Na dożywocie skazał w piątek sąd wojskowy w Rzymie ostatniego żyjącego oficera Wermachtu, 90-letniego Alfreda Storka, który brał udział w masakrze Włochów na greckiej wyspie Kefalinia. Oskarżono go o wydanie rozkazu rozstrzelania 117 włoskich żołnierzy.
Do masowych egzekucji doszło na Kefalinii na Morzu Jońskim we wrześniu 1943 roku, czyli już po kapitulacji faszystowskich Włoch i przejściu na stronę aliantów.
Mieszkający w Niemczech Stork skazany został zaocznie, a wcześniej deklarował brak zainteresowania swym włoskim procesem.
Obrońca hitlerowskiego zbrodniarza wnioskował przed włoskim trybunałem wojskowym o jego uniewinnienie argumentując, że brak dowodów na to, że był on w plutonie egzekucyjnym. Poza tym mówił, że jego klient był zmuszony do wykonywania rozkazów swych przełożonych.
Wyrok na następnym hitlerowcu oskarżonym o zbrodnie wojenne we Włoszech zapadł w kolejnym dniu dyskusji wokół sprawy pochówku Ericha Priebkego, sprawcy masakry 335 rzymian w marcu 1944 roku, który zmarł 11 października w Wiecznym Mieście, gdzie odbywał karę dożywocia w areszcie domowym.
Trumna z jego ciałem stoi na lotnisku wojskowym pod Rzymem, dokąd została przewieziona po tym, gdy władze stolicy nie wyraziły zgody na jego pochowanie. Nie chcą go też przyjąć Niemcy, które apelują do Włoch o rozwiązanie tej sprawy.
Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert oświadczył w piątek: "Nazwisko Priebkego związane jest ze straszliwą zbrodnią, teraz on nie żyje i mamy nadzieję, że jego szczątki znajdą miejsce spoczynku".
Premier Enrico Letta komentując patową sytuację, do jakiej doszło wokół pochówku Priebkego powiedział tego samego dnia, że "ten pogrzeb to sprawa bardzo szczególna dla Włoch, ale byłaby też taka dla wszystkich krajów". (PAP)
sw/ ap/