Polityczny przełom z późnej wiosny i lata 1989 r. oznaczał dla Polaków możliwość odzyskiwania wolności w wielu sferach życia. Dziś najlepiej pamiętamy kluczowe wydarzenia polityczne – kampania wyborcza i czerwcowe wybory kontraktowe, uliczne protesty radykalnej opozycji, pierwsze posiedzenia nowego parlamentu – oraz rozpoczynającą się równolegle do przemian politycznych transformację gospodarczą (ze „szczękami” jako jej bodaj najbardziej charakterystycznym symbolem).
W kraju działo się jednak dużo więcej – obok wymienionych wyżej wydarzeń i zjawisk, których nie może zabraknąć w żadnym podręczniku historii, przełom roku 1989 zaznaczył się również wydarzeniami mniej spektakularnymi, nieodciskającymi się na losach całego społeczeństwa, ale niemniej istotnymi w sferze symbolicznej. Do tych drugich z pewnością można zaliczyć otwarte zebranie Zarządu Polskiego Oddziału PEN Clubu z 19 VI 1989 r., w czasie którego organizacja przedstawiła swoje oficjalne stanowisko w sprawie pisarza Ferdynanda Goetla. Stanowisko to zostało następnie opublikowane na łamach pisma „Ład” (1990, nr 15). Czytamy w nim, że na podstawie zebranych przez PEN Club relacji wiarygodnych świadków stwierdzono, że działalność Goetla w czasie niemieckiej okupacji podejmowana była za zgodą władz RP (czyli, tym samym, nie można powiedzieć, że nosiła ona znamiona kolaboracji) i że Zarząd PEN Clubu „stwierdza bezpodstawność zarzutów wobec osoby i działalności Ferdynanda Goetla oraz domaga się, aby jego postać i dzieło przywrócone zostało społeczeństwu”.
Udział w delegacji do Katynia był bez wątpienia jednym z najbardziej przełomowych momentów w życiu Goetla. Od tego czasu Związek Sowiecki uznał go za jednego ze swoich wrogów. Już 24 VI 1943 r. Wanda Wasilewska bezpardonowo atakowała go na łamach wydawanej w Moskwie „Wolnej Polski”, organu prasowego całkowicie kontrolowanego przez sowietów Związku Patriotów Polskich. Artykuł pisarki nie był wyjątkiem – rozpoczął długą serię tekstów szkalujących Goetla i wpisujących go w szeregi kolaborantów.
Z jednej strony opisywane zebranie i zajęcie oficjalnego stanowiska przez polski oddział międzynarodowej organizacji zrzeszającej literatów w sprawie pisarza, który w 1989 r. nie żył już od niemal trzydziestu lat, wydaje się z perspektywy wielkich zmian systemowych wydarzeniem błahym. Z drugiej jednak strony, trudno przecenić jego wagę symboliczną – oto proces odzyskiwania wolności polega również na zadośćuczynieniu ofiarom komunistycznej propagandy, na przywróceniu dobrego imienia tym, którzy przez kilkadziesiąt lat byli go w Polsce Ludowej pozbawieni. Jedną z takich postaci był właśnie bez wątpienia Ferdynand Goetel.
Aby dobrze zrozumieć sens wydanego w czerwcu 1989 r. oświadczenia należy cofnąć się do wiosny 1943 r., gdy Niemcy ujawnili informację o odkryciu w lesie katyńskim masowych grobów polskich oficerów pomordowanych w 1940 r. przez sowietów. Jeszcze przed nadaniem komunikatów agencyjnych o odkryciu miejsc pochówku zamordowanych oficerów okupacyjne władze niemieckie podjęły próbę organizacji polskiej delegacji, która miałaby się udać do lasu katyńskiego. Niemcy rzecz jasna rozgrywali sprawę propagandowo, dlatego też decyzja o wyjeździe nie była dla zaproszonych osób łatwa. Znalazł się wśród nich także Goetel, który od razu wyraził gotowość wzięcia udziału w wyprawie. Natychmiast podjął też próbę skonsultowania swojego decyzji z podziemnymi władzami. Przez swojego żoliborskiego sąsiada, pisarza Mariana Ruth-Buczkowskiego, przekazał informację o złożonej przez okupanta propozycji Aleksandrowi Kamińskiemu, szefowi Biura Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Warszawa AK. Otrzymana tą samą drogą odpowiedź była pozytywna.
