
Dotychczasowym osiemnastu edycjom Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, jednej z najbardziej liczących się imprez muzycznych na świecie i w Polsce, towarzyszą wielkie emocje. Współtworzą je pianiści, jurorzy, publiczność.
Konkurs popularyzuje muzykę Chopina, odkrywa wielkie talenty pianistyczne, zapewnia młodym muzykom międzynarodową karierę. Bywa, że podczas kolejnych etapów przesłuchań, a zwłaszcza finałów panuje elektryzująca, napięta atmosfera, mająca niekiedy nawet posmak skandalu czy buntu.
Na tym tle trwające właśnie finały XIX Konkursu Chopinowskiego, którego poziom został uznany za bardzo wysoki, przebiegają w spokojnej aurze i akceptacji dla werdyktu jury, które do końcowych rozgrywek wybrało jedenastu wybitnych przedstawicieli młodej pianistyki.
Nie zawsze tak było, chociaż dwa pierwsze Konkursy Chopinowskie w Warszawie w roku 1927 i 1932 przebiegały w spokojnej atmosferze skoncentrowania się na uruchomieniu, rozbiegu tej wielkiej międzynarodowej imprezy. Ale konkurs w roku 1937 „pełen rozmachu i blasku” wibrował już emocjami.
- Warszawiacy są społeczeństwem burzliwym i bojowym, nawykłym do zrywów powstańczych, a z powodu Chopina grożą Warszawie dodatkowe powstania muzyczne” – charakteryzował melomanów Jerzy Waldorff w swojej książce „Grze o wszystko. Rzecz o Konkursach Chopinowskich”.
- W roku 1937, kiedy ostatni finalista wykonał swój program, publiczność na sali czekała zwartym tłumem do godz. 2.30 w nocy na werdykt jury, tymczasem oglądając puszczony dla niej film o Schubercie „Niedokończona Symfonia” z Martą Eggerth. Kiedy zaś werdykt ogłoszono i ujawniło się, że wśród nagrodzonych nie ma faworytki audytorium ślicznej w kimonie występującej Japonki Chieko Hary (…) ludzie w audytorium urządzili straszna awanturę, że jurorów i sale przed najgorszymi konsekwencjami uratował dopiero obecny wśród słuchaczy bogaty przemysłowiec Stanisław Meyer, który czym prędzej – na miejscu – ufundował dla pokrzywdzonej dziewczyny „nagrodę publiczności” i w ten sposób burza została zażegnana – wspominał Jerzy Waldorff.
To fundowanie nagród „na gorąco” stało się dość częstym zjawiskiem. Publiczność zawiedziona decyzjami konkursowego jury potrafiła żarliwie stawać w obronie swego skrzywdzonego faworyta lub faworytki. I właśnie, aby uspokoić nastroje, zapobiec rewolcie publiczności ustanawiano dodatkowe nagrody.
Tak się też stało podczas V Konkursu Chopinowskiego w roku 1955. Pierwsza nagroda przypadła polskiemu pianiście Adamowi Harasiewiczowi - późniejszemu wielokrotnemu jurorowi konkursu. Warszawska publiczność była dumna ze zwycięstwa Polaka, jednakże dała wyraz swemu rozczarowaniu, że tylko IV nagroda przypadła pianiście z Francji – Bernardowi Ringeissenowi. A właśnie tego pianistę pokochali słuchacze. Dodatkowej nagrody dla Francuza nie ustanowiono, ale rozżaleni werdyktem jury melomani zgotowali Ringeissenowi osobliwe pożegnanie – kiedy smutny wsiadł wraz z matką do samochodu, opuszczając filharmonię, entuzjastycznie nastawiony tłum zaczął podrzucać auto do góry.
V Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina w 1955 r. w Warszawie wygrał Polak Adam Harasiewicz, który na zdjęciu odbiera nagrodę z rąk przewodniczącego jury prof. Zbigniewa Drzewieckiego. Fot. CAF- Jerzy Baranowski
W VI Konkursie Chopinowskim w roku 1960, co prawda I nagroda została przyznana przez jurorów, zgodnie z życzeniami publiczności, dziewiętnastoletniemu pianiście z Włoch Maurizio Polliniemu, to jednak słuchacze uznali, że nie wszystko jest w porządku z werdyktem i „rzucono się do obrony następnego pokrzywdzonego dziesiątym dopiero wyróżnieniem bardzo efektownie grającego Meksykanina – Michela Blocka.
