Za wszystkie niemieckie zbrodnie podczas Powstania Warszawskiego "zostały ukarane cztery osoby. Zbrodnie dokonane w Warszawie pozostały nierozliczone. To jest aspekt, który już się nie zmieni" - powiedziała PAP w 79. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego dyrektor berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego Hanna Radziejowska.
"To są fakty: zbrodniarze nie byli ukarani, a sytuację potęgował często fakt, że osoby takie jak Reinefarth czy nawet ludzie z jego oddziału robiły znakomite kariery w powojennych Niemczech. Tak po prostu się wydarzyło" - podkreśliła szefowa Instytutu.
Zdaniem Radziejowskiej "problemem i wyzwaniem dla współczesnych Niemiec jest zobaczenie tego aspektu w stosunku do Polaków". "Myślę, że odkąd zaczęły się poważniejsze dyskusje wokół odszkodowań, to widzimy jak to stanowi jeden z wielu aspektów: braku edukacji w szkołach w Niemczech, braku sprawiedliwości, niewykorzystania tej szansy przez ostatnie 30 lat, kiedy - szczególnie w latach dziewięćdziesiątych czy dwutysięcznych - żyły jeszcze osoby, które przeżyły straszne zbrodnie, były ofiarami, a państwo niemieckie nie wykonało żadnego wysiłku, żeby się tymi ludźmi zająć. Czwarty aspekt to jest brak w Berlinie pomnika polskich ofiar okupacji niemieckiej. W tej chwili widzimy to więc w zestawie czterech problemów, które są ze sobą związane" - oświadczyła.
Jak podkreśliła dyrektor berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego "brak ukarania zbrodniarzy był częścią tego wypierania odpowiedzialności za zbrodnie niemieckie podczas Powstania Warszawskiego, ale także szerzej - za zbrodnie niemieckie w czasie okupacji".
Pracując w obszarze przypominania Niemcom ich przeszłości, "trzeba mieć świadomość, że to jest długofalowy proces, to praca, którą trzeba widzieć w perspektywie wielu lat" - powiedziała PAP Hanna Radziejowska. "Oczywiście bardzo się cieszę z różnych rzeczy, które się do tej pory udały, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że tego się nie da załatwić jedną wystawą czy jednym projektem. To, co jest filozofią budowania relacji, dialogu, współpracy, instytucji, to wymaga czasu, przestrzeni i świadomości, że jeżeli takie są wyzwania, to naprawdę nie da się sprawy załatwić jednym prostym rozwiązaniem" - dodała.
"Zwróćmy zresztą uwagę: my naprawdę mamy teraz świetne relacje między Polakami a Ukraińcami. A przecież są takie aspekty historii - od tożsamości miasta Lwów po tragiczne wydarzenia zbrodni wołyńskiej, że bardzo ciężko jest o nich rozmawiać" - zauważyła Radziejowska. "Co to oznacza? Otóż, jest taki prosty mechanizm psychologii, że najtrudniej w każdym z nas zmienia się postawy, czyli sumę przekonań, doświadczeń, wychowania, edukacji. Zmiana postawy w życiu jest czymś najtrudniejszym. Nasze relacje z Niemcami nigdy nie miały takiej energii, jak między nami a Ukraińcami, a przecież nawet w przypadku Ukraińców jest to tak bardzo trudne".
"Trzeba też zrozumieć skąd to się wzięło, że to jest komunizm, że to jest wojna, którą Polska demokratyczna de facto przegrała, nawet jeśli walczyliśmy na wszystkich frontach. Nie mieliśmy wpływu, żeby opowiadać w świecie o swoich bohaterach, o swoich ofiarach - tak było kilkadziesiąt lat" - przypomniała dyrektor berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego.
"My się uczymy teraz opowiadać o tej historii. A dlaczego musimy o niej opowiadać? Tu znowu wojna w Ukrainie pokazuje wagę historii. Mówiąc w skrócie: gdyby Niemcy dobrze znały historię to może, nie robiłyby takich interesów z Rosją" - podsumowała.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ mal/