Delegacja wyleciała do Katynia 10 IV 1943 r. Już w trzy dni po tym dniu, Goetel – z powrotem w Warszawie – przedstawił swój pierwszy raport z miejsca zbrodni. Nie pozostawił w nim wątpliwości, że podawana przez Niemców informacja o tym, że zbrodnię popełnili sowieci jest prawdziwa. Autor określił swój raport mianem „dokumentu publicznego” i przekazał go zarówno Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi, jak i podziemnym organizacjom. Pisarz wspominał, że napisał wówczas jeszcze jeden raport, który trafił do gen. Stefana Roweckiego „Grota” – komendanta głównego AK. Warto podkreślić, że Goetel opisywał to, co zobaczył na miejscu ekshumacji tylko w takich właśnie, kolportowanych półoficjalnie lub tajnie, raportach oraz w ustnych relacjach, które zdawał w trakcie konspiracyjnych zebrań (na jednym z nich miał go m.in. wysłuchać sam „Grot”). Nigdy nie opublikował swojej relacji na łamach wydawanej oficjalnie prasy „gadzinowej”.
Udział w delegacji do Katynia był bez wątpienia jednym z najbardziej przełomowych momentów w życiu Goetla. Od tego czasu Związek Sowiecki uznał go za jednego ze swoich wrogów. Już 24 VI 1943 r. Wanda Wasilewska bezpardonowo atakowała go na łamach wydawanej w Moskwie „Wolnej Polski”, organu prasowego całkowicie kontrolowanego przez sowietów Związku Patriotów Polskich. Artykuł pisarki nie był wyjątkiem – rozpoczął długą serię tekstów szkalujących Goetla i wpisujących go w szeregi kolaborantów. W jego dobre imię uderzały również krążące w konspiracyjnych i literackich środowiskach pogłoski. Część z nich była zapewne celowo rozpuszczana przez komunistów, część zaś nie – kręgi literackie zawsze uwielbiały plotki, a warunki okupacyjne zwiększały wrażliwość i zapotrzebowanie na posługiwanie się tą formą szeptanej komunikacji. Należy także pamiętać, że początkowo mord katyński faktycznie budził wątpliwości – można było mieć wątpliwości, że Niemcy fingują całą sprawę, aby wykorzystać ją propagandowo.
Po powstaniu warszawskim Goetel wyjechał do Krakowa, w którym zresztą mieszkał w młodości. W jego sytuacji wiele zmieniło wejście Armii Czerwonej i następujące po nim tworzenie państwowego aparatu przez komunistów – z obiektu ataków propagandowych stał się celem działań podejmowanych przez „towarzyszy z bezpieczeństwa”. W styczniu 1945 r. tylko dzięki przypadkowi uniknął aresztowania. Co ciekawe, Halina Winowska, towarzyszka życia Goetla, wspominała, że w grupie osób, które przyszły, aby go aresztować znalazł się znany poeta Adam Ważyk.
Po tym wydarzeniu pisarz zorientował się, że grozi mu poważne niebezpieczeństwo. Udało mu się przez prawie cały rok ukrywać w krakowskim klasztorze karmelitów bosych. W tym czasie prokuratura wydała list gończy, w którym kwalifikację zarzucanych czynów określono następująco: „w okresie okupacji niemieckiej idąc na rękę niemieckiej władzy okupacyjnej dopuścił się działań na szkodę Państwa Polskiego”. W ramach dochodzenia w sprawie Goetla i Jana E. Skiwskiego przesłuchano kilkudziesięciu polskich literatów. Przesłuchania te można rozpatrywać nie tylko jako próbę dojścia do prawdy w sprawie obu oskarżanych o kolaborację z Niemcami pisarzy, lecz także jako akcję mającą sterroryzować środowiska literackie. Warto zaznaczyć, że niezależnie od środowiskowych animozji i świadomości politycznego kontekstu całej sprawy większość zeznających osób nie uznało okupacyjnego postępowania Goetla za akt kolaboracji.
Po niemal roku życia w ukryciu Goetel zdecydował się podjąć próbę ucieczki z kraju. Udało mu się wyjechać w grudniu 1945 r. Z Krakowa przedostał się do Katowic, a stamtąd pociągiem wyjechał z Polski. W trakcie ucieczki posługiwał się sfałszowanymi dokumentami, podając się za Holendra Johana Mentena. Trafił do oddziałów 2. Korpusu Polskiego stacjonujących we Włoszech, a następnie udał się do Anglii. Przez wiele lat żył i tworzył w Londynie. Nigdy nie spotkał się z pozostawioną w kraju rodziną. Zmarł w 1960 r.