I wtedy sytuację załagodził Artur Rubinstein, który przyznał Blockowi nadzwyczajną premię hors concours. Ponieważ młody pianista z Meksyku miał rudą czuprynę, podobnie jak w młodości Rubinstein, natychmiast rozpuszczono ploteczki o bliskim pokrewieństwie pomiędzy mistrzem Rubinsteinem i meksykańskim pianistą.
Także w tym konkursie Witold Małcużyński ufundował własną nagrodę dla najlepszego Polaka w turnieju – dla Jerzego Godziszewskiego, który oficjalnie był laureatem drugiego spośród sześciu wyróżnień. Godziszewski rozwinął swój talent, zostając wybitnym interpretatorem, ale nie Chopina, lecz Debussy’ego, Szymanowskiego, Prokofiewa.
Żaden z wcześniejszych konkursów nie miał tak licznej publiczności jak ten z 1960 roku. Podczas przesłuchań cała sala Filharmonii była wypełniona po brzegi – słuchacze stali nawet w podwójnym rzędzie pod ścianami.
- W czasie rozgrywek finałowych przybrało to charakter szturmu do twierdzy, na której murach bronili się z rozpaczą filharmonijni woźni. Pewnego wieczora tłum sforsował środkowe drzwi foyer z parteru i wtargnął przemocą na salę” - relacjonował Waldorff. Efektem naporu melomanów była decyzja o oddzieleniu szatni od wejścia z ulicy bardzo ozdobną, mocną metalową kratą.
Mimo intryg i zamieszek VI Konkurs Chopinowski został uznany za wielką imprezę i „otoczony aureolą niezapomnianych przeżyć” – według Waldorffa – dostał się do historii. Podobnie zresztą jak kolejne chopinowskie turnieje.
Warszawa, 1960 r. VI Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. Konferecja prasowa w Grand Hotelu. Na zdjęciu: Artur Rubinstein. Fot. PAP/CAF/Piotr Barącz
A kiedy w 1965 roku w VII Konkursie Chopinowskim najwyższy laur – I nagrodę i wiele innych, zdobywała Martha Argerich z Argentyny, nazwana „czarna panterą fortepianu”, ulubienica urzeczonej jej grą i urodą publiczności, wybuchł poważny konflikt między jurorami a środowiskiem krytyków muzycznych.
Gwałtowne różnice zdań, nie dotyczyły jednak laureatki, lecz młodych muzyków. Ponieważ spór przybierał na sile, krytycy postanowili ufundować własne wyróżnienie; nazwali je „Nagrodą Specjalną Polskich Krytyków Muzycznych dla niezwykłych młodych talentów, które zabłysły na estradzie Konkursu Chopinowskiego, Warszawa 1965”.
I tak w warszawskim środowisku muzycznym VII Konkurs Chopinowski został zapamiętany, jako wielkie zwycięstwo Marthy Argerich z jednej strony, z drugiej jako „bunt krytyków”. Konflikt przeczył tezie, że muzyka łagodzi obyczaje. Nie łagodziła. Jerzy Waldorff, który w roku 1959 organizował sekcję krytyków w ramach Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków, podczas zjazdu tej instytucji rzucił na stół swoją legitymację i już do stowarzyszenia nigdy nie powrócił.
Krytycy pogodzili się z jurorami podczas VIII Konkursu Chopinowskiego w 1970 r. – zgodnie przyznając, że okazał się triumfem szkoły amerykańskiej i podkreślając zwycięstwo Garricka Ohlssona. Był to też historyczny sukces pianistyki japońskiej: II miejsce przypadło budzącej powszechną sympatię Mitsuko Uchidzie, a wyróżnieniem uhonorowano Ikuko Endo.
Wielkim zwycięzcą IX Konkursu Chopinowskiego w 1975 roku był osiemnastoletni Krystian Zimerman, któremu przypadły niemal wszystkie nagrody; Grand prix, czyli I nagroda i złoty medal oraz nagrody za najlepsze wykonanie mazurków, poloneza i sonaty a także Nagroda za interpretację sonaty im. Zbigniewa Drzewieckiego ustanowili uczniowie profesora, laureaci Konkursów Chopinowskich.
