27.05.2009 Warszawa (PAP) - Jednym z najważniejszych przedsięwzięć gospodarczych okresu transformacji po 4 czerwca 1989 r. była denominacja, czyli wymiana pieniędzy. Po jej przeprowadzeniu w 1995 r., co prawda większość Polaków przestała być milionerami, za to ceny stały się bardziej przejrzyste, księgowość prostsza, łatwiej też jest trzymać w ryzach inflację.
Jednak przeprowadzenie denominacji nie było łatwe i to nie tylko z technicznego punktu widzenia. Władze musiały przekonać Polaków, że nie chcą pozbawić ich oszczędności.
Po 40 latach komunizmu, a przede wszystkim doświadczeniu z 1950 r., kiedy to w ramach wymiany pieniędzy, złotówka straciła dwie trzecie swojej wartości, ludzie mieli jak najgorsze skojarzenia związane z denominacją. Ceny, płace i oszczędności w bankach wymieniono wtedy w proporcjach 100:3, a gotówkę w relacji 100:1.
Jak piszą w swej książce pt. "Denominacja złotego 1995-1996" Zbigniew J. Marski i Wiesław Biernatowicz, kolejne plany wymiany pieniędzy (w stosunku 10:1) pojawiły się w Polsce w latach 60. ubiegłego stulecia. Powodem tych planów nie była jednak inflacja, czy nominały sięgające setek tysięcy, ale... brak metali kolorowych do bicia monet i papieru do druku nowych banknotów.
Inflacja zaczęła mocniej rosnąć w latach 70., a w latach 80. osiągnęła niespotykane wcześniej rozmiary. W roku 1990 jej wskaźnik wyniósł 685,8 proc. wobec grudnia 1989 r. Konieczność wymiany pieniędzy stała się oczywista, ale władze monetarne musiały poczekać, aż ceny przestaną rosnąć w wielkim tempie.
Na początku lat 90., gdy produkcja pierwszej partii nowych złotych w Niemczech szła już pełną parą, ujawnił się nowy problem - fałszerstwa pieniędzy. NBP doszedł więc do wniosku, że zabezpieczenia nowych banknotów mogą okazać się niewystarczające.
Wydrukowane pieniądze poszły na przemiał, a bank centralny przygotował nowe wzory. Produkcję nowych pieniędzy zlecił firmie brytyjskiej.
Na władzach ciążyło ponadto niełatwe zadanie przekonania Polaków, że denominacja będzie mieć charakter tzw. ekwiwalentny, czyli nie spowoduje strat u posiadaczy pieniędzy.
Na początku grudnia 1994 r., gdy średnia płaca w Polsce wynosiła już 6 mln zł, ówczesny wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko tłumaczył w Sejmie, że celem denominacji było "wzmocnienie naszego kursu polityki antyinflacyjnej, osłabienie oczekiwania inflacyjnego i usprawnienie obiegu pieniężnego."
Zgodnie z ustawą o denominacji złotego, 1 stycznia 1995 r. 10 tys. starych złotych zastąpił jeden "nowy" złoty. Zarówno stare jak i nowe złote obowiązywały jeszcze przez dwa lata, do końca 1996 r., ale wymiana starych złotych na nowe dokonywana będzie do 31 grudnia 2010 roku.
Wymiana pieniędzy jest często instrumentem stosowanym w przypadku, gdy utrzymująca się długo inflacja prowadzi do takiego spadku wartości waluty, iż posługiwanie się nią staje się niemal niemożliwe. O wiele łatwiej jest bowiem używać jednostek, dziesiątek, czy setek, niż setek tysięcy, milionów lub miliardów.
Pozytywnymi konsekwencjami odcięcia kilku zer jest zwiększenie przejrzystości cen, czy ułatwienie księgowości i ewidencji.
Zazwyczaj w wyniku denominacji zwiększa się siła nabywcza jednostki pieniężnej, ale denominacja sama w sobie nie powoduje zahamowania inflacji, poprawia natomiast wizerunek waluty. Denominacja może sprzyjać utrzymaniu inflacji w ryzach, jednak tylko wtedy, gdy jej przeprowadzenie zostanie połączone z wdrożeniem innych działań uzdrawiających gospodarkę. (PAP)
mmu/ drag/ jbr/