5 lipca 2014 r. zmarł Kazimierz Winkler, twórca tekstów polskich popularnych piosenek m.in. „Gdy mi ciebie zabraknie”, „O mnie się nie martw” i „Pierwszy siwy włos” – ta ostatnia wywołała ponoć rękoczyny między konkurującymi wykonawcami.
Pierwszy raz „Pierwszy siwy włos” zaśpiewała 36-letnia wówczas Marta Mirska w listopadzie 1954 r. Zachwycona publiczność zgromadzona w stołecznej Hali Gwardii zmusiła ją do 14 bisów.
„Mirska miała niemałe opory przed wykonaniem tej piosenki, uważała, że jest za młoda, tekst o siwym włosie jej nie przystoi, podobnie jak frazy o dzieciach oczekujących w domu (wciąż uchodziła za pannę)” – napisała Emilia Padoł w książce „Piosenkarki PRL-u” (2016). Zdecydowała się dopiero, gdy skrzyczała ją Hanka Bielicka: „Bierz, głupia, tę piosenkę… Marta, przecież to będzie wielki szlagier!”.
Ponoć Władysław Szpilman, wówczas kierownik Działu Muzyki Lekkiej Polskiego Radia, nie mógł darować Mirskiej, że miała wątpliwości, czy wziąć tę piosenkę do swojego repertuaru i podsunął „Pierwszy siwy włos” Mieczysławowi Foggowi, a ten nagrał piosenkę na płytę. „Mirskiej pozostała sława pierwszego koncertu i nagranie dla radia, Foggowi – chwała za upowszechnienie hitu i wielki nakład krążka, który rozszedł się jak świeże bułeczki” – przypomniała Emilia Padoł. „W stołecznym światku krążyły opowieści o tym, jak to pieśniarka miała atakować Fogga widelczykiem do ciasta, a nawet – nożem, oczywiście z rozpaczy za +ukradzionym+ przebojem” – dodała.
Incydent potwierdził Tadeusz Stolarski, wieloletni przyjaciel Mirskiej : „Powiedziała mi, że kiedyś Fogg do niej zadzwonił ze słowami: +Marta, słuchaj, już byśmy zakopali te nasze topory wojenne. Spotkajmy się gdzieś na kawce i porozmawiajmy+” – relacjonowała jego słowa Emilia Padoł. W kawiarni Hotelu Polonia zamiast do pojednania miało dojść do rękoczynów. Mirską rozdrażniło bowiem skąpstwo Fogga – niechętnie zapłacił za wypitą przez nią „lufkę” i nie dał ani grosza napiwku kelnerowi, który przecież wiedział, że obsługuje wielką gwiazdę polskiej piosenki – więc wybuchła: +Oż, ty chuju, ty chcesz na wszystkim pieniądze zarabiać? Jak ty ludzi traktujesz?!+". I złapała za widelczyk do ciasta. „Opowiadała mi: +Tak zaczęłam go napierdalać strasznie, łapy mu tak stłukłam, aż się darł +Ty wariatko! Co ty robisz?! Krew mi leci!+ - relacjonował Emilii Padoł Tadeusz Stolarski. Dodał, że później Mirska często opowiadała o zdarzeniu znajomym, +mówiąc, że to ją bardzo psychicznie wzmacnia jako kobietę, która nie daje sobie w kaszę dmuchać+.
Winkler był autorem słów ponad tysiąca popularnych piosenek rozrywkowych. Jego „Czerwony autobus” (1952) rozsławił Chór Czejanda, za „Przyjdzie na to czas” Violetta Villas otrzymała II nagrodę w konkursie Polskiego Radia (1964). „Tych lat nie odda nikt” śpiewała Irena Santor (do tej piosenki muzykę napisał Władysław Szpilman), „Gdy mi ciebie zabraknie” (1960) do muzyki Jerzego Abratowskiego w wykonaniu Ludmiły Jakubczak zostało uznane w plebiscycie „Expressu Wieczornego” – opiniotwórczej wówczas popołudniówki - za najlepszą piosenkę powojenną.
Opisany w „Piosenkarkach PRL-u” incydent najlepiej chyba dowodzi, jakim wzięciem cieszyły się teksty Kazimierza Winklera. Twórcą muzyki do „Siwego włosa” był Henryk Jabłoński (1915-89) – bynajmniej Przewodniczący Rady Państwa w PRL.