Warszawa, 29.10.1975 r. Zwycięzca IX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina - Krystian Zimerman otrzymuje nagrodę z rąk dyrektora konkursu chopinowskiego Wiktora Weinbauma. Fot. PAP/CAF/Marian Sokołowski
Jednak pozostałe oceny jury nie zgadzały się z odczuciami i sympatiami publiczności. I tym razem były to drastyczne różnice. Doszło do tego, że zakwalifikowana przez jury do finału znakomita pianistka Elżbieta Tarnawska z tego finału zrezygnowała, bo tak ją zniechęcili „melomani”, którzy chcieli widzieć w finale Amerykanów, a przede wszystkim Williama Wolframa.
Prawdziwa burza wybuchła podczas X Konkursu Chopinowskiego w roku 1980, i to jeszcze przed finałami. Jury nie dopuściło do finału ulubieńca publiczności młodego Jugosłowianina Yvo Pogorelicia. - Bardzo przystojny, takie modne pół chłopca, pół dziewczyny, ale przy fortepianie cały tygrys!” – pisał Jerzy Waldorff. Wielką rzeczniczką tego pianisty była uczestnicząca w obradach jury Martha Argerich. Według jurorów interpretacje Pogorelicia były zbyt kontrowersyjne, zanadto odbiegały od kanonu wykonawczego i podobno pianiście zdarzały się błędy nutowe. Argerich zabiegała o przedyskutowanie sytuacji Pogorelicia, jednak do tego nie doszło. Argerich wówczas gwałtownie ustąpiła z grona jurorów, a potem długo gniewała się na Warszawę.
Ivo Pogorelić. Fot. PAP/CAF/Zbigniew Matuszewski
Pogorelić, mimo że przepadł w konkursie, to wyjeżdżał z Warszawy z wieloma zaproszeniami na koncerty w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Tak rozpoczęła się kariera tego oryginalnego pianisty, „bożyszcza warszawskiej publiczności” w roku 1980. Zwycięzcą został wówczas „bardzo inteligentny i subtelny o ślicznej, perlistej technice dwudziestodwuletni Wietnamczyk – Dang Thai So’n. Ale to przez przypadek Pogorelicia konkurs z 1980 r. zapamiętany został jako najbardziej dramatyczny z dotychczasowych.
W XI Konkursie Chopinowskim „po Pogoreliciu” jak też po Solidarności, środowisko muzyczne oczekiwało zmian, ale te nie nastąpiły. Była połowa lat osiemdziesiątych i konkurs odbywał się „w smucie i szaroburym, siermiężnym klimacie schyłkowego PRL-u” – pisał Jacek Hawryluk.
A ponadto prof. Jan Ekier, który po raz pierwszy został przewodniczącym jury, był zwolennikiem arytmetyki i solennego przeliczania punktów, dyskusji nie przewidywał, słowo „reforma” w odniesieniu do konkursu go raziło. Ocenianie w skali od 1 do 25, bez możliwości głosowania i dyskusji preferowało poprawnych, ale nie wybitnych pianistów. „Osobowości i postaci kontrowersyjne – jak zaznaczył Jacek Hawryluk – lądowały poza burtą”.
Zjawiskiem bez precedensu był fakt, że konkurs nie wyłonił zwycięzcy!
Po raz pierwszy w historii konkursu jury pod przewodnictwem prof. Jana Ekiera, nie przyznało I nagrody i w związku z tym nikt nie otrzymał 20 milionów złotych, bo na tyle opiewała kwota za zwycięstwo.
Jury również nie przyznało nagrody za wykonanie mazurków.
- Na młodych chopinistów wylano kubeł zimnej wody. Po co przyjeżdżać do Warszawy, skoro główna nagroda nie jest przyznawana? – zastanawiano się po XIII Konkursie, kiedy nagrody głównej nie wręczono już po raz drugi. Fakt ten zaniepokoił środowisko muzyczne i bulwersował publiczność. Obawiano się, że takie decyzje jury paradoksalnie mogą wpłynąć na obniżenie prestiżu turnieju chopinowskiego, a ponadto zniechęcić młodych pianistów, specjalizujących się w muzyce Chopina do zgłaszania się do konkursu w Warszawie.
