Obdarzony urokiem osobistym i poczuciem humoru, wesoły, a nawet frywolny - taki portret Zbigniewa Herberta wyłania się z korespondencji do znajomych. Prywatne listy poety stawiają autora „Pana Cogito” w innym świetle niż jego utwory.
Korespondencja poety z przyjaciółmi obejmuje okres prawie 50 lat - od 1949 do 1997 roku. Jak pisze Magdalena Cicha w publikacji „Jesteśmy intruzami w dialogu z nieobecnym", listy pozwalają poznać poetę od innej strony. Poeta „odsłania życie prywatne, a tym samym przestaje być człowiekiem z marmuru i okazuje się kimś z krwi i kości".
W prywatnych listach, zwłaszcza do przyjaciół, do innych pisarzy oraz do swoich mistrzów - Henryka Elzenberga i Jerzego Zawieyskiego, poeta jawi się jako zupełnie inna osoba niż w wierszach i esejach, często poświęconych śmierci, bólowi i samotności. „Jak mało w wierszach Herberta prywatnego Herberta!" - zauważa w pracy „Paradoksy Herberta" prof. Aleksander Fiut i tak określa Herberta: „Obdarzony niezwykłym urokiem osobistym, błyskotliwy rozmówca, skłonny do alkoholowych szaleństw, żartu i facecji, admirator kobiet, które odwzajemniały mu uwielbienie, ktoś umiejący się, nawet w trudnych warunkach, cieszyć każdą chwilą - wkraczając w sferę literatury, zmienia się nie do poznania".
Jak zwraca uwagę Magdalena Cicha, Herbert miał wielu przyjaciół i często wymieniał z nimi listy, w których nie ukrywał uczuć. Nawet relacje z mistrzami zamieniły się po pewnym czasie w przyjaźń. Swój podpis w listach do filozofa Elzenberga Herbert poprzedza określeniami: "uczeń", „krnąbrny uczeń", „szczerze oddany uczeń", „kochający uczeń", „wierny uczeń", „tępy uczeń". Do pisarza i polityka Zawieyskiego rozpoczyna listy m.in. zdaniem „Wielce Szanowny (i Bardzo) Kochany Panie".
Magdalena Cicha: W prywatnych listach, zwłaszcza do przyjaciół, do innych pisarzy oraz do swoich mistrzów - Henryka Elzenberga i Jerzego Zawieyskiego, poeta jawi się jako zupełnie inna osoba niż w wierszach i esejach, często poświęconych śmierci, bólowi i samotności.
Do zaprzyjaźnionego małżeństwa z Anglii, Magdaleny i Zbigniewa Czajkowskich, zwraca się w listach: „Kochane Zwierzątka", a podpisuje np.: „przywiązane zwierzę", „zwierzę stare a wierne". Nieraz obok podpisu dołącza rysunek czworonoga. Takie wyrażenia mają źródło w sytuacji, której Herbert był świadkiem. Czajkowscy mieli wilczura Burka. Zwierzę w chwilach smutku podchodziło do człowieka i podawało mu łapę. Słuchając tonu głosu mówiącego do niego człowieka zły humor mu przechodził i znów zaczynał brykać. Herbert widząc tę sytuację stwierdził, że wszyscy jesteśmy jak te zwierzęta i wobec przeciwności losu musimy „trzymać się za łapę". To „trzymanie łapy" - jak wyjaśnia Magdalena Cicha - jest obecne w listach Herberta do przyjaciół i jest nie tylko humorystyczną frazą, ale i metaforą przyjaźni.
Herbert w listach określa przyjaciół też innymi humorystycznymi pseudonimami, np. „Skarabeusz", „Kot", „Puchatki". Podpisuje się jako Zbigniew, Zbyszek, ale też „emerytowany Dionizos", „Puchatek", (żonaty) „majtek", „Potwór z Loch Warsaw", a pod koniec życia „Dowódca Królewskiej Samodzielnej Brygady Huzarów Śmierci - pułkownik Zbigniew Herbert".