Winkler był autorem słów ponad tysiąca popularnych piosenek rozrywkowych. Jego „Czerwony autobus” (1952) rozsławił Chór Czejanda, za „Przyjdzie na to czas” Violetta Villas otrzymała II nagrodę w konkursie Polskiego Radia (1964). „Tych lat nie odda nikt” śpiewała Irena Santor (do tej piosenki muzykę napisał Władysław Szpilman), „Gdy mi ciebie zabraknie” (1960) do muzyki Jerzego Abratowskiego w wykonaniu Ludmiły Jakubczak zostało uznane w plebiscycie „Expressu Wieczornego” – opiniotwórczej wówczas popołudniówki - za najlepszą piosenkę powojenną.
Piosenka ta przeszła do historii również dzięki kultowej powieści dla młodzieży Adama Bahdaja pt. „Podróż za jeden uśmiech” – niestety w ekranizacji Winklera wyparł sam Adam Mickiewicz – Ciocia Ania (Jolanta Zykun) wzdycha do narzeczonego koszykarza Franka Szajby słuchając „Niepewności” w wykonaniu Marka Grechuty.
Inne przeboje ze słowami Kazimierza Winklera które nuciła cała Polska to „O mnie się nie martw!”, za które Katarzyna Sobczyk, dostała pierwszą nagrodę na II Krajowym Festiwalu Piosenki Polskie w Opolu (1964); „Dozwolone do lat osiemnastu” Czerwonych Gitar i „Si Senior” Marii Koterbskiej.
Zaś o tytule piosenki „Uśmiechnij się, jutro będzie lepiej” - muzyka Romuald Żyliński – można chyba powiedzieć, że zasilił Księgę Przysłów Polskich. Śpiewały ją m.in. Barbara Krafftówna, i Stanisława Celińska.
Na portalu „bibliotekapiosenki.pl” można znaleźć nazwiska wykonawców piosenek Kazimierza Winklera. Poza wspomnianymi już pisał też dla Andrzeja Boguckiego, „Czerwono-Czarnych”, Janusza Gniatkowskiego, Steni Kozłowskiej, Haliny Kunickiej, Zbigniewa Kurtycza, Jerzego Połomskiego, Sławy Przybylskiej, Hanny Rek, Reny Rolskiej, Karin Stanek i Jaremy Stępowskiego.
Urodził 23 listopada 1918 roku w Radomiu. Tam ukończył Gimnazjum imienia Kochanowskiego. Debiutował w 1934 roku wierszami w szkolnych pisemkach „Filareta” i „Głosy Sztubackie”. W 1938 roku wierszem pt. „Polska” „zdołał porwać za sobą jury konkursu poetyckiego zorganizowanego przez Polską YMCA” – czytamy stronie Polskiego Radia (2020).
Podczas niemieckiej okupacji, już od 1941 roku, współpracował - jako „Andrzej Augustowski” - z organizacjami podziemnymi. Związał się z środowiskiem pisma „Sztuka i Naród”, które tworzyli m.in. Bronisław Onufry Kopczyński, Andrzej Trzebiński, Wacław Bojarski, Zdzisław Stroiński, Lesław Bartelski i Tadeusz Gajcy. Podczas Powstania Warszawskiego walczył jako strzelec w batalionie „Łukasiński”, napisał w tym czasie utwory „Marsz słowiański” i „Warszawa była startem”.
„Coś pisałem w szkolnych pismach – jakieś nowelki, wierszyki – i rysowałem sporo. Raczej swoją przyszłość wiązałem z jakimś zawodem literacko-malarskim” wspominał Kazimierz Winkler w „Archiwum historii mówionej” (1944.pl, 2010). „Mój ojciec nie bardzo chciał o tym słyszeć, uważał, że to nie są poważne zajęcia. Był dyrektorem banku w Radomiu, tak sobie wyobrażał, że ja gdzieś w tym kierunku powinienem się wybierać. Broniłem się, jak mogłem, ale nie bardzo mi się to udało” - mówił.
W 1936 roku, po zdaniu matury przeniósł się z rodziną do Warszawy i rozpoczął studia w Szkole Głównej Handlowej (SGH). Podczas niemieckiej okupacji, już od 1941 roku, współpracował - jako „Andrzej Augustowski” - z organizacjami podziemnymi. Związał się z środowiskiem pisma „Sztuka i Naród”, które tworzyli m.in. Bronisław Onufry Kopczyński, Andrzej Trzebiński, Wacław Bojarski, Zdzisław Stroiński, Lesław Bartelski i Tadeusz Gajcy. Podczas Powstania Warszawskiego walczył jako strzelec w batalionie „Łukasiński”, napisał w tym czasie utwory „Marsz słowiański” i „Warszawa była startem”.
