Jestem zawodowym uciekinierem. Zagwarantowanego dachu nad głową zresztą nikt z nas nie ma - powiedziała PAP Swietłana Fiłonowa, dziennikarka i pisarka od lat dokumentująca zbrodnię katyńską. Z tego powodu musiała uciekać z Rosji, teraz mieszka w Gdańsku.
"Spotkałam na granicy 7-letniego chłopca. Kiedy funkcjonariusz straży granicznej zapytał gdzie jest jego mama, wskazał palcem na niebo. Pogranicznik nie zrozumiał, że jego mama zginęła" - wspominała Fiłonowa. "Taka jest ta wojna" - oceniła.
Kiedy wojna wybuchła, dziennikarka mieszkała w niewielkiej miejscowości Lebiedin w obwodzie sumskim. Po wejściu wojsk rosyjskich ukryła się w piwnicy.
"Nasza miejscowość była w pierścieniu, otoczona z każdej strony. Nie można było wyjechać ani wjechać. Po zbombardowaniu elektrowni nie mieliśmy prądu i wody" - relacjonowała.
W Lebiedinie został zorganizowany ruch składający się ze starszych mężczyzn, którzy dzielnie przez 25 dni bronili miasteczka przed Rosjanami.
"Rosjanie nie mogli w to uwierzyć. To byli głównie starsi mężczyźni, bez broni i doświadczenia, a skutecznie się bronili. Później przyjechali ukraińscy żołnierze z bronią i pomocą" - mówiła Fiłonowa.
W piwnicy, wraz z innymi kobietami i dziećmi, ukrywała się przez 19 dni.
"Starałyśmy się nawzajem podtrzymywać na duchu. Uśmiechałyśmy się do siebie, czasem żartowałyśmy. Naszym główny zadaniem było przygotowanie posiłków dla mężczyzn i pakowanie piasku do worków. One znakomicie chroniły przed ostrzałem" - opowiadała.
Według Swietłany, wiele miejscowości w obwodzie sumskim, który leży w północno-wschodniej części Ukrainy, przy granicy z Rosją, zostało zrównanych z ziemią. "To był koszmar. Co godzinę był alarm, który często oznaczał bombardowanie. Walki toczyły się na ulicach" - powiedziała.
Po ponad dwóch tygodniach ukrywania się w piwnicy, Swietłana i matka z dzieckiem, zostały wywiezione z Lebiedina.
"Wyjechałam z wolontariuszami, którzy dobrze znali leśne drogi i dzięki temu udało nam się uciec. Z obwodu sumskiego jechaliśmy bardzo długo, dotarliśmy do Połtawy. Tam przeżyłam szok - zobaczyłam otwarte sklepy, ludzi na ulicach. Stamtąd zabrano mnie do Polski" - relacjonowała.
Schronienie znalazła na wybrzeżu, w mieszkaniu przyjaciółki. "Po przyjeździe poczułam ogromne emocje. W schronie czułam się o dwadzieścia lat młodsza, a tu, nagle organizm się zbuntował i dostałam bardzo wysokiej gorączki" - dodała.
Dziennikarka jest znawczynią tematu zbrodni katyńskiej. W 2003 r. została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w ujawnianiu i udokumentowaniu prawdy o zbrodni katyńskiej. W 2019 r. Instytut Pamięci Narodowej odznaczył ją Nagrodą Honorową "Świadek Historii".
W latach 1982-91 pracowała w tygodniku "Sowieckaja Kultura", w którym publikowała artykuły o ruchach w krajach nadbałtyckich dążących do ujawnienia tajnego protokołu Paktu Ribbentrop-Mołotow. W tym samym czasie współpracowała również z Jezuitami pełniąc rolę rzecznika prasowego. W latach 1992-96 była redaktorem w tygodniku "Rossija", w dziale zajmującym się religią.
Z Rosji, w której się urodziła i wychowała, uciekła na Ukrainę w 2007 r.
"Po drugiej kadencji Putina zrozumiałam, że muszę wyjechać. Dostawałam propozycje nie do odrzucenia. Śledzono mnie, w nocy dzwoniono i sugerowano, żebym pisała, że za zbrodnie katyńską odpowiadają Niemcy. Grożono mi, że zdechnę pod płotem. Włamano się również do mojego domu i zabrano wszystkie egzemplarze książki, którą tłumaczyłam na język rosyjski" - powiedziała.
Książka, o której mówiła Swiełana to "Śpij, mężny w Katyniu, Charkowie i Miednoje" Stanisława Mikkego, w której zrelacjonował on prace ekshumacyjne prowadzone w 1991 r. oraz w latach 1994–96 w miejscach masowych mordów, dokonanych przez NKWD na polskich oficerach. Stanisław Mikke zginął tragicznie w Katastrofie Smoleńskiej.
Swietłana Fiłonowa również uczestniczyła w ekshumacjach. Z jej obserwacji powstał zbiór esejów "Medytacje Katyńskie", które zostały wydane w Ukrainie.
Po przyjeździe do Polski Swietłana skontaktowała się m.in. z Muzeum II Wojny Światowej. Dyrektor instytucji, prof. Grzegorz Berendt zapewnił ją, że muzeum podejmie z nią współpracę przy cyklicznych publikacjach.
Współpraca z muzeum będzie pracą dodatkową. Swietłana szuka zajęcia na stałe, które pozwoli jej na utrzymanie się w Polsce.
"Zawsze pracowałam słowem, nie mówię dość dobrze po polsku, ale dobrze piszę. I mogę to robić z każdego miejsca na kuli ziemskiej" - powiedziała PAP, dziennikarka i pisarka Swietłana Fiłonowa. (PAP)
autor: Piotr Mirowicz
pm/ pat/