
Nowej książki Mikołaja Grynberga nie byłoby bez zawału serca, jaki przeszedł. Można opowiedzieć taką historię „na górnym C", wyłącznie straszyć śmiercią, tyle że to szybko przestanie działać. Ja wybrałem drogę między ironią a dramatem - powiedział w Studiu PAP pisarz, reportażysta i fotograf.
„Mikołaj napisał książkę o życiu. Bo jak się pisze o umieraniu, to jednak jest o życiu. Bardzo dużo miłości do życia jest w tej książce i sporo strachu przed śmiercią” - tak o „Roku, w którym nie umarłem” mówi prof. Andrzej Leder, filozof i psychoterapeuta.
- Myślę o tej książce w kategoriach prozy - powiedział w Studiu PAP Mikołaj Grynberg - pisarz, autor m.in. „Księgi wyjścia” i „Jezus umarł w Polsce”.
- Pomyślałem, że szkoda, żeby zmarnował się taki zawał... Na podstawie swoich doświadczeń zbudowałem opowieść o tym, co w takiej sytuacji dzieje się z człowiekiem. Nie na poziomie medycyny, bo się na tym nie znam, ale w sferze emocji. Ów emocjonalny zapis zdawał mi się wspólnym językiem, który nas wszystkich łączy, dając nadzieję na empatię wobec postaci pojawiających się w tej książce. Wciąż nie wiem, na jakiej półce zostanie ona umieszczona. Czy to jest dokument? Na pewno nie. Proza, esej autobiograficzny? Nie wiem, czekam. Zobaczymy, gdzie książka wyląduje - wskazał.
Grynberg przypomniał, kiedy doszło do zawału. - To było w pięknym momencie, dostałem właśnie nagrodę za „Jezus umarł w Polsce”, moją poprzednią książkę o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, o tym, co tam się działo, i co się dalej dzieje - wspominał.
- To było poza Warszawą, wróciłem do hotelu i w nocy zaczęło się dziać coś bardzo niekomfortowego. Nie chcę się wdawać w medyczne detale, ale zaprezentowałem pełne spektrum objawów... Po różnych perypetiach, bardziej i mniej udanych interwencjach lekarskich w końcu znalazłem się w szpitalu w Warszawie. Tam uratowano mi życie. Na stole operacyjnym lekarz powiedział do mnie: „Witam w ostatniej godzinie pana życia". Bardzo literackie zdanie. Cieszyłem się, że jestem w jego rękach, ale z tym zdaniem zostałem. Ono okazało się ziarnem, była w nim literatura - podkreślił.
W „Roku, w którym nie umarłem” sceny dramatyczne, pełne namysłu nad czasem i przerażenia chorobą refleksje sąsiadują z sekwencjami wręcz zabawnymi. - To jest kwestia konstrukcji utworu, pracy nad tekstem - zdradził gość Studia PAP. - Można opowiedzieć taką historię na górnym C, wyłącznie straszyć śmiercią, tyle że to szybko przestanie działać, bo łatwo się przyzwyczaimy. Tymczasem ja wybrałem drogę, która przeprowadzi Was - czytelniczki i czytelników - między ironią a dramatem. Najbardziej lubię te momenty, kiedy te sfery się spotykają, gdy jeszcze płaczesz, a już się śmiejesz - zaznaczył Mikołaj Grynberg.
„Rok, w którym nie umarłem” to nietypowa pozycja w dorobku pisarza. Wielki temat jego twórczości stanowi bowiem historia polskich Żydów, problematyka ich tożsamości. Grynberg od lat zadaje swoim rozmówcom, bohaterom swoich książek (i filmu „Dowód tożsamości”, wyprodukowanego przez Muzeum POLIN, który wyreżyserował) pytania o to, co znaczy być Żydem w naszym kraju i jak się z tym żyje.
W rozmowie w Studiu PAP nie zabrakło więc pytania o kłamstwo oświęcimskie europosła Grzegorza Brauna i jego ostatnie działania. - Grzegorz Braun podjął próbę eskalacji, wychylenia wahadła maksymalnie w prawo - skomentował Mikołaj Grynberg. - A wszyscy wiemy z historii - tę lekcję mamy odrobioną - że w takiej sytuacji, jeśli coś ma się zmienić, musi dojść do czegoś strasznego. Dlatego będzie eskalował do momentu, gdy coś takiego się wydarzy. Nie wiem, na jaką skalę, ale jego słowa mogą prowadzić tylko do takich rzeczy. I albo państwo zda egzamin i go zatrzyma, albo zapłacimy za to straszną cenę - podsumował.
Książka „Rok, w którym nie umarłem” ukazała się nakładem wydawnictwa Agora.
Jacek Wakar (PAP)
wj/ dki/ ktl/