Polityka nie może mieć wpływu na działalność urzędu państwowego, jakim jest Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Może jestem naiwny, ale mam nadzieję, że takie podejście utrzyma się nie tylko w czasie mojej kadencji, ale będzie normą w Polsce - powiedział PAP szef UdSKiOR Lech Parell.
Polska Agencja Prasowa: Wiele wskazuje, że 14 lutego po raz pierwszy będziemy obchodzić nowe święto państwowe – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Armii Krajowej. Kierowany przez pana Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych był inicjatorem powstania tego święta.
Lech Parell: Udało się wspólnie, bez żadnych sporów, zasypać lukę, która powstała w ostatnich latach. Przez 35 lat wolnej Polski, dorobiliśmy się wielu bardzo ważnych świąt państwowych, także tych dotyczących polskiego oręża oraz żołnierzy walczących na różnych frontach II wojny światowej. Brakowało jednego dnia, w którym moglibyśmy uczcić Armię Krajową - największą podziemną armię polską i jedną z największych podziemnych armii europejskich. W trakcie rozmów z parlamentarzystami słyszałem stale: jak mogło dojść do tego przeoczenia?! Ale teraz to już nieważne. Istotne, że święto będzie.
PAP: A jak na to nowe święto zareagowały środowiska kombatanckie?
L.P.: Kombatanci są bardzo usatysfakcjonowani, że to się powiodło. I że już 14 lutego - w rocznicę przekształcenia ZWZ w AK – będą mogli obchodzić nowe święto państwowe. A jest to bardzo ważne, ponieważ żołnierze Armii Krajowej odchodzą na wieczną wartę. Tych, którzy walczyli, jest coraz mniej.
Tym świętem chcemy oddać hołd żołnierzom tej niezwykłej armii. Jest to również nasze zapewnienie, że pamięć o Armii Krajowej oraz jej bohaterskich żołnierzach będziemy nieśli przez następne pokolenia.
PAP: W lutym minie rok, od kiedy został pan szefem UdSKiOR. Co przez ten czas udało się panu zrobić?
L.P.: Przede wszystkim swoimi decyzjami zapewniłem, że żadne osobiste sympatie czy antypatie nie będą odtąd mieć żadnego znaczenia w rozpatrywaniu spraw, które dotyczą naszych podopiecznych, czyli działaczy opozycji antykomunistycznej oraz kombatantów.
"Mogę zapewnić, że dla mnie nigdy nie miało, nie ma i nie będzie miało żadnego znaczenia to, czy ktoś wywodzi się z takiej czy innej formacji."
PAP: Rozumiem, że mówi pan o potwierdzeniu statusu działaczki opozycji Danucie Wałęsie…
L.P.: W tej sprawie skupia się wiele kwestii. Z pewnością to, iż Danucie Wałęsie odmówiono potwierdzenia statusu było wynikiem decyzji politycznej poprzedniego Szefa Urzędu. A stało się tak przede wszystkim dlatego, że jest żoną Lecha Wałęsy. To polityczne stanowisko znalazło również odzwierciedlenie w opiniach gdańskiej wojewódzkiej rady konsultacyjnej do spraw działaczy opozycji antykomunistycznej oraz osób represjonowanych z powodów politycznych. To tym bardziej skandaliczne, że jej członkowie pochodzą z Pomorza i działalność Danuty Wałęsy powinni znać.
Podkreślam, że ja nigdy nie pozwoliłbym sobie na analogiczną decyzję w stosunku do reprezentanta jakiegokolwiek środowiska politycznego. Mogę zapewnić, że dla mnie nigdy nie miało, nie ma i nie będzie miało żadnego znaczenia to, czy ktoś wywodzi się z takiej czy innej formacji.
PAP: Danuta Wałęsa – niezależnie od swojego męża – była aktywna w działalności opozycyjnej…
L.P.: Otóż właśnie: w świetle przepisów ustawy jest nieistotne, kto jest czyim mężem, żoną czy dzieckiem. Liczy się, czy dana osoba prowadziła działalność antykomunistyczną. I Danuta Wałęsa taką działalność prowadziła – szczególnie wówczas, gdy Lech Wałęsa był internowany. Była jego rzeczniczką, głównym kontaktem z zagranicznymi dziennikarzami, którym przekazywała konkretne informacje od Wałęsy, które potem funkcjonały w przestrzeni publicznej. Trafiały np. do Radia Wolna Europa i podtrzymywały nas na duchu. Przekazywała poufne informacje przedstawicielom Episkopatu Polski i robiła wiele innych rzeczy z narażeniem bezpieczeństwa swojego i swojej rodziny.
