Sposób, w jaki Kaurismaki opowiada prawie bez słów historie o przyjaźni, miłości i samotności, to wielki dar. Jego filmy są jak malarstwo najwyższej klasy - powiedziała PAP aktorka Alma Poysti. "Opadające liście", w których wystąpiła, były jedną z produkcji nominowanych do Nagrody Publiczności LUX 2024.
"Opadające liście" to słodko-gorzka opowieść o przypadkowym spotkaniu dwójki outsiderów w knajpie z karaoke. Ansa (w tej roli Alma Poysti) jest introwertyczką, która właśnie straciła pracę w supermarkecie. Ma trudności ze znalezieniem zatrudnienia, dlatego zgadza się pracować bez umowy w miejscowym barze. Z kolei Holappa (Jussi Vatanen) to małomówny pracownik budowlany zmagający się z problemem alkoholowym. Ansa od razu wpada mu w oko, ale nie ma śmiałości się do niej odezwać. Postanawia odszukać ją w mieście i zaprosić na randkę. Gdy w końcu ją spotyka, gubi jej numer telefonu. Czy Holappa, Ansa i pies, którego przygarnęła, stworzą szczęśliwy dom? Kobieta stawia jeden warunek: jej ukochany musi najpierw uporać się z nałogiem.
PAP: Wywodzi się pani z rodziny o tradycjach artystycznych. Pani tata jest reżyserem filmowym, a dziadkowie byli aktorami. Pani bohaterka Ansa należy do klasy robotniczej. Podejmuje pracę bez umowy, która nie zapewnia jej jakiegokolwiek bezpieczeństwa, nie gwarantuje podstawowych praw. Czytając scenariusz, miała pani poczucie, że to dość odległy świat?
Alma Poysti: Wbrew pozorom życie klasy robotniczej nie jest mi obce. Mam w rodzinie osoby z różnych środowisk – artystów, intelektualistów, ale także robotników. Sama w przeszłości imałam się różnych prac. Byłam pielęgniarką, pracowałam na farmie. Uważam, że aktorzy powinni szanować wszystkich ludzi, niezależnie od ich pochodzenia. Aki Kaurismaki w wielu swoich filmach ukazuje losy zwykłych postaci, niekoniecznie tych, które odniosły życiowy sukces. Żywi wobec nich szacunek. Pokazuje, że takie osoby nie tylko nie mogą liczyć na systemowe wsparcie, ale wręcz są wyzyskiwane przez system. W takiej sytuacji siłę może zapewnić im jedynie bliskość innych ludzi, wzajemna troska i wsparcie. Widziałam wszystkie obrazy Akiego, które opowiadają tego typu historie.
PAP: Jego twórczość towarzyszy pani od dawna?
Alma Poysti: Dorastałam z nią i mogę powiedzieć, że wywarła na mnie ogromny wpływ. Zawsze uwielbiałam obrazy Kaurismakiego, jego poczucie humoru i spojrzenie na ludzi. Kiedy zaproponował mi rolę w "Opadających liściach", byłam wniebowzięta. W moim życiu zawodowym niczego nie pragnęłam bardziej. Jestem bardzo wdzięczna, że przytrafiło mi się to spotkanie. W najśmielszych snach nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek do niego dojdzie. Uważam, że Aki jest wielkim humanistą i świetnym filmowcem. Jego scenariusze są niesamowicie przejrzyste, twarz - ostra, ale wiem, że ma najczulsze, najbardziej hojne serce. Sposób, w jaki łączy ludzi w różnym wieku, portretuje ich, opowiada prawie bez słów historie o przyjaźni, miłości i samotności, to niesamowity dar. Jego filmy są niczym malarstwo najwyższej klasy.
PAP: Łatwo było pani zrozumieć swoją bohaterkę?
Alma Poysti: Tak, od początku czułam z nią bardzo silną więź. Dobrze rozumiałam jej wybory i sposób bycia. Przygotowując się do roli, stanęłam za barem, ponieważ minęło już sporo czasu odkąd pracowałam w tej branży i musiałam przypomnieć sobie specyfikę tego zajęcia. Spędziłam również dzień w supermarkecie, rozmawiając z ludźmi i obserwując, jak pracują. Wszyscy przyjęli mnie bardzo serdecznie, okazali mi wsparcie. Ciekawe jest to, że w sklepie, w którym kręciliśmy film, pracownicy mogą zabierać do domu żywność, której kończy się termin przydatności. W innych fińskich supermarketach takie jedzenie jest wyrzucane, a kontener na śmieci - zamykany na kłódkę, by nikt nie mógł wyjąć z niego zawartości. Trwa publiczna debata na ten temat. Ona zaczęła się jeszcze zanim "Opadające liście" weszły do kin, ale nasz film wznowił dyskusję o umowach śmieciowych, które są najczęściej stosowaną formą zatrudnienia w wielu sektorach, a nie zapewniają pracownikom fundamentalnych praw. Umożliwiają zwolnienie ludzi praktycznie z minuty na minutę. Niestety, nie jest to fantazja. Tak wygląda rzeczywistość. Cieszę się, że dzięki naszemu filmowi w prasie pojawiło się więcej artykułów podnoszących ten problem.
