Wiceszef Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego Christoph Heubner, skrytykował jako zbyt niską propozycję prokuratury, która żąda 3,5 roku więzienia dla byłego strażnika z Auschwitz-Birkenau Oskara Groeninga. Krytykują ją też oskarżyciele posiłkowi.
Na procesie byłego strażnika z niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau prokurator zażądał we wtorek kary trzech 3 lat i 6 miesięcy więzienia dla oskarżonego. Według prokuratury 94-letni b. esesman, nazywany "buchalterem Auschwitz", winien jest pomocnictwa w zamordowaniu 300 tys. osób.
"Taki wyrok oznaczałby, że za jedno życie ludzkie (oskarżony) spędziłby w więzieniu sześć minut i trzynaście sekund" - powiedział Heubner w czwartek dziennikarzowi PAP w Berlinie. "Taki wymiar kary nie stanowiłby nawet symbolicznego zadośćuczynienia dla ofiar i pozostawiłby u tych, którzy przeżyli obóz, gorzki posmak" - zaznaczył wiceszef MKO.
Wiceszef Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego Christoph Heubner podkreślił, że ani jemu, ani byłym więźniom nie chodzi o liczbę dni, które były esesmann spędzi w więzieniu. "Najważniejsze jest to, by oskarżony uznał swoją odpowiedzialność i winę za zbrodnie w Auschwitz" - podkreślił Heubner.
Heubner podkreślił, że ani jemu, ani byłym więźniom nie chodzi o liczbę dni, które były esesmann spędzi w więzieniu. "Najważniejsze jest to, by oskarżony uznał swoją odpowiedzialność i winę za zbrodnie w Auschwitz" - podkreślił Heubner.
Propozycję wymiaru kary ostro skrytykowali także oskarżyciele posiłkowi reprezentujący 60 uczestników procesu, którzy sami byli więźniami obozu lub też są krewnymi zamordowanych.
Profesor prawa karnego z Kolonii, Cornelius Nestler, rozprawił się w swoim wystąpieniu z nieskutecznymi jego zdaniem dotychczasowymi rozliczeniami niemieckiego wymiaru sprawiedliwości z nazistowskimi przestępcami. Jak podkreślił, do 1958 roku w RFN nie prowadzono żadnych systematycznych postępowań przeciwko byłym esesmannom z obozów zagłady. Powojenne niemieckie społeczeństwo odmawiało uznania odpowiedzialności za Holokaust - mówił prawnik. Jego zdaniem również dzisiaj do procesów dochodzi - jak w przypadku Groeninga - tylko wtedy, gdy "zaangażowany prokurator natrafi na zaangażowany sąd".
Oskarżyciel posiłkowy Christoph Rueckel uznał, że propozycja wymiaru kary jest "nie do zaakceptowania" - podała agencja dpa.
Oskar Groening przyznał na procesie rozpoczętym w kwietniu przed sądem w Lueneburgu, że ponosi moralną współodpowiedzialność za zbrodnie, i poprosił ofiary Holokaustu o przebaczenie. Przyznał ponadto, że wiedział o dokonywanych w obozie okrucieństwach. Ogłoszenie wyroku spodziewane jest pod koniec lipca.
Groening, wówczas członek formacji Waffen-SS, pełnił służbę w KL Auschwitz w lecie 1944 roku, gdy do obozu zagłady Birkenau deportowano ok. 425 tys. Żydów z Węgier, z czego co najmniej 300 tys. niemal natychmiast uśmiercono w komorach gazowych.
Zadaniem Groeninga było zabezpieczenie rzeczy odebranych ofiarom po przybyciu do obozu.
W ocenie prokuratury Groening przyczynił się swoją działalnością do sprawnego funkcjonowania systemu masowego zabijania więźniów. W procesie bierze udział ponad 60 oskarżycieli posiłkowych - bliskich osób zamordowanych w Auschwitz. Wśród świadków są osoby, które przeżyły obóz.
Proces Groeninga jest wyrazem nowego podejścia niemieckiego wymiaru sprawiedliwości do problemu byłych strażników obozów koncentracyjnych i zagłady. Do niedawna byli oni bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego. Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe.
Wcześniejsze próby ukarania Groeninga kończyły się niepowodzeniem. W 1985 roku prokuratura we Frankfurcie umorzyła postępowanie przeciwko niemu ze względu na brak wystarczających dowodów. Obecnie prokuratura uznała przeciągające się śledztwo z przeszłości za okoliczność wpływającą na zmniejszenie wymiaru kary.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ kar/ kar/