Nie znam żadnej innej osoby, która w 1982 roku, a więc w apogeum stanu wojennego, z okien własnego mieszkania wywieszałaby transparenty, przemawiałaby do wielotysięcznych tłumów i zagrzewała do walki z komuną. A Danuta Wałęsa robiła to wielokrotnie. To, co spotkało Danutę Wałęsę, było wynikiem antypatii do Lecha Wałęsy. Chcę mocno podkreślić, że polityka nie może mieć wpływu na działalność urzędu państwowego, jakim jest Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Może jestem naiwny, ale mam nadzieję, że takie podejście utrzyma się nie tylko w czasie mojej kadencji, ale będzie normą w Polsce. Na zawsze.
PAP: Czy zatem po roku UdSKiOR to urząd "z ludzką twarzą"?
L.P.: O to cały czas się staramy. Powołałyśmy np. stanowisko Rzecznika Praw Strony (funkcję pełni Łukasz Figurowski - PAP). To osoba z wieloletnim doświadczeniem w dziedzinie orzecznictwa, zna doskonale praktykę urzędu oraz mocne i słabe strony naszych postępowań. Pomaga w tym, żeby nasze postępowania charakteryzowały się wysoką jakością i odpowiednią wnikliwością. Musimy pamiętać, że w większości nasi wnioskodawcy to osoby w podeszłym wieku, często mające problemy ze słuchem i wzrokiem. Mają już prawo gubić się w gąszczu przepisów i w sformułowaniach urzędowych formularzy. Nasz obowiązek, to pomóc takim osobom składać wnioski oraz zrozumieć ich potrzeby.
Zdarza się bowiem tak, że wnioskodawcy mają odpowiednie argumenty i np. byli działaczami opozycji, nie potrafią jednak w urzędowych formularzach w wyraźny sposób tego wykazać. Urzędnik ma w takiej sytuacji ustalić stan faktyczny i wykazać się własną inicjatywą. Przepisy na to pozwalają. W ciągu minionego roku udało się wiele w tej dziedzinie osiągnąć.
"W czasie pierwszego roku pracy w Urzędzie udało mi się spotkać tysiące wspaniałych osób zaangażowanych w sprawy dla Polski, bardzo ideowych i bezinteresownych."
PAP: Na jakie wsparcie mogą zatem liczyć kombatanci i opozycjoniści? Czy budżet na ten cel w ciągu minionego roku się zwiększył?
L.P.: Udało się nam uzyskać to, że parlament przyznał Urzędowi dodatkowe środki – jest to 20 milionów złotych. Połowa tych środków ma zostać przeznaczone na zwiększenie pomocy dla działaczy opozycji antykomunistycznej, a druga połowa – na rzecz kombatantów. Te dodatkowe środki pozwolą nam na poważne zwiększenie budżetu na pomoc okresową i jednorazową, a także dofinansowanie pobytu w sanatoriach, pomoc ambulatoryjną i domową pomoc lekarską oraz zakup aparatów słuchowych.
Nastąpiła także zmiana odnośnie dofinansowania do aparatów słuchowych. Osoby, które takie wsparcie otrzymały pięć lat temu, mogą ponownie ubiegać się o dofinansowanie do zakupu nowego aparatu. Wiemy, że sprzęt się zużywa, niszczy, nie mówiąc już o tym, że przez ten czas zmieniła się technologia. Sądzę, że dzięki tej decyzji parlamentu nie zabraknie nam środków na działalność.
PAP: Wspomniał pan o Rzeczniku Praw Strony. A czy urząd uprościł także biurokrację?