PAP: Jak obecnie wygląda sytuacja osób zatrudnionych na "śmieciówkach"? Czy cokolwiek zmieniło się na lepsze?
Alma Poysti: Niestety, czasy są trudne. Finowie zmagają się z wieloma problemami. Ostatnio dochodzi do ogromnych cięć budżetowych, co przekłada się na sytuację klasy robotniczej i ludzi zajmujących niższą pozycję na drabinie społecznej. Bezrobocie nieco wzrosło. Oprócz zmagań z codziennym życiem obywatele Finlandii muszą walczyć z rządową reformą prawa pracy, która pogarsza położenie pracowników, zakłada obniżenie świadczeń socjalnych i ogranicza prawa do strajku. Odbyło się już wiele demonstracji w tej sprawie. Związki zawodowe protestują od jesieni. Sytuacja wciąż jest zaogniona.
PAP: Film nawiązuje również do problemu alkoholizmu, który w Finlandii znacznie przewyższa europejską średnią. Ansa nie chce dać szansy uzależnionemu mężczyźnie. To częsta postawa?
Alma Poysti: Prawdą jest, że alkoholizm jest tematem bliskim wielu Finom. Wydaje mi się, że Ansa dokonuje bardzo nowoczesnego wyboru. Jest zakochana w Holappie, ale ma siłę podjąć bolesną decyzję. Zapewnia, że go lubi, ale nie chce, żeby jego problem stał się jej problemem. To jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie można podjąć. Zazwyczaj w takich sytuacjach ludzie wybierają drogę współuzależnienia, ponieważ myślą, że w ten sposób uratują ukochaną osobę. Moja bohaterka wychodzi z założenia, że Holappa powinien najpierw uporać się z problemem alkoholowym, a dopiero później będą mogli stworzyć związek. Gdy wypowiada te słowa, serce jej krwawi, ale wie, że to jedyne możliwe wyjście.
PAP: Na ile trafnie "Opadające liście" oddają specyfikę fińskiego humoru i umiłowania ciszy?
Alma Poysti: Cisza jest naszą cechą narodową. W Finlandii nie oznacza ona niewygodnego milczenia, ale prawdziwą bliskość. Jeśli dzielisz z kimś ciszę, dzieje się między wami wiele rzeczy, nawet jeśli nigdy nie zostaną wypowiedziane. W filmie są długie momenty milczenia, które budują napięcie. Aż w końcu ktoś wypowiada żart. Bez wątpienia był to jeden z najcichszych planów, na jakich kiedykolwiek pracowałam. Poziom koncentracji był naprawdę wysoki. A zarazem wspominam go jako jeden z najzabawniejszych – tak wiele prawdziwych żartów napisał Aki. Sądzę, że Finowie mają specyficzne poczucie humoru, a Kaurismaki pokazuje je po mistrzowsku. Najwspanialsze jest to, że nasze dowcipy rezonują z ludźmi na całym świecie. Bycie zrozumianym przez przedstawicieli innych państw i kultur to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką można osiągnąć.
PAP: Aki Kaurismaki jest reżyserem, który zapewnia aktorom dużo artystycznej wolności?
Alma Poysti: I tak i nie. Właściwie wszystko jest zawarte w scenariuszu. Jeśli uważnie go przeczytasz, dochodzisz do wniosku, że jako aktor nie musisz niczego dodawać ani ulepszać. Wystarczy, że zrobisz to, co jest zapisane, a udźwigniesz temat. Kaurismaki jest przeciwnikiem prób. Nie chce grupowych przygotowań i nie chce, żebyśmy przygotowywali się sami. Oczywiście, musimy nauczyć się kwestii, ale nie należy przesadzać. W ramach przygotowań obejrzałam ponownie wszystkie filmy Akiego, ponieważ uważam, że "Opadające liście" łączą się z jego poprzednimi obrazami. Nie są ich kopią, nie powielają szczegółów fabuł, ale jest między nimi pewna więź. Ansa mogłaby być daleką kuzynką któregoś z bohaterów. Chciałam uchwycić ducha tamtych opowieści, podtrzymać ich atmosferę.
