
"Ocalał z sowieckiego terroru, z okupowanej Warszawy, z nazistowskiego obozu zagłady, ale nie zdołał ocaleć z XX wieku" - pisze Marta Byczkowska-Nowak, autorka właśnie wydanej biografii Tadeusza Borowskiego, która wydobyła nieznane dotąd szerzej fakty z życia pisarza.
Już od lat można było sięgnąć po biografię Tadeusza Borowskiego - "Ucieczkę z kamiennego świata" Tadeusza Drewnowskiego. Jednak tamten życiorys autora "Pożegnania z Marią" został wydany w 1972 roku, więc czuć w nim ciężar ideologii i cenzury. W porównaniu z biografią Drewnowskiego Marta Byczkowska-Nowak odnalazła wiele nowych faktów o życiu pisarza. Na przykład dokładnie przedstawia jego pochodzenie.
Drewnowski nie mógł ze względu na cenzurę zagłębić się w losy Borowskich z Żytomierza, ale też dopasowywał fakty do PRL-owskiej narracji pisząc, że Borowski pochodził "nie z Kresów, lecz z rdzennej Ukrainy", podkreślał też awans pochodzącego "z dołów społecznych" i "nędzy" pisarza w PRL. Tymczasem Żytomierz był także miastem Polaków, rodzina też wcale nie była biedna tylko inteligencka. Ojciec przyszłego pisarza, żytomierski księgowy, działał w Polskiej Organizacji Wojskowej i w 1918 roku, gdy urodził się Tadeusz, pracował dla polskiego wywiadu. Była to rodzina patriotyczna - synowie otrzymali imiona po Kościuszce i Słowackim.
"Może opowieść o szaleństwie czasu, które splotło się z ludzkim szaleństwem w morderczym uścisku, jest najprawdziwszą historią o tożsamości człowieka, który ocalał z sowieckiego terroru, z okupowanej Warszawy, z nazistowskiego obozu zagłady, ale nie zdołał ocaleć z XX wieku?"
W 1926 roku ojciec Borowskiego został aresztowany, a cztery lata później spotkało to jego żonę. Synami zajęła się ciotka. Stanisław Borowski spędził w radzieckiej niewoli sześć lat, pracował m.in. przy budowie kanału białomorskiego, Teofila Borowska została wywieziona na Syberię, gdzie karczowała tajgę. Rodzina Borowskich ocalała i mogła opuścić ZSRR na podstawie układu o wymianie więźniów politycznych między II RP i ZSRR. Wyjechali we wrześniu 1932 roku i byli świadkami pierwszych oznak Wielkiego Głodu na Ukrainie. "Komuniści to są kłamcy/ którzy okłamują lud" - pisał 10-letni Tadzio. Już jako dziecko Borowski doświadczył komunizmu i na pewno nie miał co do tego ustroju jakichkolwiek złudzeń. Niewolnicza praca ojca przy kanale biełomorskim stanie się dla niego punktem odniesienia dla przeżyć w Auschwitz.
W Warszawie Tadeusz Borowski uczęszczał do Gimnazjum im. Tadeusza Czackiego, a jego kolegą ze szkolnej ławki był Andrzej Trzebiński, późniejszy poeta. Po wybuchu drugiej wojny światowej rozpoczęli naukę na tajnych kompletach, wiosną 1940 zdali maturę, a jesienią obaj zapisali się na podziemną polonistykę Uniwersytetu Warszawskiego. Trzebiński szybko nawiązał kontakty z prawicowa grupą skupioną wokół pisma "Sztuka i Naród", gdzie poznał m.in. Tadeusza Gajcego, Wacława Bojarskiego, Zbigniewa Stroińskiego. Borowski przyjaźnił się z nimi wszystkimi, ale też wyśmiewał imperialne ambicje tego środowiska, przekonanie, że poeta ma być nauczycielem narodu, imperatyw walki z bronią w ręku. Bliżej było mu do nieformalnej grupy "Esencjastów", programowo bezprogramowych, pisujących prześmiewcze wierszyki i cieszących się mimo okupacji młodością.
