Jak Willy Wonka stał się właścicielem najwspanialszej fabryki czekolady? Tego dowiemy się z filmu „Wonka” Paula Kinga, który w czwartek trafia do kin. „Mam nadzieję, że w dobie brutalnej retoryki politycznej, gdy wokół pojawia się tyle złych wiadomości, ten film będzie niczym kostka czekolady” – podkreślił grający tytułową rolę Timothée Chalamet.
Po kasowych sukcesach dwóch części "Paddingtona" Paul King zrealizował kolejną opowieść, z którą powraca na szczyt box office’u. "Wonka" zadebiutował już w 37 krajach i zarobił 43,2 mln dol. Dla publiczności był jednym z bardziej wyczekiwanych tytułów tego roku, dla reżysera zaś – okazją do powrotu do jednego z jego ulubionych filmów okresu dzieciństwa - "Willy’ego Wonki i fabryki czekolady" Mela Stuarta z 1971 r. Nową adaptację książki Roalda Dahla "Charlie i fabryka czekolady" stworzył w 2005 r. Tim Burton. King wraz ze współautorem scenariusza Simonem Farnabym skupili się na wydarzeniach, do których doszło, zanim Wonka został właścicielem najwspanialszej fabryki czekolady. Tytułowego bohatera poznajemy jako młodego mężczyznę, którego marzeniem są własne linie produkcyjne. Jest całkowicie zafascynowany słodkim wyrobem i wierzy, że w niedalekiej przyszłości podzieli się nimi ze światem. Jednak zanim to się stanie, musi stawić czoło trzem zazdrosnym cukiernikom.
King podkreśla, że zgłębianie twórczości Dahla to prawdziwa frajda dla filmowca. A gdyby miał porównać jego literaturę do jakiegoś smaku, wybrałby "słony karmel". "Przeczytałem wszystko, co napisał - od wielkich powieści po małą broszurę, która właściwie sprowadza się do tego, że nie należy wychylać się z pociągu. Każda z jego książek jest przesiąknięta tą samą niezwykłą mieszanką dziecięcej kapryśności i mrocznej, makabrycznej fabuły. Najważniejszym momentem było dla mnie czytanie tych fantastycznych, wciągających, zabawnych, dziwnych, równocześnie przerażających i zabawnych historii. Dahl jest magikiem, który potrafi nadawać opowieści wiele tonów, przyciągając różnych odbiorców" – stwierdził na łamach "The Hindu".
Główną rolę reżyser powierzył Timothée Chalametowi. Amerykański aktor przyciągnął jego uwagę w "Tamtych dniach, tamtych nocach" Luki Guadagnino i "Lady Bird" Grety Gerwig. "Znalezienie Wonki było trudne. Sporządziłem bardzo krótką listę osób, które moim zdaniem mogłyby zagrać tę rolę. Było na niej jedno nazwisko. Mieliśmy wielkie szczęście, że Timothée Chalamet zgodził się zagrać w filmie. On jest zabawny, czarujący, maniakalny, dziwny, niemożliwy do poznania. Ma wszystkie cechy, których oczekujesz od Willy’ego Wonki, ale oprócz tego posiada silny emocjonalny rdzeń, który prowadzi cię przez całą opowieść" – powiedział King temu samemu portalowi.
Rola Willy'ego zapewniła 27-latkowi szansę na Złoty Glob w kategorii najlepszy aktor w komedii lub musicalu. Jego konkurentami w wyścigu po statuetkę będą m.in. Joaquin Phoenix ("Bo się boi") i Nicolas Cage ("Dream Scenario"). Dla Chalameta to już trzecia nominacja. Poprzednie otrzymał za "Tamte dni, tamte noce" i "Mojego pięknego syna". Jednak to "Wonka" był dla niego najbardziej wymagającym fizycznie przedsięwzięciem. "Nie mogę powiedzieć, że śpiew i taniec przychodzą łatwo. Przez całe życie byłem związany z teatrem muzycznym, a w szkole średniej trochę tańczyłem, ale to był inny poziom. Zupełnie inaczej robi się to na potrzeby taśmy filmowej. Musisz być w centrum kadru w trakcie tańca, ćwiczyć miesiącami, być na każdym ujęciu i tańczyć z profesjonalistami, którzy podchodzą do tego poważnie. To było duże wyzwanie" – przyznał aktor w rozmowie z "Vanity Fair". Dodał, że "praca dla publiczności pozbawionej cynizmu była wielką przyjemnością". "Właśnie to mnie przyciągnęło. Mam nadzieję, że w dobie brutalnej retoryki politycznej, gdy wokół wciąż pojawia się tyle złych wiadomości, ten film będzie niczym kostka czekolady" – podkreślił Chalamet w tym samym wywiadzie.
Czy rzeczywiście nią jest? Zdaniem wielu tak, ale niektórym jego słodki ton przywodzi na myśl raczej całą tabliczkę czekolady zjedzoną od razu. Albo dwie. David Rooney ("The Hollywood Reporter") zaznaczył, że "młodzi widzowie mogą być oczarowani" tą historią, ale jemu wydaje się ona "beznadziejnie tandetna". "Potencjał wielu utalentowanych aktorów został zmarnowany" – napisał. Wendy Ide ("The Guardian") przyznała, że w Wonce, wykreowanym przez Chalameta, brakuje jej "kpiarskiego cynika, którego zagrał Gene Wilder w 1971 r.". "Na szczęście ma też niewiele wspólnego z bohaterem granym przez Johnny’ego Deppa w filmie Tima Burtona z 2005 r. Jest po prostu uroczym optymistą" – oceniła. Natomiast Pete Hammond ("Deadline") przypomniał, że King ma na swoim koncie "dwa najlepsze filmy familijne z ostatnich lat - +Paddingtona+ i +Paddingtona 2+". "Dzięki +Wonce+ udowadnia, że ma złoty bilet, aby uczynić ten często niedoceniany gatunek rozrywką dla wszystkich widzów, bez względu na wiek. To podnosząca na duchu przyjemność" – podsumował.
Od czwartku obraz można oglądać w polskich kinach. Na ekranie - obok Chalameta - zobaczymy m.in. Calah Lane, Sally Hawkins, Hugh Granta, Olivię Colman i Rowana Atkinsona. Za muzykę odpowiada Joby Talbot, a za montaż – Mark Everson. Dystrybutorem obrazu jest Warner Bros Entertainment Polska. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp/