Wszystko wskazuje na to, iż do rozwiązania kwestii roszczeń wynikających z dekretu Bieruta nie wystarczy ustawa; być może trzeba byłoby zmienić konstytucję - ocenił we wtorek w Warszawie premier Donald Tusk.
Premier podczas spotkania w Warszawie ze słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku był pytany o kwestie roszczeń wynikających z dekretu Bieruta, m.in. zwrot kamienic dawnym właścicielom i zwrot nieruchomości, na których obecnie znajdują się np. szkoły czy przedszkola.
Tusk przyznał, że procesy o charakterze reprywatyzacyjnym są problemem w Polsce. "Z dekretem Bieruta jest jeden dylemat. Otóż wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że ustawa nie wystarczy, by wydziedziczyć tych, którzy dzisiaj zgłaszają roszczenia z tytułu dawnej własności. Być może przydałaby się tutaj zmiana konstytucji" - powiedział szef rządu.
Jak dodał, bez takiej zmiany Trybunał Konstytucyjny uchyli każdą ustawę, która odmówi praw własności grupie m.in. roszczących prawa ze względu na dekret Bieruta. Według Tuska dzisiaj trudno byłoby jednak zmienić konstytucję.
W ocenie premiera zamknięcie sprawy roszczeń bierutowskich kosztowałoby podatnika - według różnych wyliczeń - od 40 mld do 60 mld zł. "My nie mamy takich pieniędzy" - zaznaczył szef rządu.
"Dlaczego wszyscy mają tyle wątpliwości, kiedy rozmawiamy o ustawie lub zmianie konstytucji? To jest pytanie, czy można naruszyć to prawo własności. Z reguły ludzie odpowiadają: +nie - Bierut zabrał, teraz trzeba spadkobiercom oddać+. A drudzy mówią: +trzeba oddać, ale nie można oddać kosztem miasta lub kosztem ludzi+" - powiedział szef rządu. Ocenił przy tym, że "jedni mają rację i drudzy mają rację".
W ocenie premiera z uwagi na te racje zamknięcie sprawy roszczeń bierutowskich kosztowałoby podatnika - według różnych wyliczeń - od 40 mld do 60 mld zł. "My nie mamy takich pieniędzy" - zaznaczył szef rządu.
"Jeśli będziemy realizowali na mocy ustawy zwrot pieniędzy np. z tytułu dekretu Bieruta, to znowu jeszcze bardziej wzmocnią się roszczenia np. dotyczące własności żydowskiej. Mamy z tym też dość poważny problem" - mówił premier. Jak podkreślił, Polska spłaciła już w latach 60. rząd amerykański. "I zostało ustalone umową międzynarodową, że Polska już nie musi niczego spłacać" - dodawał.
Ale - mówił Tusk - są różne inne drogi dochodzenia roszczeń. "To jest lobbing międzynarodowy, to są starania innych państw, które chcą wymusić na Polsce - Stany Zjednoczone i Izrael - spłatę tych roszczeń. I to też nie jest czarno-białe. Tu też każdy ma swoją rację" - powiedział premier.
"Jeśli będziemy realizowali na mocy ustawy zwrot pieniędzy np. z tytułu dekretu Bieruta, to znowu jeszcze bardziej wzmocnią się roszczenia np. dotyczące własności żydowskiej. Mamy z tym też dość poważny problem" - mówił premier.
Przyznał, że ws. roszczeń polskie państwo "zachowuje się dość biernie” m.in. dlatego, że jakikolwiek krok, spłacenie jakiejś niedużej grupy, może oznaczać w konsekwencji konieczność spłacania wszystkich grup roszczących. "Być może nie dzisiaj, ale za rok, dwa czy za dziesięć lat dołączą Niemcy, ziemie odzyskane" - zaznaczył.
"Proszę się nie dziwić, że ten temat wydaje się +tykającą bombą+, do której (...) nie ma sposobu na rozbrojenie zapalnika" - powiedział Tusk.
Premier dodał, że dodatkowe obawy wynikają z tego, że ustawa reprywatyzacyjna może nie być skuteczna. Zaznaczył, że nawet po wypłacie części roszczeń ustawa nie musi w konsekwencji oznaczać zamknięcia drogi sądowej dla tych, którzy uznają: "swoje wzięliśmy, ale chcemy więcej". Przypomniał, że istnieje możliwość odwoływania się do międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości.
Tusk podkreślił, że jest w kontakcie z samorządem warszawskim. "Będziemy szukali różnych sposobów, takich częściowych, bo w przypadku dekretu Bieruta być może takie rozstrzygnięcie ostateczne legislacyjne, prawne będzie konieczne. Ale ja cały czas drżę, czy to nie będzie oznaczało jakiegoś gigantycznego wypływu z kasy publicznej" - dodał premier.
"To bardzo trudny problem prawny, własnościowy. Dlatego tak to kiepsko wygląda - przyznaję" - podsumował Tusk.
Właścicielom warszawskich gruntów, odebranych na podstawie dekretu Bieruta, należy się ich zwrot, ale gdy grunt nie jest już własnością miasta ani państwa lub został oddany w użytkowanie wieczyste komuś innemu, w grę wchodzi odszkodowanie.
Premier przyznał, że ws. roszczeń polskie państwo "zachowuje się dość biernie” m.in. dlatego, że jakikolwiek krok, spłacenie jakiejś niedużej grupy, może oznaczać w konsekwencji konieczność spłacania wszystkich grup roszczących. "Być może nie dzisiaj, ale za rok, dwa czy za dziesięć lat dołączą Niemcy, ziemie odzyskane" - zaznaczył.
W Warszawie toczy się ok. 8 tys. postępowań dot. roszczeń związanych z dekretem Bieruta. W 2013 r. ok. 4,5 tys. spraw dotyczyło zwrotu nieruchomości, a ok. 3,5 tys. były to postępowania odszkodowawcze, czyli dotyczące zwrotu pieniędzy za nieruchomości objęte roszczeniami. Do tej pory parlament nie uchwalił kompleksowej ustawy dotyczącej dekretu Bieruta.
Dekret "O własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy" podpisany został przez przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta w 1945 r.
Skutkiem wejścia w życie dekretu było przejęcie wszystkich gruntów w granicach miasta przez gminę m.st. Warszawy, a w 1950 r. przez Skarb Państwa - w związku ze zniesieniem samorządu terytorialnego.
Dekretem z 1945 r., uzasadnianym "racjonalnym przeprowadzeniem odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami narodu", objęto około 12 tys. ha gruntów, w tym ok. 20-24 tys. nieruchomości. (PAP)
kno/ mrr/ par/ gma/ bk/