W czerwcu 1973 r. Wydawnictwo „Czytelnik” skierowało do druku pierwszy w Polsce wywiad-rzekę „Wańkowicz Krzepi”. „Książka Krzysztofa Kąkolewskiego stała się wzorcem, dla innych twórców twórcy, ustaliła normy dla całego gatunku” - powiedział PAP dyrektor Muzeum Literatury dr hab. Jarosław Klejnocki.
"Pomysł pojawił się na początku lat 70. Kazimierz Dziewanowski z Wydawnictwa +Czytelnik+ chciał opublikować serię rozmów z wybitnymi polskimi naukowcami i zwrócił się do mojego męża z propozycją wywiadu np. znanym matematykiem lub naukowcem. +Dla mnie jedynym bohaterem jest Wańkowicz+ - odpowiedział mąż. To zaskoczyło Dziewanowskiego, ale po namyśle zgodził się" - powiedziała PAP żona pisarza, reportażysty i autora pierwszego w polskiej literaturze wywiadu-rzeki, Krzysztofa Kąkolewskiego (1930-2015), Joanna Kąkolewska.
"Monstrualny wywiad? Ze mną? Nie podoba mi się to!" - powiedział Wańkowicz młodszemu o 39 lat Kąkolewskiemu, gdy usłyszał o pomyśle. "Początkowo wzbraniał się, jednak zgodził się" - wyjaśniła.
Kąkolewski przecierał w Polsce szlaki dla nowej, pochodzącej z USA w formuły literackiej - wywiadu-rzeki. Był jednym najważniejszych przedstawicieli literatury faktu, znany z odwagi w podejmowaniu trudnych, często kontrowersyjnych tematów. Nie obawiał się ich w latach 50. gdy nagłaśniał patologie kończącego się stalinizmu lub dekadę później, gdy zamknął się w celi więzienia w Strzelcach Opolskich, by wysłuchać Ludwika Kalksteina – człowieka, który z dobrze zapowiadającego się oficera wywiadu AK stał się etatowym gestapowcem, a wcześniej przywódcą grupy zdrajców penetrujących dowództwo polskiego Podziemia. Ofiarą zdradzieckiego tria Kalkstein-Świerczewski-Kaczorowska padł m.in. komendant główny AK gen. "Grot" Stefan Rowecki. Wywiady Kąkolewskiego porównywano do pojedynków szachowych na mistrzowskim poziomie. Autor, humanista z krwi i kości, był zafascynowany psychologią, logiką i matematyką. Analizował słowa rozmówców i zgłębiał ich psychikę.
Wańkowicz i Kąkolewski poznali się w 1964 r. "Zaprosił męża do siebie, gdy spodobało mu się +Trzy złote za słowo+" - wspominała Kąkolewska. Każdy z reportaży był inspirowany banalnym z pozoru ogłoszeniem prasowym np. anons "Sprzedam samochód Warszawa" stanowił kanwę do opowieści o niezwykłym odwecie mieszkańców wsi na sprawcy wypadku drogowego za śmierć jednego z mieszkańców.
Wańkowicz pochwalił autora za innowacyjny pomysł, jednak przy szklance ginu z tonikiem wyznał szczerze: "Nie zrozumiałem nawet tego, czy pańscy bohaterowie są święci, czy szuje. Nie znalazłem żadnej myśli przewodniej, żadnej syntezy".
"Podczas pracy przy +Wańkowicz krzepi+ seanse trwały po dwie-trzy godziny. Odbywały się przynajmniej raz na tydzień w mieszkaniu Wańkowicza przy Puławskiej 10. Mąż nigdy nie pisał całymi dniami, zaczynał pracę po południu" - wspomina Kąkolewska.
"Mnie interesuje prawda syntetyczna, a nie dokumentalna, z każdego losu biorę, co w nim jest szczególnego, to wyjątkowe, gęste, mocne inaczej byłoby to szare, nijakie" - mówił o swoim pisarstwie Wańkowicz w rozmowach z Kąkolewskim.
"Dla Wańkowicza kluczową kwestią była kwestia +korzeni+. Jeśli jego rozmówca nie znał nazwiska panieńskiego swojej babki i prababki, był zaliczony do kategorii +wykorzenionych". Nie było ważne chłopskie czy arystokratyczne pochodzenie rozmówcy, bo nieznajomość przodków dyskwalifikowała go całkowicie" - przypomniała Kąkolewska.
Podczas seansów przeprowadzonych od wiosny do jesieni 1972 r. Kąkolewski zadał 190 pytań: wszystkie trafiły do książki. Proces tworzenia był jednak burzliwy i nie mniej ciekawy od samego wywiadu.
"Początkowo praca przebiegała sprawnie, lecz doszło do zerwania rozmów, gdy Wańkowicz podczas autoryzacji napisał książkę +po swojemu+ - nowe pytania i nowe odpowiedzi. Mąż dotknął sfery psychologicznej bohatera i +otworzył+ go. Chodziło m.in. o pytanie o zastrzelenie w czasie polowania ptaka. Gdy ze Stanów przyleciała córka Wańkowicza, Marta, wytłumaczyła mu absurdalność zarzutów" - wyjaśniła.
