30 lat temu, 19 września 1993 r., odbyły się drugie w dziejach III RP wybory parlamentarne. Zwyciężył w nich SLD, który wspólnie z PSL stworzył koalicję rządową. „W tych wyborach zderzyły się dwie diametralnie odmienne oceny minionych kilku lat” – ocenia w rozmowie z PAP historyk prof. Antoni Dudek.
W lipcu 1992 r., po trwającym kilkadziesiąt dni kryzysie politycznym spowodowanym obaleniem rządu premiera Jana Olszewskiego oraz nieudaną misją powołania gabinetu przez Waldemara Pawlaka, udało się ukształtować większość zdolną do powołania rady ministrów. Wydawało się, że gabinet ma szanse przetrwania do ustawowego końca kadencji upływającej jesienią 1995 r. Jednak przyczyną upadku gabinetu Hanny Suchockiej okazały się konflikty wewnątrz koalicji. Wiosną 1993 r. współtworzący rząd posłowie reprezentujący NSZZ „Solidarność” złożyli w Sejmie wniosek o wotum nieufności, który został przegłosowany 28 maja. Do ocalenia gabinetu zabrakło jednego głosu. W wyniku tego szokującego dla premier Suchockiej głosowania prezydent Lech Wałęsa rozwiązał parlament.
W lipcu 1992 r., po trwającym kilkadziesiąt dni kryzysie politycznym spowodowanym obaleniem rządu premiera Jana Olszewskiego oraz nieudaną misją powołania gabinetu przez Waldemara Pawlaka, udało się ukształtować większość zdolną do powołania rady ministrów. Wydawało się, że gabinet ma szanse przetrwania do ustawowego końca kadencji upływającej jesienią 1995 r. Jednak przyczyną upadku gabinetu Hanny Suchockiej okazały się konflikty wewnątrz koalicji.
Kilka tygodni przed upadkiem rządu Suchockiej Sejm zagłosował za przyjęciem nowej ordynacji wyborczej. W dniu głosowania nad wotum nieufności posłowie przyjęli poprawki do ordynacji. Los ustawy spoczywał w rękach prezydenta Wałęsy. Jeśli zdecydowałby się na weto ustawy, to w obliczu rozwiązania parlamentu ustawa nie weszłaby w życie i w zbliżających się wyborach obowiązywałaby ordynacja wyborcza z 1991 r. Jej zapisy, nieprzewidujące ogólnokrajowego progu wyborczego, doprowadziły do skrajnego rozdrobnienia Sejmu. Nowe przepisy wyborcze wprowadzały pięcioprocentowy próg wyborczy dla komitetów wyborczych oraz ośmioprocentowy dla koalicji wyborczych. Nowej ordynacji wyborczej towarzyszył także nowy podział kraju na okręgi wyborcze. Z niektórych z nich wybierano zaledwie trzech posłów. Ten podział sprzyjał największym ugrupowaniom walczącym o zwycięstwo w wyborach.
Za przyjęciem nowego prawa wyborczego zagłosowała nietypowa „koalicja”, złożona z posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Unii Demokratycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Polskiego Programu Liberalnego (koalicji posłów Kongresu Liberalno-Demokratycznego, Polskiej Partii Przyjaciół Piwa – „Duże Piwo” oraz 5 posłów Porozumienia Centrum), Konfederacji Polski Niepodległej, Porozumienia Centrum i Mniejszości Niemieckiej. Wśród tych ugrupowań byli zarówno zwycięzcy nadchodzących wyborów, jak i ugrupowania, których przedstawiciele nie znaleźli się w nowym parlamencie. Wiosną 1993 r. żaden z obserwatorów polskiej sceny politycznej nie zakładał, że wybory przyniosą tak zadziwiające rezultaty.
„Głównym tematem tej kampanii była sytuacja gospodarcza i położenie ekonomiczne Polaków. Wprawdzie pierwsze odbicia gospodarki od załamania wywołanego transformacją były widoczne w 1992 r., a 1993 był pierwszym pełnym rokiem wzrostu gospodarczego, to jednak zwykli Polacy nie zauważali jeszcze efektów tej zmiany w swoich kieszeniach” – zauważa w rozmowie z PAP historyk prof. Antoni Dudek. Dodaje, że o nastrojach społecznych decydowało w dużej mierze rozczarowanie czterema rządami solidarnościowymi i wielkimi kosztami społecznymi reform, takimi jak bezrobocie i spadek poziomu życia. „Poszczególne partie w różny sposób diagnozowały przyczyny tego stanu i obiecywały, że będzie lepiej. Najbardziej przekonywująca była diagnoza Sojuszu Lewicy Demokratycznej” – wyjaśnia prof. Dudek. Jedno z najważniejszych haseł kampanii SLD brzmiało: „Tak dalej być nie musi: niech reformy służą ludziom”.
