Wyprzedzał swój czas i gdyby go nie zniewolono za poglądy, byłby dzisiaj jednym z czołowych przedstawicieli polskiej awangardy. Ale on milczeć nie potrafił - mówi PAP reporter Leszek Konarski. 13 grudnia 1893 r. urodził się Stanisław Szukalski, „Stach z Warty”, artysta rzeźbiarz.
„Najniepokorniejszy z niepokornych awangardy, wieczny skandalista, wróg krytyków oraz wszelkich artystycznych instytucji i uczelni, poza stworzoną przez siebie +Twórcownią+” - przypomniała dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu Iwona Mohl we wstępie do katalogu wystawy „Stanisław Szukalski i Szczep Szukalszczyków herbu +Rogate Serce+”, której wernisaż odbył się 7 października 2020 roku.
„Pierwszy raz wystawa znakomitego polskiego rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego, używającego pseudonimu +Stach z Warty+, obyła się bez skandalu podczas otwarcia” - napisał w artykule pt. „Powrót Stacha z Warty” w tygodniku „Przegląd” Leszek Konarski. Przypomniał, że na otwarcie poprzedniej - pierwszej powojennej retrospektywnej wystawy prac Szukalskiego oraz członków Szczepu Rogatego Serca z lat 1930-39, w krakowskim Pałacu Sztuki - 23 kwietnia 1978 r. - artysta przesłał z Ameryki przemówienie, w którym poddał totalnej krytyce polskie elity artystyczne, „a szczególnie modernistów małpujących wszystkie zachodnie kierunki, zachwycających się bazgrołami Picassa czy Kantora, malujących widelcem zamiast pędzla”, co, jak stwierdził, „byle jaki szympans potrafi”. „Doszło do przepychanek, bo prof. Karol Estreicher i inni członkowie kierownictwa Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, gospodarzy Pałacu Sztuki, nie chcieli dopuścić do odtworzenia z taśmy mowy Szukalskiego i skończyło się na wyłączeniu prądu w całym budynku. Zwolennicy Szukalskiego wyszli na zewnątrz i na schodach wysłuchali tego przemówienia z niewielkiego magnetofonu” - opisał Konarski.
Warto tu przypomnieć, że pół wieku wcześniej - 12 maja 1929 r. - w tym samym Pałacu Sztuki na wernisażu swojej wystawy Szukalski wygłosił mowę, w której zaatakował całe środowisko artystyczne Krakowa i Polski - krakowską ASP nazwał wylęgarnią miernot, ostoją bezwartościowej sztuki francuskiej i przyczyną upadku sztuki polskiej. Stwierdził, „że akademię należy zamknąć, budynek sprzedać, a profesorów rozpędzić na cztery wiatry”.
„Na wystawę przyszedł tłum ludzi, którzy nigdy wcześniej raczej nie interesowali się sztuką. Studenci pierwszego roku ASP, m.in. mój ojciec, Marian Konarski, pod jedną z rzeźb Szukalskiego złożyli kwiaty przewiązane szarfą z napisem: +Uczniowie Akademii Sztuk Pięknych+, a do jej autora napisali, że bardzo pragną, aby został ich mistrzem” - powiedział PAP Leszek Konarski. „Za ten gest solidarności z niepokornym artystą zostali wyrzuceni z akademii i po dołączeniu innych utworzyli pod przywództwem Szukalskiego Szczep Rogatego Serca - bo jak mówił ich mistrz, jego herb psychiczny to rogate serce, artysta bowiem powinien miłować i walczyć” - wyjaśnił.
Organem prasowym grupy stało się pismo „Krak”, opatrzone podtytułem: „Narzędzie walki o wyzwolenie i przerodzenie się polskiej kultury”.
Stanisław Szukalski, „Stach z Warty”, urodził się 13 grudnia 1893 r. w Warcie (Łódzkie) jak syn kowala Dyonizego oraz Konstancji z Sadowskich. W 1902 r. rodzina osiadła w Gidlach koło Radomska, a w 1907 r. wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Tam Staś uczęszczał do Art Institute of Chicago, którego profesorowie dostrzegli jego niezwykły talent rzeźbiarski. Piętnastolatek został wysłany na studia do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Na egzaminie wstępnym wzbudził zachwyt rektora, prof. Konstantego Laszczki i został przyjęty mimo młodego wieku. Ale wkrótce zbuntował się i wrócił w 1913 r. do Ameryki.