Nie sprzyjało dobrej, klarownej atmosferze wydarzenie, które miało miejsce podczas XIV Konkursu Chopinowskiego. 24-osobowe jury, któremu przewodniczył po raz pierwszy prof. Andrzej Jasiński nadal pracowało nad najbardziej solennymi kryteriami oceny pianistów. Jurorzy o przejściu pianisty do kolejnego etapu przesłuchań głosowali na „tak” lub „nie” a jednocześnie przyznawali punkty. Jednak wywoływało to pewne zamieszanie, np. rumuńska pianistka Mihaela Ursuleasa najpierw się dostała do finału na szóstym miejscu, a potem po przeliczeniu punktów „wypadła” z finałowej listy.
Podczas piętnastej edycji konkursu w 2005 r. osiemnastoletni Polak Rafał Blechacz zdobył wszystko – grand prix, czyli I nagrodę główną, i uhonorowano go złotym medalem oraz kwotą w wysokości 25 tysięcy dolarów. Przewaga Rafała Blechacza, który studiował u kilkukrotnej członkini jury prof. Katarzyny Popowej-Zydroń w Bydgoszczy, była tak znaczna, że jury nie przyznało II nagrody, a III nagrodę otrzymali dwaj bracia z Korei Południowej: Lim Dong-hyek oraz Lim Dong-min.
Filharmonia Narodowa. XV Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Zwycięzca konkursu Rafał Blechacz. Fot. PAP/Andrzej Rybczyński
Zasadą konkursu było, że jurorzy nie mogli głosować na swoich uczniów, ale mogli głosować na uczniów kolegów… – co wytykali w komentarzach dziennikarze.
- Szok i niedowierzanie nastąpiły, gdy jury ogłosiło werdykt XVI konkursu. We foyer Filharmonii Narodowej zapanowała konsternacja – tak Jacek Hawryluk wspomina zwycięstwo Rosjanki Julianny Awdiejewej. Było to całkowitym zaskoczeniem dla obserwatorów konkursu, krytyków, publiczności i w pewnej mierze dla samej pianistki. Znowu zaczęto mówić o skandalu, bodajże większym niż w przypadku Pogorelicia w 1980 r.
Finały i wyniki XVII I XVIII Konkursu Chopinowskiego w zasadzie przyniosły tylko miłe wrażenia; nie było żadnych burz. Ulubieńcem publiczności był, bez wątpienia, laureat Konkursu Koreańczyk Cho Seong-Jin, który na estradzie z wdziękiem i swobodą czarował swoją perfekcyjną grą. Pierwszy w historii Koreańczyk, który stanął na najwyższym podium konkursu został też wyróżniony za najlepsze wykonanie poloneza. Serca słuchaczy skradł również Kanadyjczyk Charles Richard-Hamelin. Taki trochę „chłopak z sąsiedztwa” miło uśmiechnięty, na luzie, był z jednej strony twardym zawodnikiem, z drugiej pokazał pełną uroku pianistykę. Charles Richard-Hamelin nie wygrał w kategorii koncertu, ale za to za Sonatę otrzymał nagrodę Krystiana Zimermana. Bardzo się też podobała Amerykanka Kate Liu, filigranowa pianistka. Jej styl opisywany jako liryczny, technicznie finezyjny i poetycki, charakteryzujący się głęboką wrażliwością muzyczną i umiejętnością nadawania „poezji każdej nuty”. Nic dziwnego, że bywalcy konkursu ją pokochali.
Pandemia miała wpływ na terminy eliminacji i do pewnego stopnia na atmosferę XVIII Konkursu. Ale zarówno finały, jak i wyniki konkursu były wspaniałe. Zwyciężył Bruce Liu, który został doceniony za styl swojej biegłej gry. To mistrz, wyrafinowany wirtuoz, ujmujący słuchaczy głębokim liryzmem - zachwycali się krytycy muzyczni. W jego interpretacjach Chopina dostrzegano połączenie europejskiego wyrafinowania z północnoamerykańskim dynamizmem, a także pewnym wpływem kultury chińskiej.
Żadne jednak trudy i cienie wyczerpującego maratonu pianistycznego, żadna wojna nerwów nie przyćmiewają blasku jednego z najbardziej prestiżowych konkursów muzycznych. I co ważne, zwycięstwo w Konkursie Chopinowskim otwiera przed utalentowanymi młodymi pianistami światową karierę i sławę.
Organizatorem konkursu, który trwa do 23 października 2025 r., jest Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Polska Agencja Prasowa jest partnerem medialnym XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Anna Bernat
abe/ dki/