Nie pytaj mnie o muzykę rosyjską, moim celem jest promowanie ukraińskiego repertuaru. Zło, które się dzieje, nie mieści się w głowach normalnych ludzi, to wojna między barbarzyńcami a cywilizowanym światem. Tylko zwycięstwo Ukrainy daje szanse na przyszłość ludzkości - mówi PAP dyrektor wykonawcza Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej Anna Stavychenko.
Polska Agencja Prasowa: Czy wiesz, co dzieje się z muzykami z twojej orkiestry?
Anna Stavychenko: Tak, mam z nimi kontakt. Część z nich walczy w Wojskach Obrony Terytorialnej, inni pracują jako wolontariusze, próbując zapewnić jedzenie, transport i leki. W Kijowie, a zwłaszcza na jego przedmieściach, jest niebezpiecznie. Muzycy spędzają dużo czasu w piwnicach i schronach. Na szczęście wszyscy żyją. Razem z moimi współpracownikami z zarządu orkiestry próbujemy sprowadzić całą orkiestrę do Polski, a następnie udać się na międzynarodowe tournée. Ostatnio prezydent Zełenski utworzył tzw. front kulturalny, aby artyści mogli walczyć za pomocą sztuki. W związku z tym mamy nadzieję, że będziemy mogli przyjechać tutaj z misją kulturalną. W najbardziej prestiżowych salach koncertowych zabrzmi muzyka ukraińska w wykonaniu Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej.
Ze strony ukraińskiej jesteśmy wspierani przez Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy. Liczymy też na wsparcie polskiego Ministerstwa Kultury. Polskie instytucje kultury próbują nam pomóc. Opera Narodowa zaoferowała nam przestrzeń na próby. Wzywam wszystkich, którzy nie są obojętni, aby pomogli w urzeczywistnieniu naszej misji, ponieważ jest to bardzo ważny i zakrojony na szeroką skalę projekt: musimy sprowadzić i zakwaterować ponad 100 osób (członków orkiestry i ich rodzin), zapewnić im wyżywienie, niektórzy muzycy mogą potrzebować nowych instrumentów… Wierzę, że razem odniesiemy sukces.
PAP: Pomimo wojny promujecie też muzykę ukraińską na Facebooku orkiestry.
A.S.: Publikujemy filmy, które nagraliśmy przed wojną, bo jesteśmy dumni z naszej kultury. Chcemy wesprzeć naszą ukraińską publiczność oraz zaprezentować muzykę ukraińską zagranicznej publiczności. Ale to nie jedyne, co robimy. Nasz zespół kreatywny we współpracy z niedawno utworzonym Lyatoshynsky Club stara się reprezentować Ukrainę w międzynarodowym środowisku artystycznym. Na przykład kolekcjonują i porządkują nuty ukraińskich kompozytorów, aby przekazać je instytucjom muzycznym z całego świata, aby z nich grać. W ten sposób próbujemy chronić nasze dziedzictwo kulturowe. Wraz z naszymi partnerami, Instytutem Ukraińskim i organizacją Ukrainian Live, przekazaliśmy już ponad tysiąc egzemplarzy. Niestety, ukraińska muzyka nie jest znana na świecie, więc mamy nadzieję, że dzięki naszej akcji orkiestry z całego świata włączą ją do swoich programów. Chciałabym zachęcić do tego również polskie zespoły.
Działalnością promocyjną zajmuje się także Lyatoshynsky Club, którego jestem dyrektor zarządzającą. W ramach Klubu przygotowujemy m.in. propozycje repertuarów koncertowych, aby orkiestry z innych krajów, które nie mają rozeznania w naszej muzyce, zamiast przekopywać się przez sterty nut, mogły skorzystać z gotowych programów koncertów.
PAP: Kim był Borys Lyatoshynsky?
A.S.: To największy ukraiński kompozytor XX wieku. Był też wspaniałym pedagogiem. Jego studenci stworzyli krąg kijowskiej awangardy, która wywarła ogromny wpływ na współczesnych ukraińskich kompozytorów. Można więc śmiało powiedzieć, że nadal czerpiemy z jego dziedzictwa.
PAP: Kiedy ostatni raz wspólnie graliście?