L.P.: W ostatnich latach pisma urzędowe UdsKiOR obrosły w mnóstwo kompletnie zbędnych, a bardzo groźnie brzmiących sformułowań. Bywało tak, że podopieczni otrzymywali listy liczące po pięć - osiem stron zapisanych drobnym maczkiem, z których naprawdę trudno było wyłowić poszczególne argumenty, np. dlaczego wniosek w takiej czy w innej sprawie nie został uwzględniony. Wyobraźmy sobie teraz starszą osobę, która ze szkłem powiększającym cały dzień przekopuje się przez taki dokument i nic nie może zrozumieć. Teraz całkowicie zmieniamy tę praktykę. Staramy się, aby pisma były jasne i zrozumiałe dla wszystkich.
PAP: Czy UdSKiOR przechodzi także przemianę pod kontem cyfryzacji?
L.P.: To też jest dla nas bardzo ważne, ponieważ w praktyce wpływa na funkcjonowanie urzędu. W najbliższym czasie wprowadzimy coś, co powinno być standardem już od dawna, czyli elektroniczny obieg dokumentów.
PAP: A czy przez miniony rok dowiedział się pan czegoś o Urzędzie, czego rok temu nie wiedział?
L.P.: Zawsze wiedziałem, że sprawy kombatanckie są niezwykle istotne. Miałem bardzo dobre rozeznanie, jeśli chodzi o środowiska kombatanckie czy działaczy pozycji antykomunistycznej, ponieważ sam jestem byłym działaczem dawnej opozycji. Można zatem powiedzieć, że jednocześnie jestem też podopiecznym naszego urzędu. W czasie pierwszego roku pracy w Urzędzie udało mi się spotkać tysiące wspaniałych osób zaangażowanych w sprawy dla Polski, bardzo ideowych i bezinteresownych. Muszę powiedzieć, że to jest wielka satysfakcja móc spotykać się i przebywać z takimi osobami.
PAP: Obok części socjalnej, Urząd organizuje także uroczystości rocznicowe. Jakie zatem w tym roku rocznice będzie chciał upamiętnić UdSKiOR?
L.P.: W tym roku przypada 85. rocznica wydarzeń wynikających z wiarołomstwa Związku Sowieckiego wobec Polski, a mianowicie zbrodni katyńskiej oraz trzech masowych deportacji w głąb Związku Sowieckiego. W maju przypada 85 rocznica bitwy o Narvik, a w kwietniu także 80. rocznica wyzwolenia Bolonii przez 2. Korpus Polski gen. Władysława Andersa. Było to bardzo piękne zwycięstwo, które nie wiązało się ze zniszczeniem miasta. Bolonia bowiem, dzięki ofiarnej postawie naszych żołnierzy, ocalała. Jest to duży kontrast w stosunku do tego, co stało się w większości polskich miast. Zostały one nie tylko zniszczone zarówno podczas działań wojennych – to jeszcze można od biedy zrozumieć - ale wielka ich liczba została nieomal unicestwiona przez barbarzyńskie działania Armii Czerwonej, i to dawno po zakończeniu działań wojennych! Taki to był smutny koniec II wojny światowej dla Polski. Też o tym opowiemy!
PAP: Jakie wyzwania stoją przed panem na kolejny rok?
L.P.: Bardzo mi zależy, aby wszystkie nasze działania zyskiwały należny rezonans społeczny. Chcę np. by takie wydarzenia, jak rocznica bitwy o Bolonię, bitwy pod Monte Cassino czy bitwy o Narvik były okazją do spotkania wielkiej liczby Polaków na emigracji. Musimy te upamiętnienia przeprowadzać także z myślą o nich. Świadomość, że nasi przodkowie przelewali krew za wolność Włochów czy Norwegów, a jednocześnie byli rycerscy i zdyscyplinowani, że oszczędzali cywilów, dzielili się z nimi swoimi racjami żywnościowymi, że nie niszczyli miast ostrzałem bez absolutnej konieczności - jest niezwykle ważna i budująca. Możemy być z tego dumni. To nie był przypadek. To nie było proste i łatwe. Chcemy to przypominać naszym rodakom, ale także uświadamiać naszym przyjaciołom Włochom czy Norwegom. A w przyszłości także innym narodom, za które nasi przodkowie oddawali życie. Mamy wielki wkład w wolność i bezpieczeństwo Europy.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ aszw/