Dwa lata temu cudem uniknąłem losu swoich zamordowanych znajomych – powiedział PAP ukraiński pisarz i dziennikarz z Buczy Serhij Kulida. Jak wyjeżdżaliśmy, po obu stronach drogi leżały trupy – wspominał autor relacji z Buczy "Rozstrzelana wiosna". Z żoną mieszka w podłódzkim Tuszynie.
Dwa lata po inwazji rosyjskiej na Ukrainę nie słabną echa tragedii mieszkańców napadniętego przez Moskwę kraju. Symbolem rosyjskiego barbarzyństwa stało się podkijowskie miasteczko, gdzie przed wojną mieszkali artyści, pisarze, dziennikarze i parlamentarzyści. Już pierwszego dnia Rosjanie próbowali zająć pobliskie lotnisko i zakłady samolotowe.
"Obudziłem się o godz. 6.10. Dzwoniła moja córka. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Jak to Ruscy napadli? Usłyszeliśmy wtedy w Buczy odgłosy walki na pobliskim lotnisku w oddalonym o kilka kilometrów Hostomelu. Nie mieściło mi się w głowie, jak nieodwracalnie zmienił się wokół mnie świat" – mówił Kulida, który jest redaktorem naczelnym najstarszego w swoim kraju periodyku specjalistycznego "Literacka Ukraina". Pracował też w lokalnych pismach wydawanych m.in. przez buczańskie merostwo.
W "Rozstrzelanej wiośnie", która obejmuje także zbiór pierwszych po 24 lutego 2022 r. wspomnień pisarza z Buczy, Kulida opisuje stan zawieszenia okupowanego 40-tysięcznego miasta, którego co piąty obywatel zginął w rozpętanym przez Rosjan piekle.
"Miasto podzielono na cztery sektory, dwa rosyjskie, jeden dla kadyrowskich bandytów (najemnicy prokremlowskiego czeczeńskiego przywódcy Ramazana Kadyrowa – PAP) i jeden sektor dla Buriatów (naród pochodzenia mongolskiego z południowej Syberii – PAP). Wiedzieliśmy, że trwa masakra, nie wiedzieliśmy tylko, kiedy nasza kolej" – mówił. "Potem rozpoznałem ciała kilku znajomych w pokazywanych przez światowe agencje relacjach i zdjęciach z Buczy" – podkreślił.
Po kilku dniach w Buczy nie było już prądu wody i Internetu. Kończyła się żywność. "Próbowaliśmy jakoś żyć. Mieliśmy jakieś zapasy, wspólnie z mieszkańcami naszego bloku, których wcześniej nie znaliśmy, gotowaliśmy i próbowaliśmy przetrwać, chroniąc się w piwnicach przed rosyjskimi atakami " – wspominał. "Słyszeliśmy okropne rzeczy. Ruscy weszli do mieszkania mojego znajomego architekta i po prostu go zastrzelili. Opowiadano o okaleczeniu młodej, pięknej dziewczynie, która umierała w potwornych męczarniach. Takich przypadków były setki" – dodał.
Kulida opisuje w książce olbrzymie napięcie ukrywających się przed okupantami mieszkańców Buczy.
W "Rozstrzelanej wiośnie", która obejmuje także zbiór pierwszych po 24 lutego 2022 r. wspomnień pisarza z Buczy, Kulida opisuje stan zawieszenia okupowanego 40-tysięcznego miasta, którego co piąty obywatel zginął w rozpętanym przez Rosjan piekle.
"Miałem szczęście, że dwa lata temu uniknąłem losu swoich bestialsko zamordowanych znajomych. Niektóre dzielnice miasta przechodziły z rąk okupantów we władanie naszego wojska. Potem znowu przychodzili Rosjanie. Nie wiem nawet, ile razy to się powtarzało" – powiedział PAP.
"Były też sytuacje kuriozalne – nawet humorystyczne, bo rosyjscy żołdacy kradli m.in. niekompletne muszle klozetowe, czajniki bezprzewodowe bez podstawek umożliwiających podłączenie do prądu. Jeden z okupantów wyciął nawet kilkadziesiąt metrów przewodu internetowego, myśląc, że kradnąc go, podłączy się w domu do sieci" – opowiadał Kulida. "Raz wyszedłem na balkon naszego mieszkania. Zapaliłem papierosa. Nagle zobaczyłem przed sobą ruski wóz bojowy i wychylającego się z wieżyczki młodego chłopaka. +Co tam dziadku?+ – zapytał. Ja z nerwów nie mogłem wydusić słowa, ale z trudem odpowiedziałem +OK+. +Przyszliśmy was wyzwolić+ – wyjaśnił mi okupant. Chwilę potem +wyzwolicielski+ wóz bojowy staranował nasz blokowy kontener na śmieci i odjechał" – opisywał Kulida.
Kiedy pojawiła się możliwość ewakuacji Serhij i Tamara Kulidowie podjęli decyzję o wyjeździe do Polski.
"Do kraju mojej babci. Przez całą podróż modliłem się m.in. do Matki Boskiej Częstochowskiej, którą często babcia wspominała. Jechaliśmy w ciszy, bo po obu stronach drogi leżały trupy. Były to też ciała ludzi, którzy próbowali jechać swoim autami. Zatrzymywano ich i zabijano" – wspominał.
"Jestem wdzięczny władzom Tuszyna, partnerskiego miasta Buczy, że nas przygarnęły" – mówił Serhij. Po przyjeździe pracował m.in. w Urzędzie Wojewódzkim w Łodzi i w Centrum Służby Rodzinie w Łodzi. Mimo choroby chciałby jeszcze pracować. W pomoc dla Serhija i jego rodziny włączyło się Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Jego artykuły są publikowane w portalu sdp.pl. Kulida ma kilka pomysłów, które chciałby zrealizować: polsko-ukraiński ośrodek literacko-kulturalny, muzeum big-beatu, czy kolejne książki.
"Nigdy nie zapomnę, jak wy Polacy, jak Tuszyna i Łodzi, nam pomogliście" – podsumował.
Dyrektor Centrum Służby Rodzinie ks. Arkadiusz Lechowski wspomina, że dwa lata temu nikogo nie trzeba było zachęcać do pomocy przyjeżdżającym do Łodzi Ukraińcom.
"Wolontariusze pojawili się natychmiast. Był punkt recepcyjny w centrum Łodzi, był jeszcze do niedawna specjalny punkt pomocy i u nas. To była i jest gigantyczna praca, ale ufam, że nikt nie odszedł bez pomocy" – wspominał ksiądz Lechowski, dodając, że historia pisarza z Buczy jest poruszająca.
"Kiedy człowiek zatrzymuje się nad tymi niewyobrażalnymi zbrodniami, wszystko milknie, ale to nie znaczy, że mamy milczeć" – podsumował. (PAP)
Autor: Hubert Bekrycht
hub/ joz/