„Wczesne prace Szukalskiego to głównie popiersia portretowe, w których zaznaczają się wpływy różnorodnych stylistyk - zarówno secesji, jak i europejskich prądów awangardowych (ekspresjonizmu, kubizmu, futuryzmu), a także sztuki prymitywnej Ameryki Północnej i Południowej” – napisał historyk sztuki Piotr Szubert (culture.pl, 2003). „Po roku 1914 w twórczości rzeźbiarza zaczynają pojawiać się kompozycje figuralne o symbolicznej, często wielce enigmatycznej wymowie. Artysta operuje w nich daleko posuniętą deformacją ciała przedstawianych postaci z jednoczesnym, wirtuozerskim oddaniem anatomicznych detali” – przypomniał Szubert.
10 lat w Stanach Zjednoczonych było bardzo płodnym okresem w życiu artysty. W 1923 r. wyszła w Chicago pierwsza monografia pt. „The Work of Szukalski”. W tym samym roku Szukalski przedstawił swój dorobek w warszawskiej Zachęcie.
W 1925 roku na Międzynarodowej Wystawie Nowoczesnej Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu artysta otrzymał Grand Prix za rzeźby z brązu, Dyplom Honorowy za projekty architektoniczne oraz Złoty Medal za rzeźbę w kamieniu. W tym samym roku wygrał konkurs na projekt pomnika Adama Mickiewicza w Wilnie - wieszcz miał karmić krwią ze swego serca olbrzymiego orła. Po ogłoszeniu werdyktu jury rozpętała się burzliwa dyskusja – w rezultacie której do realizacji projektu Szukalskiego nie doszło.
W grudniu 1929 roku Szukalski powrócił do Stanów Zjednoczonych gdzie właśnie ukazała się druga monografia pt. „Szukalski Projects in Design”.
W 1938 r. dzięki inicjatywie Mariana Konarskiego i Aleksandra Janty-Połczyńskiego znów wrócił do Polski - na zaproszenie ministra skarbu Ignacego Matuszewskiego oraz wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego - z całym dorobkiem artystycznym. Miał pracownie w Warszawie i w Katowicach, spływało sporo zamówień, m.in. z Niemiec na pomnik Adolfa Hitlera. Projekt Szukalskiego okazał się jednak zbyt „ekstrawagancki” – przedstawił wodza III Rzeszy jako baletnicę.
W Katowicach Szukalski wykonał projekty pomnika Bolesława Chrobrego oraz „Wiecznicy” – monumentu upamiętniającego walkę Ślązaków o powrót do macierzy. Jego orzeł ozdobił elewację gmachu Sejmu Śląskiego.
We wrześniu 1939 r. wkraczający do Katowic hitlerowcy uznali prace Szukalskiego za sztukę zdegenerowaną i zniszczyli prawie cały jego dorobek twórczy. „Tylko kilka rzeźb, tych odlanych w brązie, +Oratora+, +Ezopa+ +Zamarły lot+, +Bolesława Śmiałego+, udało się pracownikom urzędu zakopać i dzięki temu są dzisiaj w Muzeum Górno-śląskim w Bytomiu” – przypomniał Leszek Konarski.
Sam Szukalski z żoną i dwoma walizkami, dzięki amerykańskim paszportom wrócili do USA i osiedli w Kalifornii, w Burbank na przedmieściach Los Angeles, gdzie żyli w biedzie. Szukalski mało rzeźbił, nie miał pieniędzy na materiały, pracował nad wielotomowym dziełem, chcąc udowodnić, że kiedyś wszyscy ludzie na Ziemi posługiwali się językiem zbliżonym do polskiego. Swoją teorię nazwał zermatyzmem. Wedle niej, przodkowie Polaków, jak i ludzi z całego świata mieli wywodzić się z Wyspy Wielkanocnej, by przez wysepki Lachia i Sarmatia dostać się pod Matterhorn w Szwajcarii, a potem przybyć do Polski. Tworzył nową mitologię z Polską w tle, chciał odrodzenia Słowiańszczyzny. W 1960 r. władze Los Angeles przyznały mu rentę wynoszącą 250 USD miesięcznie.
„Po wojnie Szukalski tylko raz odwiedził Polskę – w październiku 1957 r. – i wtedy go poznałem. Miałem 16 lat i nigdy nie zapomnę tych kilku dni spędzonych na rozmowach ze Stachem z Warty. To była postać charyzmatyczna, wizjoner, szaleńczy w swoich pomysłach, patriota dążący do odrodzenia Polski, przeciwnik komunistów, Kościoła, uważający, że z kulturą w Ameryce jest gorzej niż na Syberii” – wspominał Leszek Konarski.
Jego ojciec, Marian Konarski stale korespondował z Szukalskim.
