Album „Warszawski modernizm” Michała Łukasika ukazał się nakładem wydawnictwa OsnoVa
Prezentuję budynki, z których wiele fotografowanych było pierwszy raz od 1939 r. Chciałbym aby przez ten album postrzegano Warszawę jako miasto europejskiego modernizmu - mówi PAP Michał Łukasik, fotograf, pracownik naukowy Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, autor albumu „Warszawski modernizm”.
Łukasik podąża szlakiem przykładów architektonicznego modernizmu, które przetrwały wojenną pożogę. Fotografuje budynki, klatki schodowe, detale architektoniczne gmachów na Mokotowie, Ochocie, Żoliborzu, przedstawiając historię przedwojennego modernizmu w stolicy. Swoje prace artysta prezentował podczas wystawy „Modernizm: Architektura Polski i Włoch 1918-1943” w Instytucie Kultury Włoskiej w Warszawie i Krakowie. Jego opowieść o warszawskim modernizmie uzupełniają eseje Jarosława Trybusia oraz Aleksandry Boćkowskiej.
- Przyjechałem do Warszawy zafascynowany tym miastem i jego architekturą. Miłość do modernizmu natomiast wzięła się z wieloletniej pasji do starego kina i stylu art deco. Estetyka przedwojennej Warszawy wciąż zachwyca. Miasto nazywane bywało nawet, nieco przesadnie, „Paryżem Północy”, ale Warszawa na starych fotografiach rzeczywiście była piękna. Po pierwszej wojnie światowej przeżywała okres rozkwitu. Inspirowałem się pracą Czesława Olszewskiego, jednego z głównych fotografów tamtych czasów. Doskonale rozumiał architekturę i wiedział jak ją dobrze fotografować - powiedział fotograf w rozmowie z PAP. - Gdy cztery lata temu wpadłem na pomysł zrealizowania tego projektu, zakładałem, że międzywojennych budynków w Warszawie będzie około setki. Lista wciąż się rozrastała. Przestałem dodawać do niej kolejne, gdy sfotografowałem już ponad 600. W albumie znalazło się prawie 200 zdjęć 63 budynków.
Wraz z kuratorem publikacji Jarosławem Trybusiem stwierdziliśmy, że skupimy się na tym czystym modernizmie, rezygnując z nurtów wcześniejszych - zaznaczył.
W latach 30. Olszewski - którego dorobek przypomniał w 2022 r. stołeczny Dom Spotkań Historią wystawą „Miastowidzenie. Fotografia Czesława Olszewskiego” - współpracował z pismami „Architektura i Budownictwo” i „Arkady”, dokumentował nowoczesne budownictwo stolicy, wnętrza sklepów, budynków użyteczności publicznej: ministerstw, urzędów pocztowych, szkół czy szpitali. „Był uważnym obserwatorem, wyczulonym na formę przedmiotu, fakturę powierzchni, grę światła, wydobywaną w niuansach czarni i bieli” - oceniała historyczka i krytyczka sztuki Marta Leśniakowska, kuratorka wystawy w DSH.
- Poszedłem jego tropem. Chciałem odnieść się do tamtej estetyki, jednak bez powielania pracy Olszewskiego i innych fotografów. Moje zdjęcia także są czarno-białe. Pokazałem tamte budynki w nowym świetle, z innej perspektywy, wydobywając je z tkanki miejskiej. To bardzo fotogeniczna architektura. Pozornie prosta, zawiera mnóstwo detali, grę faktur. Te budynki były stworzone z fantastycznych i bardzo wysokiej jakości materiałów, okładzin z piaskowca czy marmuru. Dzięki nim te budynki świetnie „grały” ze światłem. Inaczej wyglądają w dzień pochmurny, inaczej w słoneczny czy przy zachodzie słońca. W niektóre miejsca wracałem o różnych porach dnia i różnych porach roku. Aż w końcu znalazłem najwłaściwsze światło - tłumaczył Łukasik.
