Stworzenie od zera nowoczesnego państwa oraz wychowanie nowego pokolenia patriotów to, zdaniem prof. Wojciecha Roszkowskiego, główne sukcesy II Rzeczpospolitej. "Gdyby nie II RP Polska zupełnie inaczej by dzisiaj wyglądała" - ocenia historyk.
PAP: Panie profesorze, zbliża się rocznica wybuchu II wojny, która zakończyła 20-letni okres niepodległości Polski, określany jako II Rzeczpospolita. Chociaż nie przetrwała, II RP dla wielu nadal jest symbolem spełnionego snu o odzyskanej wolności. Co Pana zdaniem możemy uznać za największe sukcesy tego okresu?
Prof. Wojciech Roszkowski: Sukcesy te być może nam nie wydają się tak spektakularne, ale były bardzo realne i gdyby nie te osiągnięcia przypuszczam, że Polska by zupełnie inaczej dzisiaj wyglądała. Mam tu na myśli wydarzenia głównie z historii społeczno-gospodarczej, zwłaszcza ujednolicenie systemu prawnego i podatkowego, stworzenie nowoczesnego państwa praktycznie z niczego. Cały okres pierwszych sześciu lat był bardzo trudny i wiązał się z płaceniem kosztów zniszczeń wojennych oraz tworzeniem państwowości, w tym jednego organizmu gospodarczego.
Niezwykle ważne było wychowanie w tym okresie całego nowego pokolenia polskich patriotów. Ci tzw. Kolumbowie, pokolenie które w dużej mierze wyginęło w czasie II wojny, urodzili się i wychowali właśnie w okresie międzywojennym. Chociaż większość zginęła, bez nich II wojna zupełnie inaczej by wyglądała. Do sukcesów II RP trzeba oczywiście zaliczyć też zupełnie spektakularne osiągnięcia, takie jak rozwój i budowa portu w Gdyni czy powstanie Centralnego Okręgu Przemysłowego.
Prof. Roszkjowski: Niezwykle ważne było wychowanie w tym okresie całego nowego pokolenia polskich patriotów. Ci tzw. Kolumbowie, pokolenie które w dużej mierze wyginęło w czasie II wojny, urodzili się i wychowali właśnie w okresie międzywojennym. Chociaż większość zginęła, bez nich II wojna zupełnie inaczej by wyglądała.
PAP: A co zaliczyłby Pan do największych słabości II Rzeczpospolitej?
Prof. Wojciech Roszkowski: Myślę, że słabością Polski międzywojennej była kwestia mniejszości narodowych, których większość polska nie potrafiła ani zasymilować, ani sprawić by były zadowolone z życia w Rzeczpospolitej. To dotyczy sporej części ludności żydowskiej, ale przede wszystkim Ukraińców. W II RP mieszkało prawie 3 mln Ukraińców z Galicji Wschodniej, z których część to byli zdemobilizowani żołnierze armii galicyjskiej zaangażowani w konflikt polsko-ukraiński z lat 1918-19. Tam była silna wrogość wobec państwa polskiego, która się potem ujawniła w 1939 r., zwłaszcza podczas tragedii na Wołyniu w czasie II wojny. To było też pokłosie tego ogromnego problemu z mniejszościami w II RP, z którym Polska pomimo prób sobie niestety nie poradziła.
PAP: Czy te problemy narodowościowe miały wpływ na stabilność międzywojennej Polski?
Prof. Wojciech Roszkowski: Niewątpliwie tak. Wspomnijmy choćby zamieszki polsko-żydowskie z lat 30., mówię zamieszki, bo młodzież żydowska też była czasami dość agresywna, ale oczywiście należy też pamiętać o zajściach typowo antysemickich. Jest też wspomniana kwestia rodzącego się nacjonalizmu ukraińskiego, którego dekalog pochodzi właśnie z lat 30. Z tego okresu datuje się również polska pacyfikacja Galicji Wschodniej. Także ten konflikt etniczny tlił się już wówczas dosyć poważnie. Jeszcze jedna rzecz, której II Rzeczpospolita nie potrafiła rozwiązać, bo była biednym krajem, to kwestia przeludnienia wsi i dużej masy ok. 3 mln chłopów małorolnych i bezrolnych, określanych jako "zbędna ludność rolnicza". Ich migracja ze wsi do miast ułatwiłaby gospodarkę rolną, jednak oni nie mieli gdzie odejść i stanowili pewne zarzewie niepokojów społecznych.
