Na Winstona Churchilla trzeba spojrzeć w zestawieniu z innymi politykami nie tylko jego czasu – powiedział PAP prof. David Cesarani z Royal Holloway College. 24 stycznia przypada 50. rocznica śmierci Churchilla - dwukrotnego premiera Wlk. Brytanii.
"Churchill przynależy do zupełnie innej ligi polityków niż współcześni mu Neville Chamberlain (premier 1937-40) czy Lord Halifax (minister spraw zagranicznych 1938-40, jeden z architektów polityki ustępstw wobec Adolfa Hitlera). Jeśli porównać go z politykami, którzy przyszli po nim, to widać, że nikt nie miał jego doświadczenia nie tylko politycznego ale i życiowego" – uważa Cesarani.
Churchill służył w brytyjskiej armii kolonialnej w Indiach, uczestniczył w kampaniach wojskowych w Afganistanie i Sudanie, znał się na wojskowości, miał wieloletnie doświadczenie pracy w rządzie. Zanim został premierem w maju 1940 r., był ministrem spraw wewnętrznych, finansów, ministrem ds. kolonii, Pierwszym Lordem Admiralicji. Był również dziennikarzem i pisarzem, rozumiał Stany Zjednoczone, jego matka była Amerykanką.
Cesarani przypomina, że w toku politycznej kariery Churchill podjął kilka kontrowersyjnych decyzji. W latach 30. był przeciwnikiem abdykacji Edwarda VIII i znalazł się w politycznym obozie przegranych. Pamiętano mu, że w 1911 r. jako szef MSW użył wojska przeciwko strajkującym górnikom, a jako minister finansów wprowadził tzw. standard złota, czego konsekwencją był przewartościowany funt, który czynił eksport nieopłacalnym.
David Cesarani: "Churchill ubolewał nad losem Polski, ale nie miał żadnych środków nacisku na Stalina. Brytyjski premier nie mógł nie brać pod uwagę tego, co chciał Roosevelt, nie tylko z powodów taktycznych i strategicznych, ale także dlatego, że W. Brytania była zależna od amerykańskiej machiny wojennej: przemysłu, surowców, rezerw ludzkich.
"Churchill miał swoje słabości i w niektórych sprawach mylił się, ale niewątpliwie miał rację ostrzegając przed niebezpieczeństwem stwarzanym przez hitlerowskie Niemcy. Dlatego po wybuchu wojny był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, we właściwym czasie – politykiem z ogromnym doświadczeniem i autorytetem" – ocenia Cesarani. "Do polityki podchodził nie tylko imperialnie, ale globalnie" – zaznacza.
Churchill nie miał złudzeń wobec Stalina. Zdawał sobie sprawę z jego terytorialnych ambicji i wiedział, że jego rządy są barbarzyńskie, ale podjął pragmatyczną decyzję współpracy z nim po ataku Hitlera na ZSRS.
"Osobistym sukcesem Churchilla było przekonanie Amerykanów, że hitlerowskie Niemcy muszą być pokonane jako pierwsze, a następnie Japonia. Nie zdołał jednak przekonać Amerykanów do planu ataku na Niemcy od strony Włoch i Austrii, skąd było bliżej do Berlina niż z Normandii, co ochroniłoby także Bałkany przed Stalinem. W 1942 r. układ sił zmienił się na jego niekorzyść, a o najważniejszych sprawach decydowali Franklin D. Roosevelt i Stalin" – tłumaczy.
Według Cesaraniego "Churchill ubolewał nad losem Polski, ale nie miał żadnych środków nacisku na Stalina. Brytyjski premier nie mógł nie brać pod uwagę tego, co chciał Roosevelt, nie tylko z powodów taktycznych i strategicznych, ale także dlatego, że W. Brytania była zależna od amerykańskiej machiny wojennej: przemysłu, surowców, rezerw ludzkich".
"Skoncentrowanie uwagi na Churchillu jest niewłaściwe. Pytaniem jest, dlaczego Roosevelt na kluczowych konferencjach wielkiej trójki: w Teheranie i Jałcie skłaniał się ku przyjęciu punktu widzenia Stalina. Możliwą odpowiedzią na to pytanie jest to, że wysiłek wojenny okazał się dla Brytyjczyków ponad siły. Churchill miał świadomość, że po wojnie W. Brytania będzie wobec Amerykanów zadłużona po uszy. W żaden sposób nie mógł Roosevelta ignorować" – wyjaśnił Cesarani.
"Churchill przewidywał, że brytyjskie imperium wyjdzie z wojny osłabione i nie mógł się z tym pogodzić. Można powiedzieć, że los zaoszczędził mu tego, iż Indie nie uzyskały niepodległości za jego kadencji na urzędzie premiera" - wskazał.
Andrzej Świdlicki
asw/ mjs/ ls/