Anna Walentynowicz chciała, by elitą Polski byli zwykli obywatele; rząd PiS zrobi wszystko, aby mieli oni w nim swoich reprezentantów - powiedziała premier Beata Szydło podczas niedzielnej uroczystości nadania jednej z sal w kancelarii premiera imienia Anny Walentynowicz.
Imię Anny Walentynowicz będzie nosić sala Kolumnowa w kancelarii premiera.
Premier przypomniała, że 13 grudnia, w 34. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego wspominamy jego ofiary. "Przypominamy sobie te dni, kiedy ówczesne elity władzy wystąpiły przeciwko swoim obywatelom ze strachu przez utratą swoich przywilejów, swojej pozycji" - powiedziała Szydło. "Użyto środków okrutnych, ale jednocześnie ten dzień kojarzy się nam wszystkim właśnie z tymi bohaterami, z tymi ludźmi, którzy nie dali złamać ducha, którzy nie dali się stłamsić, którzy stanęli w obronie tego wszystkiego, co niósł ruch Solidarności - wolności, demokracji i przede wszystkim poczucia godności obywateli" - podkreśliła.
Jej zdaniem, o to właśnie wówczas chodziło - "abyśmy Polacy poczuli się wolni, sprawiedliwie rządzeni, ale przede wszystkim, abyśmy mieli poczucie godności. "Trzeba pamiętać o tamtych chwilach, o tych bohaterach, trzeba pamiętać o ludziach, którzy wówczas nie ugięli się" - mówiła premier.
Przekonywała przy tym, że trzeba również zastanowić się, czy "wyciągnęliśmy wnioski z tej lekcji, którą dała Polsce Solidarność". "Czy dobrze odrobiliśmy tę lekcję, która dała nam Solidarność w roku 1980 i 1981 - czy potrafiliśmy te ideały, o których wówczas mówiono, wcielić w życie, czy coś nam po drodze nie zagubiło się, czy nie zapomnieliśmy o czymś, czy nie straciliśmy z horyzontu ludzi, którzy wówczas narażając swoje życie, los swój, swoich rodzin, swoje kariery, bardzo często skazując się na to, że przez wiele, wiele lat nie będą mogli normlanie, godnie i spokojnie żyć?" - pytała szefowa rządu.
"Czy ten czas po 1989 roku, czy ta nowa Polska, z której tak się cieszymy, z której jesteśmy dumni, nie zapomniała o tych, którzy być może nie potrafili tak w sposób łatwy przystosować się do nowej rzeczywistości, nie potrafili skorzystać z tych czasów transformacji" - dodała. Zwróciła jednocześnie uwagę, że "ludzie ci są pełni wiary w swoją ojczyznę i przekonani o tym, że to, co robili, robili w poczuciu patriotyzmu i właśnie miłości do ojczyzny".
Premier Beata Szydło powiedziała, że "Anna Solidarność miała rację - wiedziała, że przyjdzie taki moment, kiedy w Polsce będzie można różnić się, rozmawiać". "Dzisiaj możemy urządzać manifestacje, marsze, każdy z nas może wyrażać swoje postulaty, na tym polega demokracja, ale ważne, by to nie były puste deklaracje i puste słowa" - zaznaczyła. Jak dodała, ważne jest to, byśmy potrafili przełożyć to, o czym mówimy "na czyny i konkretne działania dla obywateli".
Szydło mówiła też, że 13 grudnia to także upamiętnienie "zwykłej, skromnej kobiety, która poprzez tą swoją zwykłość i normalność stała się wielką, stała się symbolem walki o godność zwykłego obywatela, walki o przywrócenie poczucia wiary w to, że wspólnie razem można wiele uczynić, dla walki z niesprawiedliwością".
"Nazwano ją Anną Solidarność, chociaż w tej nowej Polsce, w tej wymarzonej przez nią Polsce wcale lepiej jej się nie żyło i gdyby nie śp. pan prezydent, prof. Lech Kaczyński, byłaby niedoceniona, ale i tak za mało o Annie Walentynowicz mówimy i myślimy" - uważa premier. "I trzeba przypominać, trzeba mówić, trzeba pokazywać o co jej chodziło. I wszyscy musimy zastanowić się, czy z tej jej walki i z walki takich właśnie takich ludzi, jak ona wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i potrafimy je dzisiaj przełożyć na rzeczywistość" - podkreśliła.
