 r., odbyła się światowa premiera „Zagubionej autostrady” w reżyserii Davida Lyncha. W tamtym czasie kariera Lyncha niemal wisiała na włosku. Film zdaniem krytyków miała rozsądzić, czy niekonwencjonalny artysta jest geniuszem czy szarlatanem. Rozsądził. Powstały ćwierć wieku temu obraz wciąż fascynuje.
„Czy da się w ogóle streścić +Zagubioną autostradę+?” – już od ćwierć wieku pytają uczestnicy forów poświęconych filmowi.
Amerykański dziennikarz Chris Rodley w 1997 r. o Davidzie Lynchu pisał tak: „Po +Głowie do wycierania+ przypięto mu łatkę freaka, ale wkrótce +Człowiek słoń+ zrobił z niego szanowanego artystę. Po +Diunie+ zaczęto podejrzewać, że wcześniej miał po prostu farta, ale wkrótce +Blue Velvet+ zapewnił mu należne miejsce w historii kina. Po emisji +Twin Peaks+ wzniósł się na mityczne wyżyny popularności, ale wkrótce +Twin Peaks: Ogniu krocz za mną+ okazał się dla niego bolesnym upadkiem, który zrujnował jego reputację. +Zagubiona autostrada+ – nowy film Lyncha po ponad czterech latach – może więc pomóc mu się odrodzić na nowo lub go całkowicie pogrzebać”.
Istotnie przed premierą filmu trudno było prognozować, jak potoczą się jego losy. Lynch słynął z pomysłów, jak na standardy Hollywood, więcej niż ekstrawaganckich. Puszczał wodze fantazji, nie zamierzając tłumaczyć nikomu zbyt wiele. To wynoszono go na piedestał, to zrzucano z niego w furii widzów i krytyków, którzy czuli, że dali się nabrać na niestosowne żarty reżysera.
Z drugiej strony wszystkich frapowało, kim jest owa tajemnicza postać twórcy „Dzikości serca”. Urodzony w 1946 r. reżyser, aktor, producent i scenarzysta, a do tego malarz (już sama wielość jego zainteresowań budziła wśród krytyków zdumienie zmieszane ze sporym sceptycyzmem), dzieciństwo podobno miał sielankowe, wręcz słodkie jak z typowych reklam lat pięćdziesiątych. Jako chłopiec ze względu na obowiązki zawodowe ojca zwiedził Amerykę wzdłuż i wszerz – od prowincjonalnych mieścin na północnym zachodzie po duże miasta, jak choćby z niechęcią wspominana przez niego Filadelfia. Był i pozostał wyluzowanym, dowcipnym facetem w nieśmiertelnym kołnierzyku białej koszuli zapinanej na ostatni guzik. Podobno nie ma w nim krzty gwiazdorstwa, chętnie używa słów zabawnie potocznych, a do najlepszych pomysłów na fabuły filmowe swojego czasu najbardziej pobudzały go niewiarygodne w swej objętości dawki cukru. A jednak w zakresie nieobliczalności artystycznych wizji Lynch jako reżyser mainstreamowy ma konkurencję minimalną.
Rozważania Chrisa Rodleya wkrótce doczekały się jednoznacznej odpowiedzi. „Zagubiona autostrada” według scenariusza Lyncha i Barry’ego Gifforda, z muzyką Angela Badalamentiego przeplataną utworami m.in. grup Rammstein i Smashing Pumpkins, Davida Bowiego, a także Trenta Reznora z Nine Inch Nails, zyskała miano jednej z kultowych produkcji z pogranicza thrillera i kina noir.
Anegdota głosi, że film rozpoczyna scena, która przydarzyła się Lynchowi naprawdę. Oto wczesnym rankiem dzwoni domofon, a gdy gospodarz podchodząc leniwym krokiem, decyduje się odebrać, słyszy nieznany głos: „Dick Laurent nie żyje”. Przez okno nikogo nie widać, na schodach przy podjeździe też nie. Sam Lynch mówił w jednym z wywiadów: „Barry Gifford napisał książkę pt. +Night People+, gdzie w rozmowie między dwiema postaciami pojawia się temat jazdy zagubioną autostradą. I gdy tylko przeczytałem te dwa słowa: +zagubiona autostrada+, od razu poczułem, jak budzą się we mnie marzenia i napływają możliwości różnych historii. Powiedziałem o tym Barry’emu, a on na to: +No to napiszmy coś razem+. I tak to się zaczęło”. Na powstanie „Zagubionej autostrady” złożyło się jednak wiele odległych od siebie inspiracji, wolnych skojarzeń, i wyobraźnia, której nie postawiono granic.
