Wybuch polskiego patriotyzmu 3 maja 1916 roku i wartość bojowa Legionów Polskich zrobiły na Niemcach tak duże wrażenie, że postanowili to politycznie wykorzystać - opowiada PAP historyk i dyplomata prof. Jan Rydel, który kieruje Katedrą Studiów Europejskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie.
PAP: W każdym podręczniku do historii czytamy, że 3 maja 1916 roku - dokładnie 100 lat temu - był wyjątkowy. W Warszawie, ale też w wielu mniejszych miejscowościach, Polacy hucznie obchodzili 125. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Skąd ten entuzjazm?
Prof. Jan Rydel: To nasze świętowanie 3 maja odbywało się w zupełnie nowych warunkach geopolitycznych. Co prawda wciąż trwała pierwsza wojna światowa, ale w 1915 roku - po ofensywie gorlickiej - większość ziem polskich przejęły Niemcy i Austro-Węgry. Rosja, nasz trzeci zaborca, została odrzucona daleko na wschód. I w warunkach tej nowej okupacji Polacy po raz pierwszy od ponad 120 lat mogli - za zgodą Niemców - tak otwarcie zamanifestować swój patriotyzm.
Polacy coraz realniej dostrzegali szansę na odzyskanie niepodległości. Przeczuwali to zresztą już kilkanaście lat wcześniej, co opisał Stanisław Wyspiański w bliskim mojemu sercu "Weselu" z 1901 roku. Coraz powszechniej myślało i mówiło się o czymś, co będzie zwrotem w historii Polski. Dostrzegano wyraźną wrogość pomiędzy zaborcami Polski - carską Rosją a Niemcami i Austro-Węgrami, co na początku XX wieku było już pewną stałą na europejskiej mapie politycznej. Wszyscy rozumieli, że kończy się dotychczasowy ład w Europie, ustalony jeszcze w 1815 roku podczas Kongresu Wiedeńskiego.
PAP: Polacy liczyli na to, że jeśli dojdzie do konfliktu ogólnoeuropejskiego, to wówczas powstanie korzystna dla nich koniunktura.
Prof. Jan Rydel: Polskie ziemie były albo miejscem działań wojennych albo zapleczem frontu. Trudno zatem, by kwestia polskiej niepodległości nie stała się przedmiotem rozgrywek między zaborcami, z których każdy chciał mieć Polaków po swojej stronie. Po przerwaniu przez wojska niemieckie frontu pod Gorlicami w maju 1915 roku rozpoczął się nowy okres okupacji niemiecko-austriackiej. Powstały Generalne Gubernatorstwo warszawskie - to Niemcy, i Generalne Gubernatorstwo lubelskie - austriacka strefa okupacyjna. Polacy przyjmowali jednak nowe władze z dużą rezerwą, a czasem nawet otwartą wrogością. Wszyscy dobrze pamiętali czym w zaborze pruskim była polityka germanizacyjna.
Prof. Jan Rydel: Niemcy mieli u Polaków fatalną opinię, dostrzegano w ich polityce germanizacyjnej wielką przeszkodę, to jest zresztą znany bardzo fakt. Ale Warszawa - ku zaskoczeniu samych Rosjan - wylewnie żegnała i pozdrawiała idące na front pułki rosyjskie, łącznie z Kozakami, którzy jeszcze w 1905 roku tak okrutnie obchodzili się z polską ludnością. Była to niezwykła ewolucja, która wstrząsnęła wówczas wieloma polskimi pamiętnikarzami i obserwatorami życia społecznego.
PAP: Niemcy przyjmowani z nieufnością, za to Rosjanie żegnani z żalem. To była zastanawiająca zmiana.
Prof. Jan Rydel: Niemcy mieli u Polaków fatalną opinię, dostrzegano w ich polityce germanizacyjnej wielką przeszkodę, to jest zresztą znany bardzo fakt. Ale Warszawa - ku zaskoczeniu samych Rosjan - wylewnie żegnała i pozdrawiała idące na front pułki rosyjskie, łącznie z Kozakami, którzy jeszcze w 1905 roku tak okrutnie obchodzili się z polską ludnością. Była to niezwykła ewolucja, która wstrząsnęła wówczas wieloma polskimi pamiętnikarzami i obserwatorami życia społecznego.