„Niemal co dwa tygodnie, a czasem częściej, do ojca przychodził list z Ameryki, w którym Szukalski pytał, co nowego w Polsce, co w Krakowie, na Wawelu, na Floriańskiej. Żył Polską, musiał o wszystkim wiedzieć” - wyjaśnił Leszek Konarski. „Ojciec mówił, że jest dla Szukalskiego pielęgniarzem, niepozwalającym mu zapomnieć o rodzinnym kraju” - dodał.
Przedwojenne listy Szukalskiego do Mariana Konarskiego znalazły się w książce prof. Lechosława Lameńskiego „Stanisław Szukalski. Teksty o sztuce” (Katolicki Uniwersytet Lubelski, 2013), powojenne natomiast ukazały się w opracowaniu prof. Tadeusza Zycha pt. „On kochał Polskę”, wydanym przez Muzeum Historyczne Miasta Tarnobrzega w 2020 roku.
„Szukalski marzył o powrocie do Polski. Brak zainteresowania swoją twórczością tłumaczył tym, że jedną z wad narodowych Polaków jest wrodzona niechęć do jednostek wybitnych” – powiedział PAP Leszek Konarski. „Przyjdzie chwila, że z innego, niespodziewanego kraju będzie Polska o moim myśleniu słyszała i będzie bardzo żałowała tego smutnego faktu, że mnie wynarodowiła swą haniebnością” – pisał Szukalski do Mariana Konarskiego 30 marca 1970 r.
„Krytycy zawodowi nienawidzili mnie, gdyż miałem dla nich niepohamowaną wzgardę, jako pretensjonalnych prowincjuszy, którzy jedynie w obco rodnej dekadencji, tak zwanym modernizmie, chcieli widzieć wartość, a Matejkę, Wyspiańskiego, Malczewskiego, Stryjeńską, Szukalskiego poniżali poniżej swych kuprów bezpiórych. Nigdy w życiu nie spotkałem tak patetycznie głupich poronieńców jak onegdaj niektórych z moich rodaków krytyków. Wszakże to oni spopularyzowali Picassa i innych praktykantów tzw. +Sztuki demokratycznej+, to jest kretyńskiego gryzmolenia” – napisał osiem lat później do Leszka Konarskiego.
„Szukalski widział wielką moc w polskiej sztuce, która jednak przez wieki, pod wpływem ideowego i kulturowego importu chrześcijaństwa, została stłamszona i nie mogła się prawidłowo rozwijać. Stąd, jego zdaniem, nasze lata niewoli, bo polscy +katołycy+, modląc się i czekając na zbawienie, zatracili chęć walki i samodzielnego myślenia. Krytykował szkodliwy wpływ chrześcijaństwa na naszą sztukę, a równocześnie Jana Pawła II uważał za jedną z największych osobowości tego świata” – powiedział PAP Leszek Konarski.
Zarzucano Szukalskiemu antysemityzm, ale on nie krytykował Żydów za ich pochodzenie, lecz miał za złe krytykom i artystom pochodzenia żydowskiego to, że zamiast sięgać do polskich korzeni, propagują wszystko, co modne jest w Paryżu, Londynie lub Nowym Jorku.
„W 1978 r. napisał do mnie: +Mimo gróźb wyklęcia za mówienie prawdy starałem się zawsze znajdywać powody upokorzenia naszego społeczeństwa i leczyć twórczymi metodami. Miłować można również przez ukazywanie wad, gdyż w niczym nie powinno to obrażać naszego poczucia narodowego+” – przypomniał Konarski.
Do odkurzenia postaci Szukalskiego walnie przyczynił się pełnometrażowy film dokumentalny pt. „Walka: Życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego” („Struggle: The Life and Lost Art of Szukalski”), wyświetlany od grudnia 2018 r. na platformie Netflix w 160 krajach, wyreżyserowany przez dokumentalistę Ireneusza Dobrowolskiego, a sfinansowany przez aktora Leonarda DiCaprio, który jako dziecko mieszkał z rodzicami niedaleko Szukalskiego pod Los Angeles i często bywał w pracowni artysty. Gdy został znanym aktorem, postanowił przypomnieć człowieka, który był dlań kimś bardzo ważnym - tłumaczył mu, że wielka sztuka jest wytworem wyobraźni, a nie kopiowaniem rzeczywistości.
Film jest też efektem przyjaźni Szukalskiego z mieszkającym w Los Angeles Glennem Brayem, który zapisywał na taśmach wideo rozmowy z nim, pomagał mu materialnie i któremu Szukalski powierzył opiekę nad swoją spuścizną.