Kampania SLD była krytyczna nie tylko wobec polityki gospodarczej i społecznej dotychczasowych rządów, ale także wobec działań na rzecz zerwania z dorobkiem PRL.
Kampania SLD była krytyczna nie tylko wobec polityki gospodarczej i społecznej dotychczasowych rządów, ale także wobec działań na rzecz zerwania z dorobkiem PRL. „Jeżeli okaże się, że zdobędziemy większość w parlamencie i przyjdzie nam utworzyć rząd, to nie będzie żadnej lustracji ani desolidaryzacji. Wprowadzony zostanie zakaz burzenia pomników. Nie będziemy zajmować się zmianami nazw ulic i prowadzić żadnych wojen – ani na górze, ani na dole, nie zajmiemy się także sprowadzaniem do kraju kolejnych nieboszczyków” – mówił na wiecu w Bydgoszczy w sierpniu 1993 r. lider lewicy postkomunistycznej Aleksander Kwaśniewski. Jednocześnie postkomuniści robili wiele, aby przekonać wyborców, że ich zwycięstwo nie oznacza powrotu do czasów PRL. Elementem procesu odżegnywania się od komunistycznej przeszłości był również start w formule szerokiej koalicji. Sojusz Lewicy Demokratycznej był porozumieniem programowym 28 partii i ruchów społecznych pod przywództwem Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej.
W czasie całej kampanii SLD był liderem sondaży. Za plecami tej koalicji toczyła się walka pomiędzy startującymi samodzielnie Polskim Stronnictwem Ludowym a Unią Demokratyczną. Różnił je stosunek do oceny transformacji. Ludowcy jednoznacznie krytykowali liberalizm gospodarczy i brak wrażliwości społecznej Unii Demokratycznej i zbliżonego do niej Kongresu Liberalno-Demokratycznego pod wodzą Donalda Tuska.
Na początku kampanii wydawało się, że KLD i UD wystartują wspólnie. Ostatecznie podziały między środowiskiem „gdańskich liberałów” a kojarzoną z inteligencją i umiarkowaną opozycją antykomunistyczną UD okazały się zbyt głębokie. W kampanii Unii Demokratycznej wykorzystywano hasło: „Po pierwsze gospodarka” oraz licznych liderów tej partii: Bronisława Geremka, Hannę Suchocką, Jacka Kuronia, Tadeusza Mazowieckiego, Jana Rulewskiego i Henryka Wujca. Wielu komentatorów kampanii uważało przekaz UD za nadmiernie elitarny i kierowany wyłącznie do beneficjentów przemian gospodarczych. Mimo wielu popełnionych przez UD błędów jej wynik wyborczy był dość korzystny, choć poniżej oczekiwań jej liderów.
Kongres Liberalno-Demokratyczny postawił na prowadzenie kampanii w amerykańskim stylu. „Była to pierwsza w polskiej historii partia, która do prowadzenia kampanii wynajęła wielką amerykańską firmę Saatchi and Saatchi. Kampania okazała się kompletnie przestrzelona. Hasło miliona nowych miejsc pracy zderzyło się ze społecznymi ocenami liberałów oskarżanych o społeczne koszty transformacji. Katastrofą były także próby przenoszenia amerykańskich zwyczajów politycznych do Polski lat dziewięćdziesiątych. Marsze cheerleaderek wyglądały surrealistycznie i wzmacniały obraz KLD jako partii ludzi bogatych, którzy kompletnie nie rozumieli sytuacji, w jakiej znajduje się społeczeństwo” – podkreśla prof. Dudek. W wyborach okazało się, że na KLD nie głosowali nawet przedsiębiorcy, którzy poparli głównie SLD. „Duża część biznesmenów miała korzenie w nomenklaturze komunistycznej, a więc wybór spadkobierców PZPR był dla nich naturalny” – dodaje historyk.
Wielu komentatorów kampanii uważało przekaz UD za nadmiernie elitarny i kierowany wyłącznie do beneficjentów przemian gospodarczych. Mimo wielu popełnionych przez UD błędów jej wynik wyborczy był dość korzystny, choć poniżej oczekiwań jej liderów.
Prawica szła do wyborów podzielona pomiędzy kilka ugrupowań i koalicji. O skali skłócenia formacji prawicowych świadczy fiasko próby zawarcia koalicji między Porozumieniem Centrum a skupioną wokół premiera Jana Olszewskiego Koalicją dla Rzeczypospolitej, mimo że oba ugrupowania posługiwały się podobną retoryką, krytyczną wobec przemian po 1989 r.
