
Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa jest lepiej zaprojektowana niż niejedno osiedle - miała zaspokajać wszystkie potrzeby mieszkańców - powiedział PAP Krzysztof Mordyński, historyk i autor książki „MDM. Marszałkowska dzielnica marzeń”. Dodał, że MDM jest kwintesencją historii Warszawy.
Książka „MDM. Marszałkowska dzielnica marzeń” autorstwa historyka Krzysztofa Mordyńskiego opowiada o powstaniu jednej z najważniejszych inwestycji mieszkaniowych powojennej Warszawy - Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, wybudowanej w latach 50. w ramach planu 6-letniego. Autor skupia się nie tylko na architekturze, bada także wątki społeczne, historyczne i polityczne, które wpłynęły na kształt osiedla. Głównymi architektami MDM-u byli Józef Sigalin, Zygmunt Stępiński, Stanisław Jankowski i Jan Knothe. Książka opatrzona jest bogatym wyborem fotografii i szkiców.
Polska Agencja Prasowa: Pisze pan, że Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa funkcjonuje w kilku równoległych wymiarach.
Krzysztof Mordyński: Jednym z nich jest propagandowy obraz lat 50. - epoki stalinizmu, czasów Bolesława Bieruta. Drugim - koncepcja architektoniczna i urbanistyczna, która nigdy nie została w pełni zrealizowana, trzecim – MDM, który możemy zobaczyć realnie w przestrzeni miasta.
PAP: Pana książka „MDM. Marszałkowska dzielnica marzeń” nie opowiada tylko o architekturze, ale też o ideologii, historii miasta i życiu w PRL-u. Jak MDM łączył te wszystkie płaszczyzny?
K.M.: One się nawzajem przenikają, nie można ich oddzielić, ale trzeba rozróżniać punkt widzenia władz od propozycji architektów. MDM nie jest dzielnicą peryferyjną, tylko osiedlem w centrum Warszawy. Z tego względu była to bardzo ważna inwestycja dla polityków. Jednocześnie z perspektywy funkcjonowania miasta potrzebne było wzniesienie osiedla mieszkaniowego i reforma układu komunikacyjnego. A przecież cały czas w trakcie budowy toczyło się tutaj życie.
PAP: Jakie były główne założenia architektoniczno-urbanistyczne MDM-u?
K.M.: Został zaprojektowany jako duże, komfortowe osiedle, stworzone dla 45 tys. osób, które nadawałoby zrujnowanemu śródmieściu Warszawy wielkomiejską skalę. Miał być samowystarczalnym fragmentem miasta, zaspokajającym wszystkie potrzeby mieszkańców: dach nad głową, obfitość towarów i usług, edukację, kulturę, wypoczynek.
Warto zaznaczyć, że MDM to nie tylko plac Konstytucji, ale także obszar od ul. Wilczej do Rakowieckiej i od placu Na Rozdrożu do placu Politechniki, z głównym ruchem kołowym wyprowadzonym na zewnątrz.
Sam MDM nie jest produktem komunistycznej propagandy - to sumiennie zaprojektowane osiedle - ale jego wizerunek jako dzielnicy dla ludu, jako dowodu na sukces komunistycznego rządu produktem propagandowym już jest.
PAP: Powiedział pan, że nie udało się zrealizować całego projektu.
K.M.: Większość się udało, szczególnie jeśli chodzi o szkielet komunikacyjny. Natomiast nie powstała cała planowana zabudowa, ta najbardziej monumentalna - odpowiednik placu Konstytucji od strony Mokotowa, między placem Unii Lubelskiej a ul. Rakowiecką. Tam miał nawet stanąć wieżowiec. Nie wybudowano także części zabudowy przy ul. Waryńskiego, gdzie znajdują się przedwojenne kamienice. Wszystkie miały być schowane za socrealistycznymi budynkami. Co ciekawe, na miejscu tych budynków, których nie zdążono wznieść w ramach planu MDM, powstały w latach 60. bloki mieszkalne i akademiki. To znaczy, że projekt MDM został zrealizowany, tylko w innej formie.
PAP: Czy z perspektywy mieszkańców MDM został zaprojektowany funkcjonalnie?
K.M.: Główny zarzut wobec socrealizmu polega na tym, że był to okres, kiedy budowano nieprzydatne i drogie budynki na pokaz. Architekci, projektując MDM, używali zdobytej przed wojną wiedzy i późniejszych doświadczeń. Starali się spełnić wymagania socrealizmu co do dekoracyjności fasady, ale jednocześnie tworzyć budynki wygodne dla mieszkańców, ze sklepami od strony ulicy i zielenią od podwórka.