PAP: 13 lutego podczas koncertu zagraliśmy utwory pt. "Romeo i Julia", trzech kompozytorów: Prokofieva, Czajkowskiego i Lyatoshynskiego. Chcieliśmy pokazać, że każdy z nich widział tę samą historię w inny sposób. Zaplanowaliśmy również koncert z gwiazdą niemieckiej muzyki operowej Matthiasem Goernem. Miał się on odbyć 4 marca w Operze Narodowej Ukrainy, ale oczywiście nie doszedł do skutku. Członkowie Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej są bardzo odważni. Już podczas prób do koncertu z Mathiassem było niebezpiecznie. Część Ukraińców wyjeżdżała już z kraju. Mimo to muzycy nie chcieli przerwać prób i solidnie się do nich przygotowywali. Myślę, że świadczy to o najwyższym poziomie ich profesjonalizmu. Planowaliśmy wykonywanie trudnego programu, na który składałyby się tylko utwory Richarda Wagnera, ponieważ Goerne jest znany z wykonywania jego repertuaru. Granie Wagnera to wyzwanie dla każdej orkiestry. Dla nas jest to wyzwanie szczególne, bo nie jesteśmy orkiestrą operową. Chociaż mamy już doświadczenie, bo to właśnie my po raz pierwszy w historii Ukrainy wykonaliśmy "Tristana i Izoldę". Ponieważ chcieliśmy wykonywać kolejne dzieła Wagnera, zaprosiliśmy do współpracy Matthiasa, który zdecydował się przyjechać na Ukrainę, mimo że było już wiadomo, że zbliża się wojna. Odbieram to jako gest wsparcia. Mamy nadzieję, że po wojnie ten koncert się odbędzie i ci, którzy kupili bilety, będą mogli je wykorzystać.
PAP: Pierwszy raz usłyszałam, że jesteś w Polsce, kiedy dyrektor Sinfonii Varsovii Janusz Marynowski powitał cię podczas koncertu jego orkiestry z Martinem Garcią Garcią. Skąd się znacie?
A.S.: Krótko po moim przyjeździe do Polski dyrektor Marynowski zadzwonił do mnie, bo ktoś powiedział mu, że jestem w Warszawie, i zaprosił mnie na koncert w Operze Narodowej dedykowany Ukrainie. Dyrektor Marynowski i zespół Sinfonii Varsovii bardzo mnie wspierają. Otrzymałam też od nich ofertę współpracy. Będę szczęśliwa, mogąc pracować z tak niesamowitą orkiestrą, pozostając jednocześnie dyrektorem wykonawczym Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej.
PAP: Podczas wspomnianego koncertu Garcia Garcia miał wykonywać koncert fortepianowy Rachmaninowa d-moll, który jednak został zmieniony na koncert f-moll Chopina. Z powodu wojny w Ukrainie utwory rosyjskich kompozytorów zostały wykreślone z repertuarów. Co o tym sądzisz?
A.S.: Nie pytaj mnie, co robić z muzyką rosyjską, celem moim i mojego zespołu jest promowanie ukraińskiego repertuaru, by świat zakochał się w ukraińskiej muzyce, porozmawiajmy o tym. Wiem od znajomych stąd, że przynajmniej w Polsce ludzie teraz nie chcą słuchać rosyjskiej muzyki. Rozumiem ich, bo każdy jest zszokowany agresją Rosji na Ukrainę. Ludzie podjęli decyzję, że nie chcą słuchać rosyjskich kompozytorów, to ich prawo i wybór jako słuchaczy.
PAP: Czy Ukraińcy byli zaskoczeni wojną?
A.S.: Nie spodziewałam się, że będzie to tak ekstremalne. Wojna w Ukrainie zaczęła się osiem lat temu. Dla ludzi z Donbasu ten koszmar ciągnie się od lat, ale mimo to nikt nie myślał, że ta wojna rozwinie się na taką skalę. Czasem, kiedy się budzę, myślę, że to był tylko zły sen, bo trudno mi uwierzyć, że coś takiego może się zdarzyć w XXI wieku. Zabijanie ludności cywilnej, dzieci, bombardowanie szpitali, teatrów i innych budynków, strzelanie do ludzi czekających w kolejkach do sklepu… Wszystko najgorsze, co mogłam sobie wyobrazić. To zło nie mieści się w głowach normalnych ludzi, ale niestety ci, którzy wywołali tę wojnę, nie są normalni, są niepoczytalni i nieprzewidywalni. To wojna między barbarzyńcami a cywilizowanym światem. Tylko zwycięstwo Ukrainy daje szanse na przyszłość ludzkości.
Rozmawiała: Olga Łozińska
oloz/ skp /