A jednak wiersze Borowskiego należą do najbardziej przejmujących świadectw okupacji. Borowski przedstawia świat upadły, wizję kosmicznej katastrofy. W "Nocnej elegii" pisze: "Na próchniejącym globie od lat milionów oślepłym/ przeżarci rtęcią księżyca/ upiornie krwawą poświatą/ krążymy po drogach wykutych jak ślepcy ręce podnosząc". Często stosował dramatyczny rytm heksametru: „A ponad miastem jak dym/ rysuje się z gry obłoków Bestii śmiejąca się twarz" (Ekloga czwarta). Najbardziej znany wiersz Borowskiego pt. "Pieśń" kończy zwrotka: "Nad nami noc. Goreją gwiazdy, / dławiący, trupi nieba fiolet/ Zostanie po nas złom żelazny/ i głuchy, drwiący śmiech pokoleń".
Borowski znalazł też pracę - został magazynierem i stróżem nocnym firmy budowlanej i zamieszkał w baraku na Skaryszewskiej 4. Malutki, ciasny pokoik zapełniony książkami stał się ukochanym schronieniem. To ulicy Skaryszewskiej Borowski wyznawał miłość pisząc: "ulico głośna, ulico wierna/ rozsiadła w mieście pod niebem wysokiem/ poezji pełna i przekleństw pełna/ jedyna, w której łzy płyną rynsztokiem". Na Skaryszewskiej odbywały się słynne imprezy, w których uczestniczyło całe środowisko warszawskich polonistów, klitka przy magazynie była też schronieniem miłości Tadeusza i miłości jego życia Marii Rundo, zwaną Tuśką, siostrzenicy Mieczysława Grydzewiego, redaktora "Wiadomości Literackich".
Na walizkowym powielaczu, nocami, na Skaryszewskiej, wydrukowano debiutancki tomik Borowskiego "Gdziekolwiek ziemia". Okładkę zaprojektował Arkadiusz Żuławski - była piękna, ale wymagała wiele farby i bardzo długo schła. Tomiki wisiały rozwieszone na ścianach stróżówki całymi miesiącami. "Kiedy dostałem ten tom i odlepiając z trudem palec od zadrukowanej kleistą farba okładki, zajrzałem do środka, przekonałem się, że mam do czynienia z prawdziwym poetą" - wspominał Czesław Miłosz. Kolejny tom, "Arkusz poetycki nr 2", ukazał się w 1944 nakładem "Drogi". Zawierał sześć erotyków Borowskiego, klasycyzujących w formie, podkreślających rolę miłości - ostoi człowieczeństwa z zdegradowanym świecie. Autor i adresatka tych wierszy byli już w tym czasie w Auschwitz.
24 lutego 1943 roku do Marii zgłosiła się po pomoc koleżanka, uciekinierka z getta. Aby wyrobić jej dokumenty, pojechały obie do mieszkania znajomych, komunizującego małżeństwa Minkiewiczów. W ostatniej chwili Maria zdecydowała, że koleżanka zaczeka na zewnątrz, nie będzie jej wprowadzać do konspiracyjnego lokalu. Sama trafiła w sam środek "kotła", pierwszej wielkiej wsypy środowiska PPR w okupacyjnej Warszawie. Tadeusz, z pełną świadomością co robi, przebył następnego dnia tę samą drogę. Chciał dzielić los ukochanej. Oboje trafili najpierw na Pawiak, potem do Auschwitz. Borowski dostał numer 119198, Maria - 43558.
Najcięższe były początki. Tadeusz zaczął od najgorszych, wyniszczających prac i już latem zapadł na tyfus, potem na zapalenie płuc. Tak trafił do obozowego szpitala, gdzie uratowano mu życie kradzionymi z transportów lekami. Więcej - poeta zdobył sobie szacunek i sympatię otoczenia pisaniem wierszy. Zatrzymano go w szpitalu jako stróża, potem - sanitariusza, co uratowało poecie życie na równi ze słanymi przez rodzinę i znajomych paczkami. Współwięźniowie wspominają, że Borowski był w obozie bardzo dzielny i podnosił innych na duchu. Udało mu się też nawiązać kontakt z Marią, przesyłać jej lekarstwa i jedzenie, wymieniać listy. W obozie Borowski pisał wiersze oraz cenione przez współwięźniów piosenki i kolędy obozowe. Od wiosny 1944 wysyłał do odnalezionej w Birkenau Marii listy, wykorzystane potem w tomie "Byliśmy w Oświęcimiu" i opowiadaniu "U nas, w Auschwitzu..."
"Był jedną, rozjątrzoną raną, bezlitosny i nietolerancyjny. (...) Świat, jaki był, był dla niego nie do zniesienia. (...) Nienawiść, która w nim istniała, można porównać do burzliwej rzeki niszczącej wszystko po drodze. (...) Cóż za ulga, nienawiść użyteczna, nienawiść w służbie społeczeństwa!" - pisał Czesław Miłosz.
Wszystkie relacje, które zachowały się na temat Borowskiego z czasów obozowych, rysują portret człowieka, który jest dokładnym przeciwieństwem bohatera i narratora jego opowiadań – doskonale przystosowanego do życia w obozie, cynicznego "vorarbeiterea Tadka". Wiele problemów i niezrozumienia kosztowało Borowskiego utożsamianie przez czytelników kreacji literackiej z nim samym. Jak wynika z relacji przedstawionych przez autorkę biografii, Borowski miał poczucie winy, fakt, że przeżył, gdy tylu umarło, był dla niego ciężarem moralnym. Miał poczucie, że w obozie był na uprzywilejowanej pozycji - nie był Żydem, więc nie skierowano go od razu do komór gazowych, jako Polak mógł otrzymywać paczki, co radykalnie zwiększało szanse przeżycia, trafił też na życzliwych ludzi, którzy mu pomogli.
W opowieści Borowskiego o Auschwitz nie ma prostego podziału na dobro i zło, wynaturzonych, złych esesmanów i cierpiące ofiary, są tylko ludzie, w których dobro i zło funkcjonują obok siebie. Pisanie o obozowej rzeczywistości w stylu Zofii Kossak Szczuckiej było dla niego zakłamywaniem obozowej rzeczywistości, czemu dał wyraz w polemicznym artykule, który ściągnął na niego burzę zarzutów i oskarżeń. Dla współczesnych postawa Borowskiego, jego sposób pisania o obozie był często nie do przyjęcia, także dlatego, że rozmazywał odpowiedzialność za zbrodnie w czasie, gdy cały świat dążył do wskazania i ukarania winnych.
W sierpniu 1944 Borowski został przewieziony do obozu Natzweiler-Dautmergen, a następnie do Dachau-Allach. Po wyzwoleniu trafił do obozu dipisów na przedmieściach Monachium. Potem współorganizował Biuro Poszukiwania Rodzin przy PCK (sam szukał narzeczonej - Maria z Birkenau trafiła do Ravensbrück, a po wyzwoleniu do sanatorium w Szwecji). Podczas pobytu w Monachium opublikował tom wierszy "Imiona nurtu" (1945) oraz wydał wraz z Januszem Nelem-Siedleckim i Krystynem Olszewskim książkę "Byliśmy w Oświęcimiu" (1946).