MDM jest lepiej zaprojektowany niż niejedno dzisiejsze osiedle. Ma więcej przestrzeni, zieleni, ludzie nie zaglądają sobie w okna.
PAP: Jakie funkcje miała pełnić ta dzielnica?
K.M.: MDM miał być przede wszystkim osiedlem mieszkaniowym. Podstawą były mieszkania, a później żłobki, przedszkola, szkoły, sklepy, przychodnie i szpital. Instytucje edukacyjne zostały bardzo dobrze zaprojektowane – pomyślano m.in. o przestrzeni na wózki, gabinecie pielęgniarki czy specjalnej przestrzeni dla chorych dzieci.
Projektując MDM, architekci zaplanowali miejsce dla 50 różnych branż sklepów, aptek, poczt, a także świetlic dla dzieci. Pomyślano również o części kulturalno-rozrywkowej, a nawet religijnej – na terenie MDM-u przewidziano miejsce na biblioteki, kina, teatry i kościół.
PAP: Brzmi idealnie, ale czy mieszkanie w tej dzielnicy rzeczywiście było spełnieniem marzeń?
K.M.: Wielu warszawiaków po wojnie mieszkało w fatalnych warunkach, a mieszkania w MDM miały wszystko, czego trzeba - gaz, prąd, wodę, zsypy na śmieci, windy, suszarnie, pralnie oraz funkcjonalny rozkład pomieszczeń. Ci, którzy przybyli z przedmieść niewyposażonych w cywilizacyjne zdobycze, byli zachwyceni. Natomiast jeżeli ktoś przyjechał np. z Ziem Odzyskanych i był przyzwyczajony do przestronnych mieszkań - niekoniecznie.
Najpierw wybudowano budynki przy placu Konstytucji, wzdłuż ul. Marszałkowskiej. Dopiero później powstała dalsza część, ta bardziej ukryta, zaciszna, więc pierwsi lokatorzy żyli przy ciągłych odgłosach budowy.
PAP: MDM to nie tylko mieszkania i usługi. Na co warto zwrócić uwagę, przechadzając się po osiedlu?
K.M.: Nie trzeba być znawcą architektury, żeby zauważyć, że MDM jest inny niż reszta miasta. Jeżeli znajdziemy chwilę, aby popatrzeć na elewacje, zobaczymy precyzyjnie wykonane zdobienia. Na budynkach znajdują się detale kamienne, elementy metaloplastyki, wieńce. Części z nich brakuje, ale są rekonstruowane. Można tam znaleźć także elementy sztuki, ponieważ uważano, że odbudowane miasto, a szczególnie reprezentacyjna dzielnica, powinno być galerią sztuki na wolnym powietrzu.
Według twórców Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, chodząc ulicami, nie powinniśmy widzieć jedynie reklam i witryn sklepów, ale także sztukę. Dlatego na MDM znajdziemy płaskorzeźby, mozaiki i zdobienia wykonane metodą sgraffito. Niemalże każda brama jest dziełem sztuki. Władza też doceniała siłę sztuki, żądała, aby użyć jej do celów propagandowych, do opowiadania o wielkości komunizmu. Tymczasem na MDM im mniej propagandowe były dzieła, tym bardziej ponadczasowe.
Większość warszawiaków kojarzy osiem wielkich figur postawionych wzdłuż ul. Marszałkowskiej. Są postrzegane jako postaci przodowników pracy, ale ich pierwotne przesłanie najprawdopodobniej było inne. Miały przedstawiać gałęzie gospodarki, dlatego są wśród nich m.in. alegoria górnictwa, hutnictwa oraz macierzyństwa. Chociaż wykonali je dobrzy rzeźbiarze, to ich dzieła często wywołują niedobre wrażenie, jakby „przygniatały” przechodniów, ich twarze znajdują się na wysokości stóp ogromnych figur.
Inne, całkiem interesujące dzieła umieszczono w miejscach, które są bardzo niekorzystne do oglądania. Wiele osób nie wie, że na placu Konstytucji w podcieniach nad głowami przechodniów znajdują się cztery piękne mozaiki przedstawiające pory roku, a w północnej części placu znajduje się także sześć płaskorzeźb obrazujących historię powstania MDM-u.
