W Jedwabnem uczczono w czwartek pamięć Żydów zamordowanych w tej miejscowości 73 lata temu. Przy pomniku odsłoniętym w 60. rocznicę zbrodni spotkało się ponad 100 osób.
Pomnik stoi w miejscu stodoły, gdzie 10 lipca 1941 r. spalono Żydów. Stanął 10 lipca 2001 r. Za zbrodnię przeprosił wtedy ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski. Toczyła się wówczas szeroka dyskusja o relacjach polsko-żydowskich wywołana książką Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi", w której napisał, że mordu Żydów w Jedwabnem dokonali ich polscy sąsiedzi.
W czwartek, w 73. rocznicę tamtych wydarzeń, przy pomniku spotkali się m.in. przedstawiciele: środowisk żydowskich z Polski i Białorusi, ministerstwa kultury, Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, wojewody podlaskiego, IPN-u. Obecni byli dyrektorzy biur podlaskiego posła PO Roberta Tyszkiewicza i niezależnego senatora Włodzimierza Cimoszewicza.
Przewodnicząca zarządu warszawskiej żydowskiej gminy wyznaniowej Anna Chipczyńska powiedziała, że przez wiele dziesiątków lat ofiary mordu "nie były pamiętane, nie były opłakane". "Teraz opłakujemy i pamiętamy. I to, co się wydarzyło w 1941 roku nadal wzbudza w nas ból i zgrozę. To okrucieństwo ścigania, mordowania, palenia jest czymś, o czym nam wszystkim trudno zapomnieć. Ten ból nadal jest i on ma prawo być” - mówiła.
Przybyli przedstawiciele organizacji społecznych z różnych miast, jak też osoby prywatne. Był również przyjeżdżający od lat do Jedwabnego ksiądz Wojciech Lemański. Natomiast po raz pierwszy na obchody przyjechała zorganizowana grupa ok. 40 parafian z Jasienicy, w której ks. Lemański był proboszczem. Nie przyszli, tak jak w latach ubiegłych, mieszkańcy Jedwabnego.
Po hebrajsku zabrzmiały psalm i modlitwa za zmarłych odmawiana przez rabina Michaela Schudricha, po polsku poprowadził ją ks. Lemański. Odczytano imiona i nazwiska około trzystu żydowskich mieszkańców przedwojennego Jedwabnego. Zaczerpnięto je z książki Anny Bikont "My z Jedwabnego".
Przewodnicząca zarządu warszawskiej żydowskiej gminy wyznaniowej Anna Chipczyńska powiedziała, że przez wiele dziesiątków lat ofiary mordu "nie były pamiętane, nie były opłakane". "Teraz opłakujemy i pamiętamy. I to, co się wydarzyło w 1941 roku nadal wzbudza w nas ból i zgrozę. To okrucieństwo ścigania, mordowania, palenia jest czymś, o czym nam wszystkim trudno zapomnieć. Ten ból nadal jest i on ma prawo być” - mówiła. "Jesteśmy tu, żeby żałować razem, pamiętać razem i modlić się razem" - podkreślał Schudrich.
Na pomniku złożono kamienie, które kilka tygodni temu środowiska narodowców przesłały do biura posła PO Roberta Tyszkiewicza w Białymstoku w ramach ich ogólnopolskiej akcji sprzeciwu wobec rządu. Dyrektor biura posła Anna Mierzyńska powiedziała PAP, że chodziło o to, by te kamienie przyniesione do biura jako symbol "nienawiści" zmieniły swoje znaczenie. Kamyki spontanicznie kładziono na pomnik - zgodne z żydowską tradycją upamiętniania zmarłych.
Uczestnicy rocznicowych obchodów w Jedwabnem mówią co roku, że mają nadzieję na zmianę relacji ze społecznością Jedwabnego. Ks. Lemański mówił, że wraz z parafianami z Jasienicy modlił się w czwartek w kościele w Jedwabnem. Mówił, że "drzwi był otwarte" i wyraził nadzieję, że "może w kolejnych latach ktoś w tym kościele będzie na nich czekał".
W Jedwabnem była Alicja Schnepf odznaczona medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata za ratowanie Żydów. O zbrodni sprzed 73 lat powiedziała PAP, że „niestety obciąża to wszystkich Polaków". "Każdy powinien przyjechać w te miejsca kaźni, każdy powinien czuć się odpowiedzialny, ażeby nigdy nie miało to miejsca w przyszłości” - powiedziała. Dodała, że bardzo ważne jest, aby przekazywać wiedzę o takich nieszczęściach dalej jako „straszne memento naszej historii”.
Według ustaleń kilkuletniego śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem doszło do masowego zabójstwa blisko 340 obywateli polskich narodowości żydowskiej. IPN przyjął, że to polska ludność miała w tej zbrodni - jak to określono - "rolę decydującą", ale "można założyć", że jej inspiratorami byli Niemcy.
Żydów najpierw zgromadzono na miejskim rynku. Grupę mężczyzn zmuszono do rozbicia pomnika Lenina, który stał poza rynkiem na skwerku, znajdującym się przy drodze wiodącej w kierunku Wizny. Następnie, około południa, Żydom kazano dźwigać fragment rozbitego popiersia na rynek, a stamtąd zanieść do stodoły na skraju miasteczka, na drewnianych noszach. Grupa ta mogła liczyć około 40-50 osób.
Ofiary z tej grupy zgładzono w nieustalony sposób, a ciała wrzucono do grobu wykopanego wewnątrz stodoły. Na zwłoki w grobie wrzucono części rozbitego popiersia Lenina. Potem grupę co najmniej 300 osób, kobiet i mężczyzn w różnym wieku, po zamknięciu we wnętrzu stodoły, spalono żywcem, przy czym - jak podawał IPN - "dokonywano uprzednio także pojedynczych zabójstw w bliżej nieustalonych okolicznościach".
W ocenie IPN, zbrodnia została dokonana z niemieckiej inspiracji (liczni przesłuchani świadkowie wskazali na przybyłych w tym dniu do Jedwabnego umundurowanych Niemców), ale - jak podawał Instytut w komunikacie o końcowych ustaleniach śledztwa, wydanym w lipcu 2002 roku - jej wykonawcami było co najmniej czterdziestu polskich mieszkańców Jedwabnego i okolic.
Śledztwo IPN było umorzone, bo nie udało się wykryć innych żyjących sprawców niż ci, którzy byli za to osądzeni przez polski wymiar sprawiedliwości. (PAP)
kow/ swi/ abe/ jbr/