W Monachium Borowski pisał też wiersze, które nie zostały opublikowane za jego życia i pozostają właściwie nieznane szerszej publiczności. Wyraźnie wybrzmiewają w nich wahania, czy powinien powrócić do kraju, świadomość zbrodni NKWD i całego praktycznego wymiaru idei komunistycznej. W tym pierwszym roku wolności próbował zresztą nawiązywać kontakty z prasą emigracyjną. Wysyłał wiersze do Jana Lechonia, który prowadził "Tygodnik Polski" w Nowym Jorku, do londyńskich "Wiadomości" Mieczysława Grydzewskiego, do "Orła Białego" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, ale nie byli zainteresowani współpracą - to jeden z szerzej nieznanych faktów z życia Borowskiego, który wydobyła autorka biografii i jeden z powodów powrotu pisarza do Polski. Wróciła też Maria, wzięli ślub, rozpoczęli wspólne życie. W 1948 roku ukazał się zbiór opowiadań „Pożegnanie z Marią" i nowele z tomu "Kamienny świat".
Jak to się stało, że Borowski, jeszcze tuż po wojnie zdeklarowany antykomunista, wstąpił w 1948 roku do partii? Pod koniec 1946 r. gdy w Sejmie Wiktor Woroszylski wystąpił przeciwko poetom warszawskim pokolenia Kolumbów, nazywając ich faszystami, Borowski gorąco bronił dawnych przyjaciół. Wygłosił też słynne zdanie, że demokracji trzeba patrzeć na ręce. Gdy próbowano mu tłumaczyć, że czym innym jest demokracja burżuazyjna, a czym innym socjalistyczna, spytał, czy należy mierzyć to liczbą ludzi w więzieniach. Długo był nieprzekonany, ale potrzeba zaufania światu, działania razem z innymi ludźmi, okazała się silniejsza. W 1948 r. Borowski wstąpił do PZPR.
W latach 1949–1950 przebywał razem z Marią w Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie i wcale nie krył swojej współpracy z komunistycznym wywiadem. W Berlinie napisał też wymuszoną przez partię samokrytykę - artykuł "Rozmowy" ("Odrodzenie", 1950, nr 8). Miał ogromne trudności z tym tekstem, Aleksander Wat twierdził wręcz, że całe zdania były mu dyktowane przez telefon z Warszawy. Nic dziwnego - jednym z elementów wymaganej samokrytyki było odcięcie się od dotychczasowej twórczości, zwłaszcza opowiadań obozowych i zadeklarowanie wiary w socrealizm. Od tego momentu Borowski zajął się przede wszystkim publicystyką. Był czołowym autorem "Nowej Kultury" i współpracował ze "Sztandarem Młodych". W swoich tekstach atakował kulturę zachodnią, Kościół i środowiska katolickie.
Miłosz, który znał Borowskiego jeszcze z czasów okupacji i uczynił go jednym z bohaterów "Zniewolonego umysłu", pisał: "Był jedną, rozjątrzoną raną, bezlitosny i nietolerancyjny. (...) Świat, jaki był, był dla niego nie do zniesienia. Beta musiał zmierzać ku czemuś. Czuł, że nie może pozostać w stanie rewolty i furii niczemu nie podporządkowanej. (...) Beta był pojętny. W miarę jak zapoznawał się z dziełami teoretyków leninizmu-marksizmu, przekonywał się, że to było właśnie to, czego szukał. Nienawiść, która w nim istniała, można porównać do burzliwej rzeki niszczącej wszystko po drodze. (...) Cóż za ulga, nienawiść użyteczna, nienawiść w służbie społeczeństwa!".
Maria była jedną z niewielu osób zdających sobie sprawę, że pod maską zaangażowanego komunisty, redakcyjnego wesołka, kryje się złamany człowiek. Borowski, którego brat chorował psychicznie, miewał ciężkie depresje jeszcze przed obozem. Po wojnie stały się one stałym elementem życia Tadeusza i Marii. Po tygodniach gorączkowej aktywności nieuchronnie przychodził czas, gdy Borowski nie był w stanie normalnie funkcjonować. Ukochana poety przynajmniej raz uratowała mu życie, 3 lipca 1951 r., kiedy wcześniej wróciła do domu i zastała męża nafaszerowanego środkami nasennymi leżącego przy włączonym gazie. Innym razem Tadeusz proponował Marii wspólne samobójstwo.
