Nazywany „najgorszym reżyserem wszech czasów” Ed Wood - twórca filmów „Plan 9 z kosmosu” i ‘Narzeczona potwora” - urodził się 100 lat temu, 10 października 1924 r. O życiu legendy kina klasy B opowiada film Tima Burtona z Johnnym Deppem w roli głównej.
W filmie „Ed Wood” z 1994 r. Tim Burton nie wyśmiewa „najgorszego reżysera wszech czasów”. Składa mu hołd. Dostrzega w Woodzie nie godnego kpiny i pozbawionego talentu nieudacznika, a pozytywnego maniaka, bez reszty oddanego swojej pasji, miłości do kina. Mimo kolejnych porażek i odtrącenia, nie uznaje przegranej, nie poddaje się. Jest reżyserem, aktorem, scenarzystą i producentem.
„Ekscentryk i indywidualista, Edward D. Wood Jr. żył dla filmu” - napisał o nim w 1986 r. Jim Morton w książce „Incredibly Strange Films”. – „Ktoś słabszy niż on rzuciłby wszystko w diabły, załamał ręce i przyznał do porażki, gdyby zmuszony był do kręcenia filmów w warunkach, w jakich pracować musiał Wood”.
„Ktoś słabszy niż on rzuciłby wszystko w diabły, załamał ręce i przyznał do porażki, gdyby zmuszony był do kręcenia filmów w warunkach, w jakich pracować musiał Wood.”
Wood jest zdeterminowany, by dopiąć swego - pragnie kręcić filmy, być twórcą. Najsłynniejsze z jego dzieł – „Plan 9 z kosmosu” z 1959 r. - to opowieść o kosmitach, którzy przybywają na Ziemię i ożywiają zmarłych, by za ich pomocą zdobyć władzę nad planetą. Najgorszy reżyser wszech czasów nakręcił najgorszy film w historii. Tak zły, że przyniósł mu sławę i rzesze fanów. A także miejsce w historii kina.
Nie dysponował gwiazdorską obsadą ani wielkim budżetem. Wykorzystywał dziecięce zabawki, by udawały statki kosmiczne, jego dzieło przepełniają wpadki warsztatowe - błędy z punktu widzenia filmowego mainstreamu - trudne do wytłumaczenia pomysły i absurdalne dialogi. Scenografie się chwieją, w kadrze widoczne są cienie mikrofonów czy sznurki, na których podwieszone są latające spodki, a rekwizyty sprawiają nieintencjonalnie komiczne wrażenie.
Wood nie przejmował się podobnymi przeciwnościami, swoje wizje realizował przy minimalnych nakładach finansowych, „na wariackich papierach”, ale z zaangażowaniem godnym tworzenia prawdziwego dzieła sztuki. Pieniędzy brakowało nawet na taśmę filmową - aktorzy i reżyser obywali się bez dubli. Występująca pod pseudominem Vampira aktorka przyznała, że pocieszała się, że „nikt i tak nigdy nie zobaczy tego filmu”, mówiąc o „Planie 9 z kosmosu”.
„Plan 9...” to kino międzygatunkowe, łączące horror, science fiction i kino noir. Kosmici, koniec świata i UFO w Ameryce lat 50., czasie Zimnej Wojny i sensacyjnych relacji o zaobserwowaniu niezidentyfikowanych obiektów latających, były szeroko dyskutowanymi zagadnieniami. Filmy grozy poruszały tematy sensacyjne, licząc na szybki zysk, przyciągnięcie uwagi szerokiej widowni. Dzieła o niewygórowanych budżetach produkowano niemal masowo i pospiesznie, niewiele z nich jednak może pochwalić się taką popularnością, jaką cieszą się współcześnie dzieła Eda Wooda.
O filmie „Glen czy Glenda” recenzent „New York Times” napisał w 1981 r., że jest „tak zły, że ma pewien komiczny powab”. Tym razem reżyser zagrał w swoim filmie, występując w roli bohatera transwestyty. Na planie nosił różowe swetry, pończochy oraz perukę - jak pisał Rudolph Gray w książce „Nightmare of Ecstasy: The Life and Art of Edward D. Wood Jr.” przebieranie się w damskie ubrania nie miało u Wooda seksualnego podłoża. Na nakręcenie filmu wystarczyły mu cztery dni. Do udziału namówił Belę Lugosiego, węgiersko-amerykańskiego aktora, najlepiej znanego z roli Draculi, również odtrąconego przez Hollywood, skazanego na zapomnienie i borykającego się z brakiem środków do życia i uzależnieniami.
„Czułem więź z Woodem, rozumiem jego obsesję, pasję do sztuki (...). Entuzjazm w starciu z rzeczywistością.”
Innym stworzonym przez Wooda „klasykiem” jest horror „Narzeczona potwora” z 1955 r., w którym również zagrał Lugosi. To opowieść o szalonym naukowcu, marzącym o stworzeniu rasy nadludzi. W postać doktora Vornoffa wcielił się Lugosi. To w tym filmie znalazła się jedna z najlepiej znanych scen w dorobku reżyserskim Wooda w której Lugosi broni się przed atakiem gumowej ośmiornicy. Według legendy - powtórzonej w filmie Burtona - Wood i jego kompania wykradają „potwora” z jednego ze studiów, gdzie kręcono film z Johnem Wayne'em. Ponieważ nie ukradli mechanizmu poruszającego ośmiornicą, aktor musi atakować sam siebie i jednocześnie się bronić. Krytyk Glenn Erickson ocenił, że film jest „zbyt uroczy, by go nienawidzić”.
W 1980 r. Harry i Michael Medvedowie, autorzy książki „The Golden Turkey Awards” okrzyknęli „Plan...” najgorszym filmem w historii, a jego twórcę - najgorszym reżyserem. Ed Wood zmarł dwa lata wcześniej w Los Angeles, zapomniany i przegrany, z trudem wiążący koniec z końcem. Zarabiał pisząc powieści erotyczne, na postawie których powstawały nawet filmy - jak „Orgy of the Dead” i „Necromania”. Nie pogodził się z zawodową porażką i odtrąceniem; żalił się znajomym – „oddałem wszystko, powinienem być milionerem!”.
Ostatni film jaki nakręcił to „Meatcleaver Massacre”, który współreżyserował wraz z Keithem Burnsem - duet wystąpił pod pseudonimem „Evan Lee”. Jego śmierć nie została odnotowana w prasie. O wielkim pasjonacie kina, któremu poświęcił tak wiele, przypomnieli światu Tim Burton i Johnny Depp.
„Czułem więź z Woodem, rozumiem jego obsesję, pasję do sztuki, to że wydawało mu się, że kręci >>Gwiezdne Wojny<<, gdy kręcił >>Plan 9<<. Entuzjazm w starciu z rzeczywistością” - mówił Burton w wywiadach. „Zafascynował mnie ten dziwaczny optymizm, który sam odczuwałem, gdy zaczynałem karierę, a który z czasem jakby uleciał. Ed jakby mi o nim przypomniał”. (PAP)
Piotr Jagielski
pj/ wj/