Przed 25. rocznicą upadku muru berlińskiego w Niemczech po raz kolejny wybuchł spór o ocenę b. NRD. Szef klubu parlamentarnego Lewicy Gregor Gysi zaprotestował przeciwko nazywaniu NRD "państwem bezprawia". CSU mówi o policzku wymierzonym ofiarom reżimu.
"Jeżeli jakieś państwo nie jest państwem prawa, to wcale nie znaczy, że można je automatycznie nazywać państwem bezprawia" - powiedział Gysi we wtorek w Berlinie.
Najpopularniejszy polityk postkomunistycznej Lewicy wyjaśnił, że uznanie NRD za państwo bezprawia oznaczałoby, "iż przyznajemy trzem mocarstwom zachodnim (USA, Wielka Brytania i Francja) prawo do utworzenia po wojnie RFN, a równocześnie odmawiamy Związkowi Radzieckiemu prawa do reakcji na ten krok, czyli do utworzenia NRD". Jak zaznaczył, wobec 20 mln zabitych w ZSRR w II wojnie światowej to prawo nie podlega dyskusji. Równocześnie Gysi przyznał, że w NRD dochodziło do łamania prawa i że ofiarom bezprawia należy się zadośćuczynienie.
Najpopularniejszy polityk postkomunistycznej Lewicy wyjaśnił, że uznanie NRD za państwo bezprawia oznaczałoby, "iż przyznajemy trzem mocarstwom zachodnim prawo do utworzenia po wojnie RFN, a równocześnie odmawiamy Związkowi Radzieckiemu prawa do reakcji na ten krok, czyli do utworzenia NRD". Jak zaznaczył, wobec 20 mln zabitych w ZSRR w II wojnie światowej to prawo nie podlega dyskusji.
Wypowiedź Gysiego była reakcją na oświadczenie podpisane przez przedstawicieli Lewicy, SPD i Zielonych w Turyngii prowadzących negocjacje w sprawie utworzenia wspólnego rządu w tym wschodnioniemieckim kraju związkowym. W dokumencie "Godność człowieka jest nienaruszalna" trzy partie oceniły NRD jako państwo bezprawia ze względu na samowolę komunistycznych polityków i brak wolnych wyborów.
Odcięcie się Lewicy od enerdowskiej przeszłości jest dla pozostałych partii warunkiem powstania przyszłej koalicji w Turyngii. Lewicy bardzo zależy na powodzeniu rozmów, gdyż w przypadku ich sfinalizowania jej kandydat Bodo Ramelow zostałby premierem landu. Byłby to pierwszy taki przypadek w historii zjednoczonych Niemiec po 1990 roku.
Na słowa Gysiego jako pierwsza zareagowała bawarska CSU. "Gysi wymierzył policzek wszystkim ofiarom zbrodni popełnionych przez SED (Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec)" - powiedział sekretarz generalny CSU Andreas Scheuer. "Nie pozwolimy na to, by Lewica pisała na nowo historię i wybielała władców SED mających na sumieniu rozkaz strzelania do uciekinierów i inwigilację obywateli" - powiedział bawarski polityk.
Partia Gysiego powstała na przełomie lat 1989/1990 z SED na fali demokratycznych przemian po ustąpieniu najbardziej skompromitowanych funkcjonariuszy komunistycznych z Erichem Honeckerem na czele. Ugrupowanie zmieniło nazwę na Partia Demokratycznego Socjalizmu (PDS). Po połączeniu z byłymi działaczami SPD, rozczarowanymi do ich zdaniem zbyt liberalnej polityki ówczesnego kanclerza Gerharda Schroedera (1998-2005), partia przemianowała się po raz kolejny - na Lewicę (Die Linke). Postkomuniści uczestniczyli wielokrotnie we władzy na poziomie landów - zawsze jako mniejszy koalicjant. W Turyngii mają po raz pierwszy szansę na stanowisko premiera.
Politycy Lewicy spekulują o koalicji z SPD i Zielonymi na poziomie całego kraju po wyborach w 2017 roku, co pozwoliłoby na odsunięcie od władzy chadeków Angeli Merkel. Między tymi partiami istnieje wiele punktów zbieżnych w polityce wewnętrznej. Przeszkodą jest natomiast polityka zagraniczna ze względu na postulat Lewicy wyjścia z NATO, wycofania wszystkich żołnierzy z misji zagranicznych, a także postawę prorosyjską.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/