Praca na planie polegała na zanurzeniu się w starą szkołę filmową. Aki nie używa monitora, co jest zdumiewające, i zwykle robi tylko jedno ujęcie poszczególnych scen. Jeśli nawalisz, możesz mieć dubla, ale i tak większość filmu nakręciliśmy w pojedynczych ujęciach. Próby ograniczały się do niezbędnego minimum – ćwiczenia ruchu. Jako aktor początkowo jesteś przerażony. Później zaczynasz to kochać, bo uświadamiasz sobie, że Aki uchwycił jakąś prawdę, czystość, delikatność. Kiedy powtarzasz scenę, zawsze jest w tym doza nieautentyczności, gry. Oczywiście, na tym polega nasza praca, ale dobrze jest robić to maksymalnie wiarygodnie. A w końcu zaczynasz mieć obsesję na punkcie wychwytywania wyjątkowych momentów, bo to napędza cię do pracy.
PAP: Ma pani poczucie, że praca z Kaurismakim wzbogaciła jej aktorski warsztat?
Alma Poysti: Tak. Wiele się od niego nauczyłam o zaufaniu i o tym, jak niewiele trzeba, aby opowiedzieć mocną historię. Wystarczy zaufać ciszy. Widzowie zawsze wyczytają z filmu to, czego potrzebują. Nie trzeba wyjaśniać im zbyt wiele ani podkreślać różnych rzeczy. Jako aktor powinieneś zdjąć z siebie tyle masek i warstw, na ile się odważysz. Również pod tym względem to była bardzo inspirująca praca. Ale tak naprawdę każdy reżyser ma inną estetykę.
PAP: Rola Ansy zapewniła pani nominację do Złotego Globu w kategorii najlepsza aktorka w komedii lub musicalu. To wyróżnienie było punktem zwrotnym w pani karierze, otworzyło pewne drzwi?
Alma Poysti: Jeszcze nie wiem, czy ono cokolwiek zmieni. Na pewno otworzyło mi międzynarodowe drzwi, z czego bardzo się cieszę. Natomiast nigdy nie kalkuluję, że pewne kraje są bardziej interesujące, a inne mniej. Lubię pracować w międzynarodowych, wielokulturowych ekipach, ponieważ kiedy konfrontujesz się z czymś nowym, przydarza się wiele niespodziewanych rzeczy. Wychodzisz ze swojej strefy komfortu, a to jest coś, co łączy wszystkich aktorów, nawet jeśli różnice kulturowe czasami dają o sobie znać. Jednak nigdy nie planowałam kariery ani nie myślałam o aktorstwie w ten sposób. Najważniejszy jest dla mnie scenariusz, ludzie i wzajemne zaufanie. Skupiam się na tym, co tu i teraz. Uważam, że sukces bywa trudny. Trzeba obchodzić się z nim bardzo ostrożnie, bo może okazać się trucizną.
PAP: "Opadające liście" były nominowane do Złotego Globu w jednej z dwóch głównych kategorii. Miały też szanse m.in. na Nagrodę Publiczności LUX i Oscara dla najlepszego filmu międzynarodowego. Jednak konkurencja w tym roku była wyjątkowo silna. Czy w obliczu świetnych, artystycznych filmów przyciągających widzów przed ekrany, kina powinny odczuwać jakiekolwiek zagrożenie ze strony platform streamingowych?
Alma Poysti: Rzeczywiście, ubiegły rok był pod tym względem niesamowity. Wszystkie nominowane filmy były wspaniałe, bardzo zróżnicowane. Oglądajmy je, promujmy, ponieważ są owocem długiej, wytężonej pracy wielu osób. Sądzę, że pandemia paradoksalnie przyczyniła się do poprawy sytuacji kin. Uświadomiła ludziom, jak kruche jest życie. A być może widzowie mieli już dość oglądania filmów w streamingu i dlatego zaczęli doceniać możliwość wyjścia do kina, wspólnego doświadczania nie tylko filmów, ale też spektakli i innych dzieł artystycznych. Pięknie jest obserwować, że sztuka naprawdę ma znaczenie.
Rozmawiała Daria Porycka (PAP)
LUX Audience Award to nagroda, której powstanie ogłoszono w 2020 r. podczas festiwalu filmowego w Wenecji. Łączy w sobie Nagrodę Filmową LUX - przyznawaną produkcji, która w szczególny sposób zachęca do dyskusji o wartościach istotnych dla Unii Europejskiej - a także Nagrodę Publiczności Europejskiej Akademii Filmowej. Zwycięzcę wyłaniają w głosowaniu eurodeputowani i europejska publiczność. Nie otrzymuje on nagrody pieniężnej, ale PE pokrywa koszty przetłumaczenia napisów do filmu na wszystkie oficjalne języki UE oraz dostosowania ich do potrzeb osób niedowidzących i niedosłyszących.
Uroczystość wręczenia Nagrody Publiczności LUX 2024 odbyła się we wtorek w Parlamencie Europejskim w Brukseli. Statuetka trafiła do "Pokoju nauczycielskiego" Ilkera Cataka. Wśród nominowanych - poza "Opadającymi liśćmi" - byli także "Adamant" Nicolasa Philiberta, "20 000 gatunków pszczół" Estibaliz Urresoli Solaguren oraz "Siostrzeństwo świętej sauny" Anny Hints. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/