W 1978 r. młody kolekcjoner komiksów Glenn Bray w antykwariacie w Los Angeles znalazł wydany w 1923 r. album o nieznanym mu wówczas zupełnie Stanisławie Szukalskim. Zamieszczone tam fotografie rzeźb zachwyciły go. Kilka lat później w innym antykwariacie zobaczył plakat z wizerunkiem Kopernika - rozpoznał, że to dzieło Szukalskiego. Księgarz wyjaśnił, że ten plakat dał mu sam Szukalski, który mieszka w pobliżu. Bray znalazł numer w książce telefonicznej i tak zaczęła się przyjaźń trwająca aż do śmierci Szukalskiego, 19 maja 1987 roku.
„To dzięki Brayowi wiemy o ostatnich latach Szukalskiego, o jego często ekscentrycznych pomysłach i przemyśleniach. I to on namówił Leonarda DiCaprio do zrobienia filmu” – przypomniał Leszek Konarski. „Irkowi Dobrowolskiemu udało się zrobić film bardzo prawdziwy, niczego nieukrywający, przedstawiający różne oblicza samorodnego geniusza, ekscentryka, człowieka pełnego sprzeczności” – ocenił.
O historii Polski opowiada w filmie prof. Timothy Snyder z Uniwersytetu Yale. Szukalskiego wspominają amerykańscy artyści, pisarze, krytycy sztuki. Występują też: prof. Lechosław Lameński z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor pierwszej po wojnie biografii artysty; historyk sztuki Piotr Rypson i Maciej Miezian z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Kilka razy padają porównania Szukalskiego do Michała Anioła, Augusta Rodina, Leonarda da Vinci.
Film o Szukalskim nie byłby filmem o Szukalskim gdyby nie nakręcił kolejnej porcji skrajnych emocji.
„Polecam ten film wszystkim. Szczególnie sceny, kiedy ojciec – chyba – Leonarda Di Caprio, kręci z niedowierzaniem głową próbuje wyjaśnić widzom i wszystkim zafascynowanym Szukalskim Amerykanom, że był to słowiański faszysta, który uczestniczył w nakręcaniu zbiorowej histerii w Europie, zakończonej zagładą. Absurd tych wstawek jest oczywisty. Stachu był takim samym faszystą jak Ziemkiewicz” – napisał na swoim blogu Gabriel Maciejewski „Coryllus”.
„Dla starego Di Caprio i kilku jeszcze osób występujących w tym filmie kamieniem obrazy było to, że Stach wydał w Polsce 12 numerów jakiegoś nędznego pisemka pod tytułem Krak, w którym umieszczał jakieś swoje wymysły. Wszystko to miało wyjaśnić i usprawiedliwić rzecz najważniejszą – całkowite zdyskredytowanie Szukalskiego” - ocenił.
„Szukalski przyjaźnił się z żydowskim scenarzystą nazwiskiem Ben Hecht, laureatem kilku Oskarów za scenariusze” – przypomniał Maciejewski. „Faceci zaś w filmie zastanawiają się, co by się stało gdyby Ben dowiedział się, o antysemickich ekscesach Stacha. Jakim trzeba być durniem, żeby wierzyć iż on o nich nie wiedział? Albo inaczej – nie trzeba być durniem, trzeba być bardzo zdeterminowanym oszustem” - podkreślił.
„Proszę Państwa, Stach Szukalski był wielkim, niepowtarzalnym, samodzielnym artystą, którego sama tylko obecność demaskowała wszystkie mechanizmy globalnego rynku sztuki, a właściwie globalnego rynku dystrybucji wizerunków. Był to geniusz, który nie mógł żyć bez pracy. Kiedy nie rzeźbił, a przez większość życia nie rzeźbił, mógł wymyślać wyłącznie jakieś niestworzone historie, bo tacy właśnie są artyści. Musiał czymś nakarmić swoją wyobraźnię. Artyści bowiem muszą się nieustająco mierzyć z jakimiś wyzwaniami. Wyzwaniem dla Stacha i jego przeznaczeniem był warsztat rzeźbiarski. Kiedy mu go odebrano, oszalał całkiem i wymyślił alternatywną historię świata. Dziś próbuje się nas przekonać, że jest inaczej, że artysta to ktoś, kto – pardon – pieprzy coś trzy po trzy przed kamerą” – podsumował Gabriel Maciejewski.
W ostatnich scenach filmu przyjaciele Szukalskiego rozsypują prochy artysty wokół posągów na Wyspie Wielkanocnej.
„Stanisław Szukalski wyprzedzał swój czas i gdyby go nie zniewolono za poglądy, byłby dzisiaj jednym z czołowych przedstawicieli polskiej awangardy. Ale on milczeć nie potrafił” - podkreślił Leszek Konarski.
Paweł Tomczyk (PAP)
pat/ aszw/