PAP: Czy można mówić o unikalnym stylu MDM-u na tle innych realizacji socrealistycznych?
K.M.: Warszawskich architektów obowiązywał wymóg, aby wszystko, co projektują, było utrzymane w „warszawskim” stylu, choć była to idea, którą trudno było im spełnić. Za pomocą różnych podziałów elewacji starali się wytworzyć coś, co mogłoby się kojarzyć z Warszawą. Natomiast za kwintesencję warszawskiej architektury uznawano np. Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście czy plac Bankowy.
Na tle innych realizacji socrealistycznych MDM jest najbardziej dopracowany i bogaty.
PAP: Co należy robić z „trudną” architekturą? Burzyć, przekształcać, zostawiać w spokoju?
K.M.: Do każdego przypadku należy podejść indywidualnie. Budynek sam w sobie jest po prostu budowlą, to my dopisujemy do niego ideologię. Ale jeżeli coś się przydaje, działa, to należy się poważnie zastanowić, zanim się to zniszczy tylko dlatego, że nam się źle kojarzy. Może następne pokolenie zobaczy w tych budowlach coś, czego my nie dostrzegamy dzisiaj?
W historii architektury wielokrotnie mieliśmy do czynienia z niszczeniem dziedzictwa poprzednich epok. Na przykład niszczono gotyk, ponieważ uważano, że jest brzydki i nawiązuje do gustów barbarzyńskich Gotów. Tak samo barok uważano za mało elegancki i zbyt bogaty.
Dla przykładu wyburzenie soboru św. Aleksandra Newskiego na placu Piłsudskiego można uznać za dobrą decyzję, ponieważ była to budowla wzniesiona z nieprzyjaznych Polakom pobudek politycznych, zupełnie obca architektonicznie, i nie zdążyła wrosnąć w życie Warszawy. Natomiast inaczej jest z Pałacem Kultury i Nauki. Choć często porównuje się go do soboru – on też miał być symbolem rosyjskiej dominacji - PKiN zapisał się pozytywnie w życiu mieszkańców, służył celom kulturalnym, a nie jako rezydencja okupantów. Podobnie jest z MDM-em – są ludzie, którzy postrzegają go jednostronnie jako symbol epoki stalinowskiej, dla innych to funkcjonalne osiedle, które zapewniało lepsze warunki życia.
PAP: Czym dziś jest MDM? Starszemu pokoleniu kojarzy się z radziecką propagandą, młodszym - z modnym miejscem.
K.M.: Ten podział nie przebiega wyłącznie według wieku. Wiele starszych osób traktuje MDM jako dobrze znaną część miasta, miejsce codziennych trosk i radości życia, niekoniecznie związane z uroczystościami z PRL-u. Propagandowy kontekst jest wciąż przywoływany, ale w rzeczywistości to po prostu fragment Warszawy, który działa i spełnia swoją funkcję. Choć należałoby się zastanowić nad ponownym zaaranżowaniem środka placu Konstytucji.
PAP: Ma pan osobiste wspomnienie związane z MDM-em?
K.M.: Jako dziecko chodziłem do przedszkola na ul. Mokotowskiej. Już wtedy widziałem, że okoliczna zabudowa wyróżnia się na tle Warszawy, choć trochę przerażały mnie wielkie posągi. Eleganckie portyki na placu Zbawiciela natomiast zawsze mnie fascynowały, tak jak przejścia między budynkami i obecność przedwojennych kamienic na ich zapleczu. MDM jest kwintesencją historii Warszawy.
Rozmawiała Zuzanna Piwek
„MDM. Marszałkowska dzielnica marzeń” autorstwa Krzysztofa Mordyńskiego została wydana nakładem wydawnictwa Centrum Architektury.
Krzysztof Mordyński jest doktorem nauk humanistycznych, historykiem i historykiem sztuki. Bada dzieje architektury i urbanistyki Warszawy. Za książkę „Sny o Warszawie. Wizje przebudowy miasta 1945–1952” otrzymał nagrodę KLIO (2021, kat. Varsaviana). Wspólnie z Michałem Kempińskim napisał „ŚRÓD PD. Ilustrowany atlas Śródmieścia Południowego”. Jest również autorem scenariuszy wystaw i publikacji muzealnych oraz artykułów naukowych i popularnonaukowych. Pracuje jako kustosz w Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. (PAP)
zzp/ miś/ lm/