„Absurd wyborów roku 1993 polega na tym, że posłowie, którzy uchwalali nową ordynację wyborczą, nie potrafili zrozumieć, jakie konsekwencje niosą jej zapisy” – zauważa prof. Dudek. O wszystkim decydowało rozproszenie środowisk prawicowych. Trzecim ugrupowaniem z tej grupy był Koalicyjny Komitet Wyborczy „Ojczyzna” tworzony pod patronatem Związku Chrześcijańsko-Narodowego. Samodzielnie startowały też NSZZ „Solidarność” i Konfederacja Polski Niepodległej. Poza podziałami politycznymi próbował stanąć prezydencki Bezpartyjny Blok Wspierania Reform, kierowany przez Andrzeja Olechowskiego.
Frekwencja w wyborach z 19 września 1993 r. wyniosła 52 proc. Była więc o niemal 10 proc. wyższa niż w wyborach z 1991 r. Niekwestionowanym zwycięzcą był Sojusz Lewicy Demokratycznej, który zdobył 20,41 proc. głosów, drugie miejsce zajął PSL (15,4 proc.). Na podium znalazła się Unia Demokratyczna (10,59 proc.), a za nią lewicowa Unia Pracy (7,28 proc.). W Sejmie znaleźli się również przedstawiciele KPN (5,77 proc.) i BBWR (5,41 proc.).
Prawie pięć milionów głosów nie przełożyło się na reprezentację w Sejmie. Pod progiem znalazły się „Ojczyzna” (6,37 proc.), „Solidarność” (4,90 proc), PC (4,42), KLD (3,99), Unia Polityki Realnej (3,18) i Koalicja dla Rzeczypospolitej (2,70). Szczególnie rozczarowany wynikami był Lech Wałęsa, który kilka miesięcy przed wyborami powiedział, że BBWR zdobędzie w nich 400 mandatów.
W ciągu zaledwie trzech tygodni powstała koalicja SLD-PSL, choć lider Unii Pracy proponował PSL stworzenie porozumienia UP-PSL-UD. Lewica przekonała PSL propozycją objęcia funkcji premiera przez Waldemara Pawlaka. W zamian przedstawiciel SLD objął fotel marszałka Sejmu. Został nim Józef Oleksy. W rządzie dziewięć ministerstw przypadło SLD, siedem PSL. Resorty obrony, spraw wewnętrznych i dyplomacji zostały obsadzone nominatami prezydenta Wałęsy, co było zgodne z jego interpretacjami małej konstytucji. W Sejmie koalicja posiadała przygniatającą przewagę 303 mandatów. Także w izbie wyższej miała większość mandatów.
„W tych wyborach zderzyły się dwie diametralnie odmienne oceny minionych kilku lat: liberalno-unijna, mówiąca, że może nie wszystko wyszło, ale należy kontynuować kierunek przemian, oraz dokładnie odwrotna, prezentowana m.in. przez SLD i PSL, wedle której przemiany były katastrofą. Ta druga okazała się bardziej przekonująca dla wyborców, ale jej siłą było przede wszystkim ogromne rozproszenie wyborców prawicy” – podsumowuje prof. Dudek.
„W tych wyborach zderzyły się dwie diametralnie odmienne oceny minionych kilku lat: liberalno-unijna, mówiąca, że może nie wszystko wyszło, ale należy kontynuować kierunek przemian, oraz dokładnie odwrotna, prezentowana m.in. przez SLD i PSL, wedle której przemiany były katastrofą. Ta druga okazała się bardziej przekonująca dla wyborców, ale jej siłą było przede wszystkim ogromne rozproszenie wyborców prawicy” – podsumowuje prof. Dudek. Wybory oznaczały nie tylko przejęcie władzy przez lewicę i ludowców, ale również ukształtowanie się koalicji na rzecz uchwalenia nowej konstytucji, złożonej z SLD, PSL, UD oraz Unii Pracy. Pozostałe siły polityczne nie miały na jej kształt żadnego wpływu i uznawały, że tak niereprezentacyjny Sejm nie powinien tworzyć nowej ustawy zasadniczej.
Wybory 1993 r. zapoczątkowały też okres dominacji lewicy, zwieńczony zwycięstwem Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 r. oraz trwającą, aż do 2007 r., tendencję do naprzemiennego wygrywania wyborów przez dwa zwaśnione obozy – postsolidarnościowy i postkomunistyczny.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp/