
W nowym numerze magazynu „Historia Kościoła” wydawanego przez Gość Niedzielny dziennikarze i historycy wyjaśniają, skąd się wzięła czarna legenda Krzyżaków, opisują obronę Malty przed wojskami tureckimi i przypominają jak w apogeum polskiego stalinizmu władze wyrzuciły biskupów katowickich.
„Już to słyszałem” – tak biskup Stanisław Adamski miał zareagować na treść odczytywanego mu przez wysłannika Urzędu Bezpieczeństwa nakazu opuszczenia własnej diecezji. Po chwili zaś wyjaśnił, że w podobnym stylu w 1941 r. taki nakaz skierowało do niego Gestapo.
O okolicznościach wyrzucenia Adamskiego (formalnie nazwano to zakazem przebywania na terenie województwa katowickiego) w nowym numerze wydawanego przez „Gościa Niedzielnego” magazynu „Historia Kościoła” napisał Andrzej Grajewski.
Przypomniał, że taki sam los spotkał też dwóch pozostałych biskupów katowickich: Herberta Bednorza i Juliusza Bieńka. Narazili się władzom, bo 27 października 1952 r. w odezwie do wiernych zaprotestowali przeciwko usunięciu ze szkół lekcji religii. Biskupa Bednorza, koadiutora katowickiego, z powodu tej sprawy nawet na krótko aresztowano. Do przebywającego w tamtym momencie w domu rekolekcyjnym w Kokoszycach koło Wodzisławia Śląskiego biskupa Adamskiego skierowano zaś urzędnika UB. Przyjechał przekazać mu wydany przez Komisję Specjalną do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym zakaz pobytu w województwie katowickim, co było równoznaczne z wyrzuceniem z diecezji. Szefem komisji, która za tą decyzją stała był Roman Zambrowski, jeden z najbliższych współpracowników Bolesława Bieruta.
Biskup Adamski znalazł schronienie w Wielkopolsce – w klasztorze sióstr urszulanek w Lipnicy, małej wiosce w powiecie szamotulskim. Nawet jednak tam – co szczegółowo opisał Andrzej Grajewski – pozostawał pod nadzorem władz.
Jesienią 1956 r. – już po śmierci Bieruta, ale jeszcze przed przejęciem władzy przez Władysława Gomułkę, biskupi katowiccy uznali, że mogą wracać do siebie. Kiedy jednak to zrobili (27 września) milicjanci oraz funkcjonariusze UB otoczyli kurię i w środku nocy wyprowadzili, po czym odwieźli Adamskiego z powrotem do Lipnicy. Andrzej Grajewski przypomina, że biskup katowicki miał w tamtym momencie już 81 lat, był nieomal całkowicie sparaliżowany i prawie ślepy. Gdy wiadomość o tym zdarzeniu dotarła na Zachód przebywający tam od wojny abp Józef Gawlina (były biskup polowy Wojska Polskiego) napisał, że „nawet podczas Kulturkampfu Bismarcka nie odważono się na podobne akty brutalności”.
Z przymusowego pobytu w Lipnicy Adamski wrócił dopiero wraz ze zmianą na szczytach partyjnej władzy.
Publicysta i historyk Leszek Śliwa z okazji 500. rocznicy hołdu pruskiego napisał o tym, skąd się wzięła w Polsce czarna legenda Krzyżaków.
Przypomniał, że pierwszy, trwający około sto lat okres polsko-krzyżackiego sąsiedztwa upłynął bez konfliktów zbrojnych. W drugim, pomiędzy zdradzieckim zajęciem przez Krzyżaków Gdańska w roku 1308 a tzw. wielką wojną w latach 1409–1411, państwo zakonne rzeczywiście stanowiło potencjalne zagrożenie dla istnienia Królestwa Polskiego. Doszło wówczas jednak tylko do jednego poważniejszego konfliktu zbrojnego (w latach 1327–1332), podczas którego Krzyżacy przejściowo zajęli Kujawy.
W trzecim okresie - od bitwy pod Grunwaldem - Polska była już zdecydowanie silniejsza i sama prowokowała kolejne kampanie. Po wojnie trzynastoletniej (1454–1466) państwo zakonne zostało poważnie okrojone i stało się lennikiem Polski, zaś w 1525 roku przestało istnieć.
Zastąpiło je księstwo świeckie założone przez byłego wielkiego mistrza Albrechta z rodu Hohenzollernów.
Krzyżacy, o czym przypomina Leszek Śliwa, nigdy nie spustoszyli i nie zajęli większej części naszego kraju (jak na przykład zrobili to Szwedzi podczas Potopu i III wojny północnej w latach 1700–1721).
Nigdy też nie upokorzyli Polski tak jak Turcja, która po zdobyciu Kamieńca Podolskiego w 1672 roku wymusiła wysoki haracz. „Dlaczego więc katoliccy zakonnicy, jakimi bądź co bądź byli Krzyżacy, stali się dla podkreślających swą katolicką tożsamość Polaków czymś gorszym niż protestanccy Szwedzi czy muzułmańscy Turcy i Tatarzy?” – pyta Leszek Śliwa. Wyjaśnienie, częściowo znajduje w stworzonej w Niemczech w XIX wieku białej legendzie Krzyżaków. Wtedy to, głównie w Prusach, zakonników zaczęto przedstawiać jako forpocztę niemczyzny na Wschodzie.
W tej sytuacji powieść Henryka Sienkiewicza, która w dużym stopniu przyczyniła się do utrwalenia czarnej legendy zakonników z czarnym krzyżem na płaszczach stała się niejako dla wielu Polaków podręcznikiem historii.
Niewiele pod tym względem zmieniło odzyskanie niepodległości, a przesunięcie granic po II wojnie światowej tylko antykrzyżacką propagandę nasiliły.
Leszek Śliwa odpowiada w swoim artykule również na stale nurtujące miłośników historii dwa pytania dotyczące dziejów polsko-krzyżackich: Czy Konrada Mazowieckiego, który sprowadził Krzyżaków, można winić za ten czyn i czy król Zygmunt Stary, przyjmując hołd księcia Albrechta, zaprzepaścił okazję na ostateczną likwidację niemieckiego państwa?
O 60. rocznicy listu biskupów polskich do biskupów niemieckich (przebaczamy i prosimy o przebaczenie) napisał historyk Rafał Łatka.
Przypomniał, że polscy hierarchowie zostali z powodu tego listu ostro skrytykowani przez władze polityczne z Władysławem Gomułką na czele, a prymas Stefan Wyszyński był rozczarowany reakcją ze strony niemieckiego episkopatu.
Historyk Jan Hlebowicz napisał o zbrodni pomorskiej 1939 roku, czyli o masowych egzekucjach tuż po rozpoczęciu niemieckiej okupacji Pomorza Gdańskiego. Przypomniał że członkowie Selbstschutzu i Einsatzgruppen zamordowali wtedy 14–16 tys. osób – przede wszystkim przedstawicieli polskiej inteligencji, ale również rolników, robotników, rzemieślników, Żydów i osoby chore psychiczne.
Podkreślił, że szczególne miejsce wśród ofiar zajęli katoliccy księża, bo przed wojną należeli do liderów lokalnych społeczności. Prowadzili nie tylko działalność duszpasterską, ale również polityczną, społeczną, oświatową i charytatywną. Niemcy uznali ich za wrogów – zamknęli w więzieniach, a wielu z nich zamordowali.
Osadzeni w wejherowskim więzieniu polscy duchowni zostali zmuszeni do „sprzątania miasta”, co w praktyce oznaczało poniżające szykany. „Widziałem jak około piętnastu księży rękoma oczyszczało jezdnię przed dworcem kolejowym, musieli dokładnie zbierać dłońmi kał koński” – zeznał po wojnie pewien mieszkaniec Wejherowa.
Jeszcze gorzej zostali potraktowani duchowni osadzeni w więzieniu starogardzkim. Ks. Józefowi Kuchenbeckerowi Niemcy wycięli nożem swastykę na czole. Inny duchowny – ks. Bolesław Gordon – podczas aresztowania został brutalnie skopany przez członków Selbstschutzu.
Ks. Wiktorowi Belczewskiemu Niemcy kazali się podpisać pod zdaniem: Führer ist unser Gott (Hitler jest naszym bogiem). Kiedy odmówił, został poddany torturom – zmarł na skutek odniesionych ran.
Duchowni ginęli też w masowych egzekucjach: w Piaśnicy zabito ich co najmniej 53 (głównie z Gdyni i powiatu morskiego), w Szpęgawsku - 66, w Paterku - 48, w Mniszku i Grupie - co najmniej 26, a w Grudziądzu i okolicach - 25.
W diecezji chełmińskiej spośród wszystkich 701 księży życie straciło aż 323.
Represje dotknęły też siostry zakonne.
O „maltańskich lwach”, czyli o obrońcach śródziemnomorskiej wyspy napisał Franciszek Kucharczak. W 1565 roku należąca do joannitów Malta została zaatakowana przez będącą wtedy u szczytu potęgi Turcję.
Sułtan Sulejman Wspaniały wysłał 30-tysięczną armię, Dowodzenie nad siłami lądowymi objął wezyr Lala Mustafa Pasza, zaś nad flotą Mehmet Piala Pasza i korsarz Dragut Reis.
Obrońcy mogli im przeciwstawić zaledwie 8,5 tys. żołnierzy, wśród których większość stanowili naprędce zmobilizowani cywile.
Od samego początku okazało się jednak, że Turcy nie potrafili wykorzystać przewagi liczebnej. Wprawdzie za cenę olbrzymich strat zdobyli najsilniejszy punkt maltańskiej obrony, jakim był fort San Elmo, ale nie zapobiegli wylądowaniu na wyspie odsieczy, którą stanowili świetnie wyszkoleni i uzbrojeni żołnierze hiszpańscy.
W nocy z 7 na 8 września 1565 r. mocno przetrzebiona i podupadła na duchu armia turecka załadowała się na okręty i wyruszyła do Stambułu.
W sumie w trakcie kilkumiesięcznych walk p stronie obrońców zginęło 2500 żołnierzy, ponad 200 rycerzy zakonnych i wszyscy uwolnieni galernicy w liczbie 500. Mocno ucierpiała cywilna ludność wyspy. Śmierć poniosła też przeszło połowa spośród 12 tysięcy Maltańczyków, a wielu zostało ciężko rannych. Straty tureckie były jeszcze większe - z wyprawy wróciła zaledwie połowa z 30 tysięcznego korpusu. (PAP)
Jk/
Historia Kościoła nr 5 (11) Wrzesień/Październik 2025