Ale o ile Rosjanie liberalizowali imperium po rewolucji 1905 roku, o tyle stosunki polsko-niemieckie przed 1914 rokiem były bardzo napięte. Symbolem tego była sprawa dzieci we Wrześni - ich maltretowanie z powodu tego, że chcą modlić się po polsku. To niewyobrażalna z dzisiejszego punktu widzenia forma przemocy, ale i kompromitacja dla ówczesnych władz. Relacje polsko-niemieckie były na tyle złe, że z Niemcami w ogóle nie wiązano żadnych planów.
PAP: Tymczasem nowa okupacja Niemiec i Austro-Węgier nie okazała się zbyt sroga. Na terenie gubernatorstwa austriackiego obok języka niemieckiego obowiązywał język polski. Z kolei Niemcy byli ustępliwi w sprawie polskiego szkolnictwa.
Prof. Jan Rydel: Niemcy zgodzili się na otwarcie w Warszawie uniwersytetu i politechniki z językiem polskim. Nie było też problemu z wyborami do miejskich samorządów. Wiązało się to oczywiście z nową polityką Niemców, która miała przysporzyć im sojuszników, a co za tym idzie nowych żołnierzy w trwającej wojnie. Po wycofaniu się administracji i armii rosyjskiej Niemcy nie mieli zamiaru oddawać nikomu ani jednego kawałka ziem polskich, natomiast coraz częściej myśleli o powołaniu kadłubowego i peryferyjnego państwa polskiego, które będzie całkowicie od nich zależne. Dlatego po militarnym opanowaniu zaboru rosyjskiego przystąpili do częściowej repolonizacji, by Polacy uznali ich za sojuszników.
PAP: Co o tej nowej sytuacji na ziemiach polskich, ale i w pozostałej części Europy wschodniej myślały w tamtym czasie elity niemieckie?
Prof. Jan Rydel: W Niemczech już w XIX wieku, m.in. w czasach niemieckiego ekonomisty i zwolennika protekcjonizmu Friedricha Lista, formułowano koncepcję budowy wielkiego obszaru gospodarczego we wschodniej Europie. Wśród intelektualistów niemieckich stopniowo rodziła się idea tzw. Mitteleuropy, czyli niemieckiej Europy Środkowej. Niemcy widząc, że ich przewaga militarna nad chwiejącym się Imperium Rosyjskim staje się coraz wyraźniejsza myśleli o powołaniu do życia państw z nimi sprzymierzonych. Miał to być wielki obszar dominacji niemieckiej, którego koncepcję najlepiej przedstawił w 1915 roku liberalny polityk niemiecki Friedrich Naumann w książce pt. "Mitteleuropa". Ta publikacja była bardzo poczytna i szeroko komentowana, uważano ją za najlepszą wykładnię polityki niemieckiej wobec Wschodu.
Prof. Jan Rydel: Niemcom zależało na otoczeniu się, zwłaszcza od strony wschodniej, wianuszkiem państw, które realizowałyby ich interesy, byłyby od nich zależne, ale miałyby też częściową autonomię. Rosję udało się pokonać, zatem Niemcy instalując się na terenie dawnego Królestwa Polskiego od razu myśleli o tym, by uczynić powrót Rosjan w to miejsce niemożliwym. Dlatego od początku okupacji w 1915 roku układali sobie stosunki z Polakami w konstruktywny sposób.
PAP: Polska miała stać się rodzajem kolonii niemieckiej?