Fotograf dodał, że poznał syna słynnego artysty, prof. Andrzeja Olszewskiego. - Potrafi opowiadać o sztuce i architekturze w pasjonujący sposób, rozumie ją także od strony fotografii. Jeszcze pod koniec lat 30. jako mały chłopiec, pozował ojcu do fotografii, będącej reklamą LOT. Był świadkiem historii, na własne oczy widział jak te budynki powstawały. Dla mnie był to zarówno ogromny zaszczyt, ale także rodzaj pomostu, łączącego mnie z Czesławem Olszewskim i tamtą architekturą - zauważył.
Jak przyznał, wyzwanie stanowiło odpowiednie zaprezentowanie architektury, współcześnie zakrytej przez oklejające budynki reklamy, plakaty, zaparkowane przed gmachami samochody. - Szukałem takich perspektyw, by uniknąć tego wizualnego zaśmiecenia. Spacerując wokół budynku możemy coś ominąć, obejść, kiedy zatrzymujemy coś w kadrze, musimy liczyć się z tym, że każdy element może przyciągnąć uwagę. Odciągającym uwagę czynnikiem jest także kolor. Zrezygnowałem z niego, by podkreślić kompozycję tych budynków. Często fotografowałem z wysokości, musiałem wcześniej ubiegać się o pozwolenia, by robić zdjęcia z okien lub dachów biurowców. Budynki modernistyczne z pewnej wysokości nabierają innego wyrazu: na ulicy mamy parking, samochody, reklamy, zasłaniające budynki drzewa - tłumaczył.
- Budynki powstałe w dwudziestoleciu wojennym reprezentowały wiele nurtów architektury. Po pierwszej wojnie światowej budowano, stylizując na polskie dworki w zgeometryzowanej formie - chodziło o odniesienie do stylu narodowego. Polska odzyskała niepodległość, architekci chcieli w ten sposób podkreślać polskość, był to tak zwany klasycyzm akademicki. Mamy jego przykłady choćby na Żoliborzu i Starej Ochocie czy budynek Sejmu. W tym stylu budowano także dworce kolejowe. W drugiej połowie lat 20. do głosu doszła awangarda i środowiska artystyczne. W Niemczech był Bauhaus, w Rosji - konstruktywizm, we Włoszech - futuryzm, a w Holandii - De Stijl. Polscy architekci studiowali za granicą, gdy wracali do kraju, powoli wprowadzali te nowe koncepcje. Modernizm był trendem światowym. Polska także chciała być postrzegana jako państwo nowoczesne o silnej, wyrazistej identyfikacji wizualnej.
Ocenił także, że jednym z atutów publikacji jest to, „że prezentuje budynki modernistyczne, z których wiele fotografowanych było pierwszy raz od 1939 r.”. - PRL nie był szczególnie przychylny modernizmowi, ta architektura była trochę zapomniana, lekceważona, wiele budynków ucierpiało już po wojnie, z zaniedbania czy z powodu wprowadzanych zmian, jak ocieplenie, niszczące pierwotne projekty elewacji. Były też budynki, które fotografowałem jako pierwszy, a przynajmniej nie zachowała się ich przedwojenna dokumentacja - zauważył.
- Niezwykle cenne w albumie są także podpisy budynków autorstw Jarosława Trybusia (historyka sztuki, wicedyrektora Zamku Królewskiego). W jego eseju możemy także lepiej zrozumieć kontekst historyczny i ówczesną sytuację polityczno-gospodarczą Warszawy. Z kolei Aleksandra Boćkowska (dziennikarka i reporterka), opisuje budynki z perspektywy dzisiejszych czasów. Rozmawia o użytkowaniu i pielęgnowaniu oryginalnego charakteru obiektów, które przetrwały wojnę do dzisiaj - dodał.
Album „Warszawski modernizm” Michała Łukasika ukazał się nakładem wydawnictwa OsnoVa. (PAP)
pj/ dki/

