Do polskich szkół sobotnich w Wielkiej Brytanii chodzi maksymalnie 12-15 proc. polskich dzieci, to za mało i bijemy na alarm, a wyzwaniem jest też to, że coraz częściej dla tych dzieci polski nie jest pierwszym językiem – mówi PAP Elżbieta Barrass, prezes Polskiej Macierzy Szkolnej.
Organizacja, która w tym roku obchodzi jubileusz 70-lecia, sama nie zajmuje się prowadzeniem szkół, lecz udziela pomocy w ich organizowaniu i prowadzeniu. Takich polskich szkół sobotnich w Wielkiej Brytanii zarejestrowanych w Ośrodku Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG) jest według stanu na początek tego roku szkolnego 149.
Elżbieta Barrass mówi, że "pandemia rzeczywiście negatywnie wpłynęła na działalność polskich szkół, przy czym nie z powodu tego, że to ich dyrekcje chciały ją ograniczyć, tylko przez lockdown i wprowadzone restrykcje, dlatego trzeba było przenieść zajęcia na platformy wirtualne". "Ale od początku tego roku szkolnego, czyli od września 2022 r., znów ruszyliśmy z impetem i jak rozmawiamy z dyrektorami i odwiedzamy szkoły, to widzimy wyraźnie, że życie szkolne naprawdę kwitnie" – mówi prezes PMS.
Jeśli chodzi o kryzys gospodarczy, to jak twierdzi, są szkoły, które przekazują sygnały, że rodzice mają problem z płaceniem za czesne, ale takich sytuacji nie jest tak dużo, jak można by się spodziewać. "Mamy także nadzieję, że kryzys nie będzie się pogłębiał. Poza tym, szkoły wdrożyły liczne programy pomocy – zniżki dla rodzin o niższych dochodach czy podręczniki za darmo. Niektóre były w stanie obniżyć tymczasowo czesne z racji dotacji otrzymanych z Polski. I to świetnie zdaje egzamin – nasze szkoły działają, nie poddają się kryzysowi, jest taki mocny duch, by po pandemii iść do przodu" – podkreśla.
Prezes Barrass przyznaje jednak, że odsetek dzieci chodzących do polskich szkół jest niezadowalający. "Według najbardziej optymistycznych szacunków, do chodzi do nich maksymalnie 25 tys. dzieci, czyli 12-15 proc. polskich dzieci w Wielkiej Brytanii. To bardzo mało i cały czas bijemy na alarm. Wiele razy rozmawialiśmy o tym, co zrobić, żeby podnieść te liczby, jak trafić do ludzi, którzy być może pracują od rana do wieczora i nie mają czasu na przekazywanie dzieciom języka ojczystego, którzy nie wiedzą o polskich szkołach sobotnich, nie mają pojęcia, czym jest Macierz, i podejmowaliśmy różne inicjatywy, ale niestety, nie możemy przeskoczyć tego poziomu 12-15 proc." – wyjaśnia.
Jako przykład tych podejmowanych prób przywołuje zainicjowany przez PMS program nauczania online do matury z języka polskiego, skierowany do tych młodych ludzi, którzy nie chodzą do polskich szkół. Jednak mimo że zdanie takiej matury wiele ułatwia, a ten program był dość szeroko ogłaszany, zgłosiła się do niego zaledwie garstka chętnych.
Wyzwaniem dla Polskiej Macierzy Szkolnej jest też to, że coraz więcej jest polskich dzieci, dla których polski nie jest językiem ojczystym, co wymaga zmiany całego systemu nauczania. "W przyszłym roku minie 20 lat od czasu, gdy rozpoczęła się ta wielka fala migracyjna. Czyli mamy całe pokolenie dzieci, które tu się urodziło, które na co dzień chodzi do brytyjskich szkół i dla którego pierwszym językiem, tym używanym najczęściej, jest angielski. To oznacza, że musimy zmienić cały system nauczania, bo nie uczymy już dzieci, którym nauka polskiego przychodzi z łatwością. Np. musimy wrócić do podręczników pisanych specjalnie na potrzeby edukacji polonijnej za granicą, bo te opracowywane w Polsce przestają być w takiej sytuacji użyteczne" – wyjaśnia Elżbieta Barrass.
Mówiąc o tym, jakie cele na przyszłość stawia sobie PMS przy okazji 70-lecia, prezes wymieniła – oprócz przebicia tego poziomu 12-15 proc., co jest sprawą najważniejszą – jeszcze dwa. Pierwszym jest to, by egzaminy z języka polskiego – GCSE i A-level – były dostępne dla polskich uczniów poprzez ich brytyjskie szkoły, tak aby nie musieli szukać żadnych innych centrów egzaminacyjnych, z czym wiążą się czasem dodatkowe koszty. Drugim zaś – zapewnienie organizacji i polskim szkołom większej stabilności finansowej, tak by nie było z roku na rok niepewności co do tego, czy wszystko się uda, czy wystarczy na opłaty, szkolenia i wynagrodzenia.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ jar/