"Mąż +wdarł+ się w życie siedemdziesięcioparoletniego pisarza i +obnażył+ jego psychikę, ego i ukryte atawizmy. Wańkowicz wiedział, że ich pisarstwo stoi na dwóch całkowicie różnych biegunach. Zarzucał mężowi, że w reportażu stosuje psychologizm i to niepokoiło go. Z drugiej strony jednak zależało mu na tej publikacji. Wyznawał zasadę +Nieważne czy dobrze czy źle, ważne, by mówili+" - podkreśliła.
"Doszło do wielkiej awantury, którą słyszano w całym Domu Pracy Twórczej w Oborach. +Ty Kąkolu!+ - wykrzyknął wściekły Wańkowicz. To była prawdziwa obelga! Kąkol to nie tylko trujący chwast, ale i nazwisko znienawidzonego w PRL działacza PZPR i redaktora naczelnego +Prawa i Życia+". Mąż odparował mu +Ty Waniu!+" - dodała.
Mimo przyjaźni silnie "iskrzyło". Innym razem bohater wywiadu wyrzucił reportera z drzwi. Po kilku dniach zaprosił go na pojednawczą kolację. Kąkolewski w rajdowym tempie, z "wirażując z piskiem opon" pokonał dystans Waszyngtona-Puławska w zaledwie kilka minut.
Nadany przez autora tytuł nie był dziełem przypadku: nawiązywał do wymyślonego przez Wańkowicza na początku lat 30. hasła reklamowego Związku Cukrowników Polskich - "Cukier krzepi". "Ja dostałem, jak przypuszczam, najwyższe honorarium na świecie za dwa słowa (...) Tak cenne mogą być słowa" – wspominał Kąkolewskiemu. Za dwa słowa otrzymał 5000 złotych czyli równowartość nowego Polskiego Fiata 508. Slogan zrobił zawrotną karierę w II Rzeczypospolitej: był zwięzły i chwytliwy. I tylko przy okazji zakrapianych spotkań mówiono: "Cukier krzepi – wódka lepiej". W II RP Wańkowicz krzepił czytelników optymistycznymi wizjami silnej i uprzemysłowionej Polski w publikacjach "COP" i "Sztafeta", a po 1958r. - sztandarowym dziełem "Monte Cassino".
Dla części środowisk emigracyjnych w USA i Wielkiej Brytanii Wańkowicz nie był jednak postacią świetlaną. Oceniano, że powracając na stałe do komunistycznego PRL i publikując tam sprzeniewierzył się pamięci żołnierzy II Korpusu i jego dowódcy, drukując ocenzurowaną i zubożoną wersję "Monte Cassino". Inni twierdzili, że, do powrotu przyczynił się zwykły koniunkturalizm, gdy już na Zachodzie jego popularność przeminęła.
Warto jednak wspomnieć, że za współpracę z Radiem Wolna Europa SB aresztowało pisarza w październiku 1964 r. W areszcie spędził pięć tygodni, skazano go na trzy lata, jednak ze względu na wiek i pozycję społeczną, objęto go amnestią.
W czerwcu 1973 r. wydawnictwo "Czytelnik" skierowało "Wańkowicz krzepi" do druku. "+Wańkowicz krzepi+ jako pierwszy w polskiej literaturze wywiad-rzeka stał się wzorcem, do którego odwoływali się inni twórcy. To pierwsza książka w nowym gatunku ustaliła normy i parametry dla całego gatunku. Wybitny reportażysta rozmawiał z niezwykle barwną postacią, również wybitnym pisarzem więc jakość została bardzo wyśrubowana" - powiedział PAP dyrektor Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie dr hab. Jarosław Klejnocki.
"Kąkolewski w mistrzowski sposób wybrnął z niełatwego wyzwania. Choć uznawał Wańkowicza za mistrza i tak go tytułował, potrafił zachować dystans, zadając czasem trudne, dociekliwe pytania. Rozmawiał rzeczowo, z przyjaznym nastawieniem, ale nigdy na kolanach. Był znakomicie przygotowany i potrafił +wyciskać+ maksimum ze swojego rozmówcy" – wyjaśnił, podkreślając jednocześnie "społeczno-polityczną barwność bohatera wywiadu-rzeki".
"Wierzę, że nie będzie to bierny stenogram z naszej rozmowy (...) może sam okaleczałem tę książkę, pozbawiam czytelników Pańskiego słowa, ale chcę by ta rzeka była +wiślana+ pod względem treści, ale uregulowana formalnie. Czuję się fatalnie. Dzięki Panu za wysiłek, za który dostanę w tyłek" - pisał po zakończeniu pracy bohater do autora.
Pierwsze wydanie "Wańkowicz krzepi" trafiło do księgarń na początku stycznia 1974 r. Nakład 20 tys. egzemplarzy wyprzedano w ciągu trzech dni. Dziś taki wynik uznano by za komercyjny sukces. "Krytycy przyjęli książkę fatalnie, czytelnicy - pochłaniali z pasją" - oceniła Kąkolewska.
Krótko po wydaniu książki Kąkolewski dowiedział się, że dni życia jego bohatera są policzone - zdiagnozowano nowotwór. Wańkowicz zaprosił Kąkolewskich na piknik w Lesie Kabackim. „To był ostatni rozdział i nieoczekiwany epilog +Wańkowicz krzepi+" - dodała Kąkolewska.
Melchior Wańkowicz zmarł w Warszawie 10 września 1974 r. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ aszw/