Nie układało im się wspólne życie, zwłaszcza, że Tadeusz zakochał się w młodej dziennikarce, Dżennet Połtorzyckiej. Choć Maria była w ciąży nie zatrzymywała go, godziła się na ewentualne rozstanie. 26 czerwca urodziła córeczkę, Małgosię i przez kilka dni wydawało się, że wszystko jakoś się ułoży, poeta cieszył się narodzinami córki, Borowscy dostali też wtedy przydział na trzypokojowe mieszkanie, była nadzieja, że wreszcie wyprowadzą się z zatłoczonej klitki.3 lipca Borowski wyjątkowo długo siedział z Marią i dzieckiem w klinice, potem wrócił do domu. Znalazła go następnego dnia gosposia - z kuchenki ulatniał się gaz, obok walały się fiolki po lekach uspokajających, kratka wentylatora została zasłonięta. Oficjalne źródła podały, że pisarz przypadkowo zatruł się gazem. Jednak przyjaciele i Maria od początku znali prawdę.
Miłosz pisał w "Zniewolonym umyśle": "Ci, którzy obserwowali Betę w ostatnich miesiącach jego gorączkowej aktywności, byli zdania, że pomiędzy jego publicznymi wypowiedziami i możliwościami jego bystrego umysłu zachodził coraz większy konflikt: zachowywał się zbyt nerwowo, aby nie przypuszczać, że sam ten kontrast dostrzegał". Miłosz, który odczuwał podobny konflikt wewnętrzny i na krótko przed śmiercią Borowskiego uciekł na emigrację, widział w samobójstwie Borowskiego właśnie próbę ucieczki od komunizmu, który okazał się dla obu pisarzy ślepym zaułkiem. W wierszu napisał rok później: "Borowski zdradził. Uciekł tam gdzie mógł/ Przed sobą widział gładką ścianą Wschodu/ Za sobą mury polskie Ciemnogrodu/ Co wtedy może człowiek? Drobny stuk/ serca tak mało znaczy (...) I Majakowski/ Noc, do siebie strzela/ i nie masz, nie masz wtedy przyjaciela".
Praca Marty Byczkowskiej-Nowak rzuca na postać Borowskiego nowe światło, zwłaszcza jeżeli chodzi o historię jego rodziny i dzieciństwo, ale też okupacyjną młodość. We wcześniejszej biografii pióra Drewnowskiego fakt, jak blisko prawicowego środowiska "Sztuki i Narodu" był poeta, został z cenzuralnych względów zmarginalizowany, eksponowano natomiast jego raczej efemeryczne powiązania z komunistami. Fakt, że bezskutecznie próbował po wojnie nawiązać kontakt z prasą emigracyjną pokazuje, jak bardzo nieoczywistą była w tym czasie dla niego decyzja o powrocie do kraju.
Autorka biografii postrzega śmierć Borowskiego jako konsekwencję całego jego życia, nie tylko doświadczeń obozowych czy rozczarowania ustrojem, ale całego spiętrzenia różnych czynników w którym niebagatelną rolę odgrywała rodzinna skłonność do kryzysów psychicznych. "Może opowieść o szaleństwie czasu, które splotło się z ludzkim szaleństwem w morderczym uścisku, jest najprawdziwszą historią o tożsamości człowieka, który ocalał z sowieckiego terroru, z okupowanej Warszawy, z nazistowskiego obozu zagłady, ale nie zdołał ocaleć z XX wieku?" - zastanawia się. "Mówi się: >>zagadkowa śmierć Tadeusza Borowskiego<<. Ale jak się wczytamy w ten życiorys, to ona przestaje by zagadkowa" - podsumowuje autorka biografii.
Książka "Nieocalony" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ wj/