Prof. Jan Rydel: Nie, to nie miały to być rządy kolonialne, Niemcom zależało na otoczeniu się, zwłaszcza od strony wschodniej, wianuszkiem państw, które realizowałyby ich interesy, byłyby od nich zależne, ale miałyby też częściową autonomię. Rosję udało się pokonać, zatem Niemcy instalując się na terenie dawnego Królestwa Polskiego od razu myśleli o tym, by uczynić powrót Rosjan w to miejsce niemożliwym. Dlatego od początku okupacji w 1915 roku układali sobie stosunki z Polakami w konstruktywny sposób.
PAP: Stąd też ich zgoda na wielotysięczne polskie manifestacje 3 maja 1916 roku. Ale czy Niemcy nie obawiali się, że może to przerodzić się w zbrojną akcję przeciwko nim?
Prof. Jan Rydel: To świętowanie Konstytucji 3 Maja na ulicach Warszawy nie szkodziło Niemcom, bo w ogóle nie miało antyniemieckiego charakteru. Owszem Polacy demonstrowali dążenie do odzyskania niepodległości, ale mówili o niej jeszcze w dość mgławicowych formach. Niemcy obserwowali te dążenia, ale chcieli je wykorzystać przede wszystkim dla siebie. Miała to być idąca po myśli niemieckiej polityki mobilizacja sił gotowych do współpracy.
PAP: Do współpracy, a w efekcie do uzyskania polskiego "mięsa armatniego". W tym samym czasie Niemcy wykrwawiali się w bitwie pod Verdun.
Prof. Jan Rydel: Poza licznymi manifestacjami patriotycznymi na Niemcach duże wrażenie robiła wartość bojowa Legionów Polskich pod dowództwem Józefa Piłsudskiego. Przecież latem 1916 roku dochodzi do najlepszych akcji militarnych legionistów, m.in. w bitwie pod Kostiuchnówką. To wtedy Niemcy zaczynają dostrzegać, że Polacy są bardzo dobrymi żołnierzami, mimo że wcześniej nie byli tego pewni. Wówczas poza intelektualistami, zwolennikami Mitteleuropy, do głosu dochodzą niemieccy wojskowi, którzy przekonują rządzących, że warto szybko coś z tą Polską zrobić, by wykorzystać jej potencjał. Powołać sojuszniczą armię polską, która pod dowództwem niemieckim weźmie udział w wojnie.
Z dzisiejszej perspektywy widzimy, że ten mechanizm, który prowadził do coraz lepszej pozycji Polaków nabierał coraz większego rozpędu.
PAP: W drodze do niepodległości kamieniem milowym staje się Akt 5 listopada 1916 roku, którym Niemcy i Austro-Węgry proklamują Królestwo Polskie. Gubernatorzy piszą odezwę, w której zapewniają, że ziemie polskie należy "do szczęśliwej wywieść przyszłości", ale też apelują, by zgromadzić "do broni zdolnych mężów".
Prof. Jan Rydel: Polskie elity polityczne natychmiast rozpoznały, że Akt 5 listopada jest bardzo ułomny. Nie było przecież trudno rozszyfrować prawdziwe intencje państw centralnych. Poza tym w samym akcie nie było ani słowa o zupełnie fundamentalnej sprawie, czyli o granicach powoływanego Królestwa Polskiego. Ten twór wydawał się zatem absolutnie mgławicowy. Nie było też jasne, kto będzie w tym królestwie rządził. Mimo tych braków wreszcie na forum międzynarodowym zaczęto mówić o powstaniu państwa polskiego, co zrobiło duże wrażenie w zachodniej Europie. Po raz pierwszy od Kongresu Wiedeńskiego sprawa polska stała się wyciągniętym z zapomnienia problemem międzynarodowym.
Zwróćmy uwagę, że kilka miesięcy później, w lutym 1917 roku wybucha w Rosji rewolucja lutowa, która obala cara. Znika wreszcie lojalność mocarstw zachodnich wobec Rosji, które przestają traktować kwestię polskiej niepodległości jako wewnętrznej sprawy Rosji. Zachód nie chciał też pozostawiać sprawę przyszłości Polski wyłącznie w rękach niemieckich, zatem polska niepodległość od tego momentu stawała się coraz realniejsza.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/