Czy rzeczywiście film da się streścić? I czy przede wszystkim warto? W skrócie: Fred Madison (Bill Pullman) i jego żona, przepiękna brunetka Renee (Patricia Arquette), zaczynają znajdować przed swoim luksusowym domem kasety wideo, z których każda rejestruje życie Madisonów w coraz bardziej intymnych detalach. Ostatecznie dochodzi do morderstwa, ale Lynch nie zamierza poprowadzić widza po nitce do kłębka intrygi. W międzyczasie okazuje się, że Fred i Renee mają sobowtórów. Pierwszym jest Alice (znów Patricia Arquette, tyle że ustylizowana na blondwłosą dziewczynę gangstera), drugim – znacznie młodszy od głównego bohatera Pete Dayton (Balthazar Getty). Nie wiadomo, co jest prawdą, a co wytworem wyobraźni Freda, co rzeczywistością, a co projekcją ogarniętego obłędem umysłu, i która z zapętlonych iluzji w tym pojedynku wygra.
Filmoznawca dr Radosław Osiński w rozmowie z PAP przekonuje, że „Lynch działa zwłaszcza na emocje i na poziomie emocjonalnym te filmy fascynują. Z kolei na poziomie stylu mogą zachwycać”. Jak twierdzi, kariera reżysera to „sinusoida wzlotów i upadków. "Dosłownie kilka razy jako artysta wracał z niebytów, z zaświatów”.
Dlaczego zatem akurat „Zagubiona autostrada” pozwoliła mu z tych zaświatów się wydostać? „To jest pewien eksperyment na konwencji. Ten film bawi się narracją. Przede wszystkim Lynch dekonstruuje konwencję kina noir, czyli klasycznego hollywoodzkiego kina lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, które swoją drogą też trochę dekonstruowało klasyczny styl kryminału i filmu gangsterskiego” – tłumaczy dr Radosław Osiński.
„+Zagubiona autostrada+ jest również takim sztandarowym przykładem postmodernizmu filmowego, czyli zabawy w kino. To nie przypadek, że tutaj tak ważną rolę odgrywa postać tajemniczego mężczyzny z kamerą – przecież to jest metafora reżysera, czyli kogoś, kto zna prawdę o wydarzeniach, o nas samych, o tym, co się wydarzyło w przeszłości i co się wydarzy w przyszłości” – dodaje.
„Film ten jest manifestem wolności artystycznej i myślę, że to najbardziej działało na widzów w latach dziewięćdziesiątych. To, że można nagle z językiem filmowym zrobić coś tak niesamowitego – właściwie stworzyć dwa filmy w jednym, dwie opowieści, które pozornie się nie łączą i nie mają jakiejś prostej interpretacji” – wyjaśnia dr Osiński. Filmoznawca przypomina, że lata dziewięćdziesiąte były okresem fascynacji kinem niezależnym. „I tak jak +Pulp Fiction+ było manifestem zabawy z chronologią przedstawienia wydarzeń w filmie", tak +Zagubiona autostrada+ ośmieliła wielu początkujących filmowców do tego, żeby nie trzymać się żelaznych reguł języka filmowego. Na poziomie stylu i warsztatu Lynch złamał wiele takich żelaznych reguł, a także umowę między widzem a twórcą, że twórca powinien jednak stworzyć historię sensowną”.
„Kiedy film trafił na ekrany, wielu widzów czuło się rozczarowanych lub skonsternowanych, że autor zabawił się ich kosztem. Nie dał im puenty, nie dał im wyjaśnienia. To właśnie sprowokowało odbiorców, żeby wyrwać się z komfortowej sytuacji i samemu zacząć poszukiwać sensu. Opowieść ta stanowiła dla wielu wielkie wyzwanie. Bo oto wreszcie artysta skonstruował łamigłówkę, nad którą trzeba się było natrudzić. Stąd niezliczona liczba analiz +Zagubionej autostrady+. Sam Lynch nazywał swój film wielką tajemnicą. Nie ułatwiał zadania i w żadnym z wywiadów niczego nie objaśniał, nie podsuwał rozwiązań. Dlatego to dzieło zachowało świeżość do dziś. Jego nie da się podpiąć pod jedną obowiązującą wykładnię” – podsumowuje dr Osiński. (PAP)
Autorka: Malwina Wapińska
mlw / skp /