"I czy to nie jest tak, że tacy, jak Anna Walentynowicz, ludzie ogromnej wiary, walki, ludzie bohaterscy, którzy wtedy, w czasach stanu wojennego, w latach 80. i za pierwszej Solidarności potrafili walczyć o swoją ojczyznę, o wolność, o sprawy nas wszystkich, dzisiaj są zapomnieni, albo żyją w biedzie, albo mają inne problemy, kłopoty" - dodała. Przekonywała, że zastanowić trzeba się także, czy ideały, które wówczas stawiała Solidarność nie umknęły nam gdzieś w zabieganiu, we współczesnym świecie.
Szydło powiedziała też, że "Anna Solidarność miała rację - wiedziała, że przyjdzie taki moment, kiedy w Polsce będzie można różnić się, rozmawiać". "Dzisiaj możemy urządzać manifestacje, marsze, każdy z nas może wyrażać swoje postulaty, na tym polega demokracja, ale ważne, by to nie były puste deklaracje i puste słowa" - zaznaczyła. Jak dodała, ważne jest to, byśmy potrafili przełożyć to, o czym mówimy "na czyny i konkretne działania dla obywateli".
Według niej, dzisiaj łatwiej jest nam wyjść i demonstrować, niż w latach osiemdziesiątych. "Anna Walentynowicz, Anna Solidarność chciała, by elitą Polski byli zwykli obywatele. Rząd PiS zrobi wszystko, aby ci zwykli obywatele w naszym rządzie mieli swoich reprezentantów, żeby przesłanie Anny Walentynowicz stało się wreszcie urzeczywistnieniem" - zadeklarowała premier. "Wszyscy jesteśmy elitą Polski, nie wstydźmy się tego, mówmy o tym i pamiętajmy o tych, którzy upominali się o tych najsłabszych, bo oni zawsze potrzebują największego wsparcia ze strony państwa. Nie dajmy się zakrzyczeć tym, którzy nie dostrzegają zwykłych spraw, zwykłych ludzi" - apelowała szefowa rządu.
Wnuk Anny Walentynowicz, Piotr Walentynowicz dziękował premier Beacie Szydło i jej rządowi za "przepiękny gest" jakim jest nadanie sali imienia jego babci. "Jest to przepiękna inicjatywa. Szczerze mówiąc, aż trudno mi uwierzyć, że po tych latach, a właściwie dziesięcioleciach, gdzie babcię usuwano z przestrzeni publicznej, w sumie za to tylko, że była uczciwa i nie godziła się na kompromisy, które godziły w nas samych i w naszą ojczyznę, że jednak tutaj się spotykamy. To się wydaje takie nierealne, ale jest prawdziwe" - podkreślił Piotr Walentynowicz.
W niedzielnej uroczystości wzięli udział również: wicepremier Mateusz Morawiecki, szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska, marszałek Senatu Stanisław Karczewski, wicemarszałek Sejmu i szef klubu PiS Ryszard Terlecki, prezes IPN Łukasz Kamiński, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSWiA Mariusz Błaszczak, prezes PiS Jarosław Kaczyński, a także działacze opozycji demokratycznej z czasów PRL: Zofia Romaszewska, Joanna i Andrzej Gwiazdowie.
Prowadzący uroczystość aktor Jerzy Zelnik odczytał list, który do zgromadzonych gości wystosował marszałek Sejmu Marek Kuchciński. "Pragnę oddać cześć osobie, która odegrała niezwykle ważną rolę w dziejach powojennej Polski. Odważna, bezkompromisowa i do końca wierna ideałom dla wielu stała się uosobieniem niezłomnej postawy w walce z komunizmem" - napisał Kuchciński.
Anna Walentynowicz w grudniu 1970 r. wraz z mężem brała udział w protestach robotniczych. W 1978 r. wstąpiła do Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Za swoją działalność 7 sierpnia 1980 r. została dyscyplinarnie zwolniona z pracy. W jej obronie 14 sierpnia 1980 r. rozpoczął się strajk w Stoczni Gdańskiej. Weszła w skład Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. W stanie wojennym była internowana. Po zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki w 1985 roku zainicjowała protest głodowy.
3 maja 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją Orderem Orła Białego "za działalność na rzecz przemian demokratycznych i wolnej Polski". W 2009 r. otrzymała nagrodę im. Pawła Włodkowica, którą Rzecznik Praw Obywatelskich przyznał jej "za odwagę w występowaniu w obronie podstawowych wartości i prawd nawet wbrew zdaniu i poglądom większości".
Zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.(PAP)
mkr/ hgt/ mow/