
10 lat temu, 23 sierpnia 2015 r., zmarł Jerzy Kamas – aktor teatralny i filmowy, niezapomniany Stanisław Wokulski z „Lalki” w reż. Ryszarda Bera. „Był aktorem kompletnym. Obdarzonym niezwykłą intuicją mistrzem kropki. Jego role nie przechodziły bez echa” – powiedział PAP aktor Grzegorz Damięcki.
Jerzy Kamas urodził się 8 lipca 1938 r. w Łodzi. Początkowo nie myślał o aktorstwie. Fascynował się wodą i budową statków, co zaprowadziło go do Technikum Żeglugi Śródlądowej w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie w 1956 r. został absolwentem wydziału kadłubów statków rzecznych. Kiedy wydawało się, że zgodnie z pierwotnym wyborem jego przyszłość związana będzie z budową statków, rok przed maturą zobaczył przedstawienie „Grzesznicy bez winy”. Jak sam potem wspominał, doświadczenie to było dla niego niczym wkroczenie do innego świata, w którym od tego momentu zapragnął się znaleźć.
W tym celu wrócił do Łodzi, gdzie spróbował swoich sił, zdając do tamtejszej szkoły filmowej i poniósł porażkę. „Myślę, że wybrałem za trudny wiersz. Była to »Reduta Ordona«, której recytacja wymaga dużych umiejętności” – wspominał. Nie zamierzał jednak bezczynnie czekać na kolejną szansę za rok i postanowił zatrudnić się w teatrze. Pracował w charakterze rekwizytora i suflera.
„(...) nie miał w sobie nic z gwiazdora, nie starał się nigdy wybić na pierwszy plan, przyćmić partnerów. Jego sztukę cechowało umiejętne wyważanie racji kreowanych bohaterów, troska o staranne podawanie słowa i chęć podejmowania intelektualnego dialogu z odbiorcą.”
Po raz pierwszy wystąpił w 1957 r. Była to wystawiana na deskach Teatru Ziemi Łódzkiej sztuka Jerzego Szaniawskiego „Kowal, pieniądze i gwiazdy” w reż. Stefanii Domańskiej. Trzy lata później w łódzkim Teatrze Powszechnym zagrał w dwóch sztukach Williama Szekspira: „Wieczorze Trzech Króli” (reż. Jerzy Walden) i „Śnie nocy letniej” (reż. Emil Chaberski). W 1961 r. został dyplomowanym aktorem, absolwentem Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej (PWSTiF) w Łodzi.
W międzyczasie zaczął pojawiać się także w filmach, m.in. w „Krzyżakach” (1960) w reż. Aleksandra Forda. Szerszą rozpoznawalność przyniosła mu rola Daniela Ostrzeńskiego w „Nocach i dniach” (1975) u Jerzego Antczaka. W historii polskiego kina trwale zapisał się jednak dwa lata później w roli Stanisława Wokulskiego w reżyserowanej przez Ryszarda Bera serialowej wersji „Lalki” (1977).
„W telewizyjnej, serialowej wersji »Lalki« nieprzenikniony i poprawny w każdym calu Kamas prezentuje się jako doskonały Wokulski” – oceniła w 1978 r. na łamach „Filmu” Teresa Krzemień. „Ten Wokulski wyposażony w stały komplet aktorskich cech Jerzego Kamasa jakby zmienia piętra i rejestry swojej tragedii, (…) ależ to rola dla niego, rola życiowa!” – podsumowała recenzentka. Sam Kamas początkowo uważał, że nie jest do niej odpowiednim kandydatem. „Zgłosiłem reżyserowi i scenarzyście swoje obiekcje. Przekonali mnie jednak, że Wokulski o byczym karku, wielkich czerwonych rękach i chamskim sposobie bycia jawi się tylko w wyobrażeniach Izabeli Łęckiej, a inne panie się w nim kochały, bo był człowiekiem dobrym i życzliwym ludziom. Przekonany przez reżysera, przystąpiłem do pracy z wielkim entuzjazmem i… na zawsze zostałem Wokulskim” – wspominał aktor.
W kolejnych latach wystąpił w takich produkcjach filmowych, jak „Kung-fu” (1979) Janusza Kijowskiego, „Dolinie Issy” (1982) Tadeusza Konwickiego, „Bez końca” (1984) Krzysztofa Kieślowskiego, „Cudzoziemce” (1986) Ryszarda Bera, „Pierścionku z orłem w koronie” (1992) Andrzeja Wajdy, „Dziejach mistrza Twardowskiego” (1995) Krzysztofa Gradowskiego, „Kratce” (1996) Pawła Łozińskiego. Miał na swoim koncie również udział w kilku serialach, takich jak „Królowa Bona” (1980, reż. Janusz Majewski) i „Życie Kamila Kuranta” (1982, reż. Grzegorz Warchoł). Przez kilkanaście lat wcielał się w postać mecenasa Stefana Zięteckiego w serialu „Klan”.
Jego prawdziwym żywiołem był jednak teatr i to tam czuł się najlepiej. „Na planie brakuje mi kontaktu z żywym człowiekiem, czyli z widzem, chociaż, oczywiście, są takie filmy, w których przyjemnie było mi zagrać. Myślę tu o »Kratce«, »Nocach i dniach«, oraz »Lalce«” – tłumaczył po latach. Mówiąc o pracy teatralnej, podkreślał, że „sprawia mu radość”. „Lubię grać. Wychodzę z założenia, że jeżeli człowiek idzie do pracy z przyjemnością, to już wygrał wielki los na loterii” – opowiadał. U kolegów ze sceny szczególnie cenił „prostotę i otwartość”, nie lubiąc przy tym nadmiernej pewności siebie, szczególnie u reżyserów.
Od 1968 r. rozpoczęła się jego przygoda z teatrami warszawskimi. Początkowo z Narodowym, gdzie zagrał w wielu spektaklach wyreżyserowanych przez Adama Hanuszkiewicza, m.in. jako Bianchetti w „Nie-boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego (1969), Inkwizytor w „Świętej Joannie” George’a Bernarda Shawa (1969), Car w „Kordianie” Juliusza Słowackiego (1970) oraz Klaudiusz w „Hamlecie” Szekspira (1970). „Kamas jako Klaudiusz jest, co rzadko się zdarza, kimś o wiele ważniejszym niż zły król, morderca i uzurpator z odgrywanego przed duńskim dworem »Zabójstwa Gonzagi«. Po raz pierwszy skłonny byłbym tutaj przyznać rację tym interpretatorom, którzy modlitwę Klaudiusza przekładają ponad monolog Hamleta…” – recenzował w „Twórczości” krytyk i historyk teatru Jan Kłossowicz.
W 1971 r. rozpoczął się jego blisko półwieczny związek z Teatrem Ateneum. Z czasem stał się ikoną warszawskiej sceny, aktorem, bez którego trudno wyobrazić sobie jej historię. Z wielu stworzonych przez niego kreacji warto wspomnieć m.in. o jego rolach u Macieja Prusa, jak te w „Szewcach” Stanisława Ignacego Witkiewicza (1971, jako Młody chłop), „Don Carlosie” Fryderyka Schillera (1972, jako Ojciec Domingo) i „Fantazym” Juliusza Słowackiego (1973, jako Hrabia Fantazy Dafnicki).
„Jerzy Kamas (…) wirtuozersko operuje słowem i milczeniem.”
„Jerzy Kamas (…) wirtuozersko operuje słowem i milczeniem. Jego Fantazy to człowiek rozumny, o dużej inteligencji, góruje nią nad otoczeniem, przenikliwą myślą analizuje je i siebie samego. Fantazy inny niż ci, których dotąd oglądaliśmy na scenie” – zwrócił uwagę w „Życiu Warszawy” August Grodzicki.
Nie mniej pamiętne kreacje Kamas stworzył u Janusza Warmińskiego, m.in. we „Wspólniku” Friedricha Dürrenmatta (1973, jako Cop), „Wierzycielach” Augusta Strindberga (1982, jako Adolf). „Kamas ciepło a dyskretnie (co ważne) zagrał drugiego męża Tekli, któremu Strindberg nie poskąpił rysów masochistycznych; świetnie opracowana rola” – zauważono w „Perspektywach”. Szereg wyróżnień otrzymał za rolę Fryderyka w wyreżyserowanej przez Andrzeja Pawłowskiego „Pornografii” Witolda Gombrowicza. „(...) prawdziwy rarytas to Fryderyk Jerzego Kamasa. Cały smak tej postaci, zabawnej w dobrym guście, kryje się głównie w odrzuceniu pokusy jakiegokolwiek demonizmu” – recenzowała w „Teatrze” Barbara Osterloff. Z kolei Tomasz Raczek na łamach „Polityki” określił rolę mianem „wybitnej”.
„Lubię mieć przekonanie do postaci, którą gram, wierzyć w sens jej zaistnienia na scenie. Czasem warto wcielić się w postać, której postawa życiowa czy głoszone racje zupełnie aktorowi nie odpowiadają, ba – której jest zdecydowanie przeciwny” – tłumaczył aktor w rozmowie z „Życiem Warszawy” w 1984 r.
Przekonanie do Kamasa miała nie tylko publiczność, ale także koleżanki i koledzy ze sceny, którzy często podkreślają nie tylko jego wybitny talent i profesjonalizm, ale także niezwykle serdeczne i koleżeńskie usposobienie. – Kiedy myślę o Jerzym, to przede wszystkim jest we mnie wdzięczność, że udało mi się spotkać na mojej drodze osobowość tego formatu. Trafiłam do Ateneum, będąc jeszcze studentką szkoły teatralnej i kiedy znalazłam się w jednej obsadzie z Jerzym Kamasem, to muszę przyznać, że było to dla mnie dużym i pięknym przeżyciem – powiedziała PAP Dorota Nowakowska.
Aktorka wspomina, że pierwszym zetknięciem z talentem Kamasa był jego głos. – Najpierw poznałam jego głos, gdy w »Odysei« (1968) dubbingował postać Odysa. Trzeba zaznaczyć, że reżyserująca dubbing Zofia Dybowska-Aleksandorwicz dobierała najlepsze głosy, a role u niej były prawdziwymi kreacjami. Nie mogło więc zabraknąć cudownej, wyjątkowej barwy Jerzego Kamasa. Potem zobaczyłam go w »Nocach i dniach« (1975), gdzie potrafił autentycznie zbudować zupełnie inną postać, niż za chwilę w »Lalce« (1977). To pokazywało jego możliwości. Czułam do niego ogromny respekt – podkreśliła aktorka.
O szacunku i podziwie opowiada PAP także Teresa Budzisz-Krzyżanowska. – Pierwszy raz zobaczyłam go jeszcze w Krakowie, już wtedy zrobił na mnie duże wrażenie. Potem pracowaliśmy razem w warszawskim teatrze Ateneum i wspominam to jak najlepiej. Jerzy był nie tylko wspaniałym, wybitnym aktorem, ale także, co warte podkreślenia, miłym i serdecznym kolegą. Przyznam, że zawsze go podziwiałam – wyznała aktorka.
– Znaliśmy się jeszcze z Krakowa. On już grał w teatrze, ja jeszcze studiowałam. Zawodowo spotkaliśmy się w Warszawie, w Ateneum – wtóruje Grażyna Barszczewska. – Role Jerzego Kamasa były bardzo autentyczne, zbudowane w sposób bardzo przemyślany i skrupulatny. Nigdy powierzchownie, nie miały w sobie znamion efekciarstwa. Właściwie nie przypominam sobie w jego wykonaniu jakiejś słabszej roli. Często nadużywamy słowa wielkość, ale tutaj trudno mi powiedzieć inaczej, Jurek był naprawdę wielkim, wybitnym aktorem – oceniła w rozmowie z PAP.
Podobnie jak Nowakowska, aktorka podkreśliła autentyzm płynący z ról kreowanych przez Kamasa. – Pierwszym naszym wspólnym występem w Ateneum była »Kuchnia« Arnolda Weskera w reż. Janusza Warmińskiego. Jurek grał wtedy fajtłapę, dystrakta i ta jego rola była niezwykle autentyczna. Ktoś, kto go nie znał, mógł pomyśleć, że taki właśnie jest na co dzień. Był do tego stopnia przekonujący – zaznaczyła Barszczewska. – Pilnował swojej prywatności. Bardzo serdeczny, z dużym poczuciem humoru. Nie słyszałam, żeby skrzywdził kogoś słowem. Zawsze był bardzo otwarty i koleżeński – podsumowała aktorka.
– Mnie przede wszystkim zapadł w pamięć jako odtwórca głównej roli w „Kosmosie” w reż. Andrzeja Pawłowskiego, w przedstawieniu, w którym wystąpiłem – wspominał w rozmowie z PAP Grzegorz Damięcki. – Wygłosił w nim słynny gombrowiczowski monolog o rozbieraniu jajka. Zrobił to po mistrzowsku. Wtedy dotarło do mnie, jak abstrakcyjnym językiem posługuje się Gombrowicz i jak niewielu aktorów ma do tego dostęp – opowiadał aktor.
Zdaniem Damięckiego Kamas był „aktorem kompletnym, obdarzonym niezwykłą intuicją mistrzem kropki”. – Jego role nie przechodziły bez echa. Doskonale czuł się w repertuarze gombrowiczowskim – zaznaczył aktor, dodając, że uczył się od Kamasa „abstrakcyjnego myślenia o sztuce”. – Jego sposób mówienia potrafił przyciągnąć uwagę i skupienie publiczności, nawet w przypadku niezbyt zainteresowanych sztuką wycieczek szkolnych. To bardzo trudne zadanie, a on potrafił zrobić to iście po mistrzowsku. Grać z nim na jednej scenie to był zaszczyt – podsumował Damięcki.
„Role Jerzego Kamasa były bardzo autentyczne, zbudowane w sposób bardzo przemyślany i skrupulatny. Nigdy powierzchownie, nie miały w sobie znamion efekciarstwa.”
Rozmówcy wspominając Kamasa, oprócz opowiadania o talencie i pracowitości, często podkreślają także jego skromność. – Z natury był powściągliwy, ale wśród osób, z którymi dobrze się czuł, potrafił wyjść ze swojej introwertycznej skorupy i być świetnym kompanem. Operować ciętym dowcipem, żartem i puentą. Oprócz tego bardzo skromny i pracowity. Jego role zawsze były niezwykle dopracowane i przemyślane – oceniła Nowakowska. – Prywatnie człowiek niezwykle skromny i ciekawy świata. Bardzo wspierał młodych. Nie traktował aktorstwa jako współzawodnictwa. Kiedy komuś nie szło, potrafił pomóc, był bardzo cierpliwy – wtórował Damięcki.
– To jeden z najważniejszych aktorów i co do tego nie mam żadnej wątpliwości. Potrafił uratować nieudane reżyserie dokonując rzeczy, które określano potem mianem arcydzielnych. Przy tym miał piękny męski głos i znakomitą dykcję – ocenił Krzysztof Gosztyła. Aktor w rozmowie z PAP podkreślił, że styl i sposób bycia Kamasa budził uznanie. Sprawiały też, że cieszył się dużym powodzeniem u kobiet. – Jurek był człowiekiem z szarmem i pewnym czarem. Miał styl i zwracał też na to uwagę u innych – podkreślił. – Lubiłem nosić nieco przyduże marynarki i pamiętam, jak pewnego razu podszedł do mnie, mówiąc – panie kolego, pan taki elegancki mężczyzna, nie może mieć w marynarce rękawa poniżej kostki kciuka – wspominał Gosztyła.
W ostatnich latach życia Jerzy Kamas grał mniej. Zmagał się z chorobą nowotworową. Zmarł 23 sierpnia 2015 r. „Był podporą scen telewizyjnych, zarówno poniedziałkowego Teatru TV, jak i czwartkowych widowisk sensacyjnych. Jednocześnie nie miał w sobie nic z gwiazdora, nie starał się nigdy wybić na pierwszy plan, przyćmić partnerów. Jego sztukę cechowało umiejętne wyważanie racji kreowanych bohaterów, troska o staranne podawanie słowa i chęć podejmowania intelektualnego dialogu z odbiorcą” – ocenił Jacek Marczyński.
Autor: Mateusz Wyderka (PAP)
mwd/ aszw/