PAP: Jak ocenia Pan stan gospodarki tego okresu i poziom życia mieszkańców?
Prof. Wojciech Roszkowski: Cześć historyków jest zdania, że gospodarczo Polska międzywojenna była krajem stagnacji, opierając to na porównaniu m.in. poziomu produkcji przemysłowej między rokiem 1913 a 1938. Ja jednak jestem zdania, że ten miernik nie świadczy o rozwoju II RP, ale pokazuje jak bardzo dotknęła nas katastrofa wojenna. Natomiast porównując lata 1920 i 1938 mamy do czynienia z poważnym wzrostem, szybszym niż w Europie. Na poziom życia mieszkańców przekładał się on jednak dość powoli, bo liczba ludności rosła i dochód na głowę wzrastał wolniej niż wskaźniki ogólne. Było to związane także z faktem, że przyrost naturalny w Polsce należał wówczas do najszybszych w Europie. Jednak należy odnotować, że poprzez odbudowę gospodarki miała miejsce poprawa warunków życia związana np. z dostępem do wody czy żywności.
Generalnie uważam, że ten okres międzywojenny Polacy wykorzystali bardzo dobrze, jak na ówczesne warunki. Te 20 lat to okres intensywnej pracy pod kierunkiem kadr urzędniczych nastawionych bardzo propaństwowo w większości. Były oczywiście afery, ale wydaje się, że zaangażowanie elit politycznych w budowę państwa było jednak dużo bardziej autentyczne.
Prof. Roszkowski: Generalnie uważam, że okres międzywojenny Polacy wykorzystali bardzo dobrze, jak na ówczesne warunki. Te 20 lat to okres intensywnej pracy pod kierunkiem kadr urzędniczych nastawionych bardzo propaństwowo w większości. Były oczywiście afery, ale wydaje się, że zaangażowanie elit politycznych w budowę państwa było jednak dużo bardziej autentyczne.
PAP: Jak Pan ocenia zamach majowy?
Prof. Wojciech Roszkowski: To jedno z wydarzeń, które zawsze będą budziły kontrowersje. Nie mam tu jednolitego zdania. Z jednej strony jednak jestem zwolennikiem demokracji i obalenie konstytucyjnych władz budzi moją niechęć. Polska demokracja w 1926 r. miała jednak za sobą osiem lat szybko zmieniających się rządów, co nie było dla państwa zbyt korzystne. Rok 1926 to był też pierwszy zasadniczy zwrot w polityce III Rzeszy i ZSRR, które w kwietniu doszły do porozumienia groźnego dla Polski. Ostatecznie niczego złego to nie przyniosło, bo pod koniec lat 20. stosunki Berlin-Moskwa gwałtownie się pogorszyły, ale nad Polską zawisła pewna groźba. Dlatego zamach majowy należy widzieć w kategoriach stabilizacji wewnętrznej w obliczu zagrożenia zewnętrznego. Trudno powiedzieć, co by było bez tego przewrotu. Wyłoniła się wówczas elita rządząca, która może nie zawsze dawała najlepszych przywódców, ale państwo było suwerenne i się rozwijało.
PAP: A jaka była pozycja II Rzeczpospolitej na arenie międzynarodowej?
Prof. Wojciech Roszkowski: Do końca wojny polsko-bolszewickiej była nadal trudna. Potem w okresie pokoju w latach 1920-25 nastąpiła stabilizacja pozycji Polski, która oczywiście nadal była państwem młodym. Generalnie do paktu w Locarno ta sytuacja była stosunkowo niezła. Pakt osłabił pozycję polityczną Polski, ponieważ państwa zachodnie - Francja, Anglia i Włochy udzieliły gwarancji dla granic zachodnich Niemiec, a granicę wschodnią gwarantowała tylko Francja. To stwarzało asymetrię wskazującą Niemcom drogę do rewizji status quo, czyli zmieniło trochę układ wersalski. Do II połowy lat 30. Polska prowadziła politykę równowagi między Niemcami a ZSRR i mniej więcej do anschlussu Austrii była ona całkiem skuteczna. Natomiast potem bierność państw zachodnich sprawiła, że Hitler był coraz bardziej agresywny, żądał coraz więcej i ostatecznie zawarł układ ze Stalinem stanowiący podstawę rozbioru Polski.