Martwi się losem przyjaciół i ma wyrzuty sumienia, kiedy nie może im pomóc, pociesza. Kiedy Magdalena Czajkowska złamała nogę i poeta nie mógł jej odwiedzić w szpitalu, tak do niej pisał: „Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Będziesz miała jeszcze ładniejszą nogę niż przed złamaniem. Ale to chyba niemożliwe. Noga na pewno świetnie się zrośnie i będzie jeszcze ładniejsza od tej niezłamanej, o ile to tylko możliwe (w co wątpię). Sam byłem połamany, więc wiem, co to jest. Tylko jak ja - niedorozwinięty niedźwiedź o krótkich nogach, mogę porównywać się z łanią". Jej męża, Zbigniewa, zaś zapewnia: „Wszystko będzie dobrze. Ja teraz studiuję astrologię i wiem, że tak będzie".
Brak długiej odpowiedzi od przyjaciół wprawia go w niepokój. Odczuwa więc - jak wyznaje w listach - „dotkliwy brak wiadomości", które są mu potrzebne do ogrzania „posiwiałego serca", bez wiadomości „lamentuje i łamie ręce".
Jak ocenia Magdalena Cicha, być może najzabawniejszym fragmentem w epistolografii poety jest relacja z pobytu w sanatorium. Herbert w liście do krytyka i publicysty Konstantego Jeleńskiego, czyli "Kochanego Kota", pisze: „Dwa miesiące byłem w sanatorium, gdzie męczono mnie nieopisanie. Między innymi badano mi siodełko tureckie. Myślałem, że to jest jakaś nowa pozycja erotyczna (człowiek uczy się całe życie), ale okazało się, że to się mieści wręcz przeciwnie, to jest w mojej głowie, czyli w tak zwanej sferze intelektualnej. Ze sferą intelektualną, tą arystokracją naszego ciała, zawsze miałem kłopoty, a teraz to już nawet widać na zdjęciu rentgenowskim. W sanatorium było bardzo wesoło. Piliśmy dużo wódki, którą w razie kontroli wlewaliśmy do flakonów z kwiatami i w ten sposób kwiaty były wiecznie zalane w drobny mak. Ostatki spędziłem na zabawie urządzonej przez Anatomię Patologiczną, czyli Prosektorium. Kierowniczka tego przedsiębiorstwa miała do mnie wyraźne skłonności, co mnie trochę niepokoiło. Zabawa bardzo się udała. Bufet był zimny, a ja śpiewałem Ciao, ciao, bambina".
Zdaniem Magdaleny Cichej najoryginalniejszym pomysłem Herberta była korespondencja „militarna". Pod koniec życia „Dowódca Królewskiej Samodzielnej Brygady Huzarów Śmierci - pułkownik Zbigniew Herbert" włącza do swojego oddziału m.in. sanockiego poetę Janusza Szubera, który szybko z plutonowego staje się kapitanem (nominacje - jak wyjaśnia Cicha - wypisywane są jako dedykacje w posyłanych książkach), dowodzącym samodzielną zmotoryzowaną (ze względu na wózek inwalidzki adresata) grupą operacyjną Sanok. Dlatego w listach do Szubera pojawiają się żartobliwe rozkazy, np.: „Baczność! Rozkazuję, żeby Pan wziął w posiadanie drogą kupna lub rozboju - co najmniej jedno zwierzątko futerkowe. Zobaczy Pan jak to łagodzi obyczaj i wygładza humor. Spocznij!"
Magdalena Cicha: Być może najzabawniejszym fragmentem w epistolografii poety jest relacja z pobytu w sanatorium, a najoryginalniejszym pomysłem Herberta była korespondencja „militarna".
Wymiana zdań - zauważa Cicha - na tematy znane nadawcy i adresatowi skutkuje nieraz błędami językowymi (np. "huinki" zamiast "choinki") albo spolszczaniem angielszczyzny („będziemy się endżojowali", „jesteście na hollydayach").
Twarz żartobliwego Herberta odsłaniają również pocztówki wysyłane przyjaciołom z podróży. Np. do prof. Elzeberga wysyła kartkę z wizerunkiem żubra, który „nie nadaje się na żaden interesujący symbol - […] chyba tylko na taki: wierny uczeń od żubra rzadszy!". „Kochane Zwierzątka" zaś otrzymują widokówkę np. z szympansem ubranym w strój marynarski lub z trzema prosiaczkami z podpisem: „La Dolce Vita" (wł. słodkie życie). Na kartce do „Kochanych Zwierzątek" z podróży do Szkocji tak pisze Herbert: „Widziałem wała Hadriana, frajda to niesłychana. […] wracam w poniedziałek lub wtorek, niech Wam dopisuje humorek". (PAP)
bko/ agz/