Zanim jednak do tego doszło wystąpił w drugim dniu powstania jako „żywa tarcza”. „Nam kazali iść w kierunku barykady Świętokrzyską, a ukrywając się za nami, szli Niemcy” – wspominał Winkler. „Polacy, którzy tam byli, mieli dylemat, jak się zachować. Strzelać? Właściwie myśmy stanowili osłonę” - wyjaśnił. „W rezultacie skutek był taki, że wycofaliśmy się: część padła, część się przedarła, część się wycofała. Cofnąłem się w kierunku Ogrodu Saskiego i Ogrodem Saskim (ciągle ze świadomością, że za plecami mam Niemców i że jak mnie dotąd nie zastrzelili, to pewno przez zapomnienie) doszedłem do placu Żelaznej Bramy. Zdałem sobie sprawę, że przypadkiem doszedłem do rejonu swojej kompanii, swojego batalionu” - wspominał.
Po Powstaniu został jeńcem Stalagu 344 Lamsdorf, Stalagu XIII-D Nürnberg/ Langwasser i Voglau w Austrii. „Potem jest problem, co dalej robić, czy do Włoch się udawać, czy do Londynu, czy wracać do domu – wieści, co nas może czekać, były najrozmaitsze. W Warszawie szykanowano ludzi, którzy wzięli udział w Powstaniu, nie bez powodu oczywiście były tego rodzaju obawy” – wspominał Winkler.
Do Polski wrócił w lipcu 1945 roku. Zaczął pisać opowiadania i wiersze do pism kulturalnych „Odrodzenie”, „Nowa Kultura”, „Odra”, „Szpilki” i „Nowiny Literackie”. Publikował także rysunki satyryczne. W „Słowie Powszechnym” publikował co tydzień felieton zatytułowany „Śląsk pod wiecznym piórem” na tematy życia kulturalnego, teatralnego. „Po latach, kiedy trafiam do tych felietonów, w których na przykład recenzowałem przedstawienia w teatrze Wyspiańskiego w Katowicach, reżyserowane przez znakomitych ludzi, myślę o tym, jak odważyłem się pisać, nie mając żadnego doświadczenia, ale krytykowałem, że to nie tak ma wyglądać od strony reżyserskiej czy aktorskiej” – opowiadał „Archiwum Historii Mówionej”.
W roli tekściarza zadebiutował – jak to zwykle bywa – przypadkiem, mieszkając jeszcze w Gliwicach. „W miejscowej kawiarence grał zespół takich trzech - pianista, dwóch instrumentalistów. Wiktor Stryjkowski bardzo sympatyczny, młody stosunkowo człowiek, pogadywaliśmy sobie, on niestety nieco ze skłonnościami alkoholicznymi, ale mówi: +Słuchaj, może byśmy coś napisali, może piosenkę jakąś napiszemy+” – relacjonował Winkler. „Napisaliśmy piosenkę, która się nazywała +Dziewczyna z długich fal+ na tematy radiowe. On napisał jakieś tango. Nie wiedzieliśmy, co z tym dalej robić? Ktoś nam powiedział, że w Zabrzu jest takie wydawnictwo muzyczne, że może tam byśmy trafili. Pojechaliśmy do Zabrza, wydrukowali nam, o dziwo, tę piosenkę, napisaliśmy jeszcze jakąś, drugą, trzecią” - wspominał. Po jakimś czasie już w Warszawie w ZAiKS-ie dowiedział się, że ta piosenka „bardzo dobrze idzie”.
Prócz przebojów Kazimierz Winkler pisał także teksty piosenek do spektakli teatralnych - m.in. „Czerwonych pantofelków” Jana Christiana Andersena, „Czerwonego Kapturka” Eugeniusza Szwarca i – z rzeczy mniej czerwonych – „Cafe pod Minogą” Stefana Wiecheckiego „Wiecha”.
Kazimierz Winkler zmarł 5 lipca 2014 roku w Warszawie. Miał 95 lat. Spoczywa na Cmentarzu Powązkowskim.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ aszw/