PAP: Czy gdyby Piłsudski żył w 1939 r. historia mogłaby się potoczyć inaczej?
Prof. Wojciech Roszkowski: Ten wątek wielokrotnie wraca, czy Piłsudski poradziłby sobie w tym kryzysem. Obawiam się, że nie. Sytuacja pod jego rządami do 1935 r. była zupełnie inna. Polska sama była w stanie przeciwstawić się Niemcom, do 1933 r. mogliśmy z nimi wygrać. W 1935 r. być może byśmy się jeszcze oparli, cztery lata później zwłaszcza w obliczu ich porozumienia z Sowietami, klęska była nieunikniona. Więc Piłsudski gdyby żył w 1939 r. miałby zupełnie inną sytuację geopolityczną. Przez te cztery lata nasza sytuacja militarna znacząco się pogorszyła, przede wszystkim w obliczu ogromnej militaryzacji III Rzeszy i ZSRR.
Prof. Roszkowski: Czy można sobie wyobrazić inny finał II RP? To by wymagało paru zmian w historii, przede wszystkim innego nastawienia Francji i Anglii do III Rzeszy, być może także braku porozumienia sowiecko-niemieckiego, krótko mówiąc zmian w decyzjach politycznych, które były niezależne od Polski. Bo same decyzje polskich władz - lepsze lub gorsze - jednak niewiele mogły zmienić.
PAP: Jak Pan ocenia postawę elit politycznych po śmierci Piłsudskiego?
Prof. Wojciech Roszkowski: Nie jestem tu jakoś nadmiernie surowy. Sanacja II połowy lat 30. to nie jest jakiś obraz bardzo budujący, ale myślę, że też nie należy do niej podchodzić zbyt krytycznie, bo inne rządy w sytuacji, kiedy Polska była jednak krajem wielokrotnie słabszym od Niemiec, wiele by nie zdziałały. Nie jestem więc bardzo krytyczny, choć oczywiście w 1939 r. Rydz-Śmigły popełnił błędy wycofując się zbyt szybko w Warszawie czy tracąc może sprawność dowodzenia nad całą armią. Ale np. przekroczenie granicy rumuńskiej uważam za raczej pozytywne, ponieważ dzięki temu przywódcy polscy nie dostali się do niewoli sowieckiej i nie zginęli w łagrach.
PAP: Chociaż mija już 70 lat wiele osób wciąż zadaje sobie pytanie czy mogło się stać inaczej, czy II RP mogła przetrwać?
Prof. Wojciech Roszkowski: Dla każdego historyka pisanie historii alternatywnej jest dość trudne, jednak pytanie to w tym kontekście wydaje się jednak zasadne, ponieważ oceniać decyzje polityczne można właściwie tylko myśląc o alternatywnym scenariuszu. Czy można sobie wyobrazić inny finał II RP? To by wymagało paru zmian w historii, przede wszystkim innego nastawienia Francji i Anglii do III Rzeszy, być może także braku porozumienia sowiecko-niemieckiego, krótko mówiąc zmian w decyzjach politycznych, które były niezależne od Polski.
Bo same decyzje polskich władz - lepsze lub gorsze - jednak niewiele mogły zmienić. Zabrakło nam bowiem realnych sojuszników na zachodzie, ponieważ formalnie sojusze były przecież podpisane. Krótko mówiąc ten inny scenariusz dla Polski wymagałby zmiany scenariusza brytyjskiego i francuskiego. Nigdy się jednak nie dowiemy czy to by coś zmieniło.
Anna Kondek-Dyoniziak (PAP)
akn