W PRL twórczość Goetla została objęta całkowitym zakazem cenzorskim. Nie tylko zakazano wznawiania jakichkolwiek jego pism, lecz także wprowadzono go na listę autorów, których dzieła miały zostać wycofane z bibliotek. Dodatkowo stosowano taktykę jednoczesnego przemilczenia – tam, gdzie należałoby wspomnieć o jego osiągnięciach literackich i życiowych, oraz oczerniania – wtedy, gdy atakowano londyńską emigrację lub powielano kłamstwo katyńskie.
Warto wspomnieć, że oprócz współpracy z Niemcami w sprawie Katynia zarzucano Goetlowi wcześniejszą kolaborację w trakcie okupacji. Czy były one uzasadnione? I tak, i nie. Tak, ponieważ nie wymyśliły ich komunistyczne władze. O przekroczenie niepisanego kodeksu honorowego zachowania oskarżano Goetla jeszcze w czasie wojny. Chodziło o wykonanie zarządzenia okupacyjnych władz o rejestracji osób wykonujących zawody artystyczne. Goetel znalazł się w gronie osób, które zarejestrowały się jako pisarz w Wydziale Propagandy. Zdaniem wielu takie zachowanie było co najmniej niezręczne i po prostu niebezpieczne (Niemcy mogliby zmuszać zarejestrowanych do wspierania swojej propagandy). Z drugiej jednak strony, pamiętać należy o tym, że Goetel znajdował się w specyficznej sytuacji. Jako ostatni prezes przedwojennego Związku Zawodowego Literatów Polskich starał się kontynuować działalność na rzecz środowiska literackiego. Przy funkcjonującej legalnie Głównej Radzie Opiekuńczej udało mu się zorganizować działanie Kuchni Literackiej, w której mogli stołować się pisarze.
Ze względu na charakter podejmowanych przez niego inicjatyw znajdował się gdzieś w swoistej „szarej strefie” mniej lub bardziej oficjalnych kontaktów z władzami okupacyjnymi. Niewykonanie polecenia o konieczności rejestracji mogłoby zaszkodzić podejmowanym przez niego inicjatywom, które uważał za bardzo pożyteczne. Warto tutaj wspomnieć o konspiracyjnym zaangażowaniu Goetla – związał się z piłsudczykowskim Obozem Polski Walczącej i wspólnie z Wilamem Horzycą redagował podziemny periodyk kulturalny „Nurt”. Wojenne i przedwojenne związki z obozem piłsudczykowskim przyczyniały się do rozpuszczania niekorzystnych dla niego plotek i dawaniu posłuchowi różnym pogłoskom (np. że namawiał innych pisarzy do rejestrowania się w Wydziale Propagandy – z ogromnym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że nigdy tego nie robił).
Biograf Goetla, Krzysztof Polechoński, podsumował wątek „kolaboracyjny” w następujący sposób: „Próbując zrozumieć i ocenić ówczesne zachowanie prezesa zdelegalizowanej organizacji zawodowej literatów polskich, należy dostrzec, że swoimi działaniami starał się osiągnąć uznanie obecności pisarskiego środowiska przez okupanta, stworzyć fakt dokonany w sytuacji, kiedy takie działania jako nierealne lub z góry skazane na niepowodzenie. Występując jawnie wobec władz niemieckich, które zlikwidowały polskie instytucje i organizacje […] był […] reprezentantem środowiska, a w mocno ograniczonym, zdeterminowanym okupacyjnymi realiami stopniu także rzecznikiem jego interesów”.
W PRL twórczość Goetla została objęta całkowitym zakazem cenzorskim. Nie tylko zakazano wznawiania jakichkolwiek jego pism, lecz także wprowadzono go na listę autorów, których dzieła miały zostać wycofane z bibliotek. Dodatkowo stosowano taktykę jednoczesnego przemilczenia – tam, gdzie należałoby wspomnieć o jego osiągnięciach literackich i życiowych, oraz oczerniania – wtedy, gdy atakowano londyńską emigrację lub powielano kłamstwo katyńskie.
Niezależnie od różnych ocen decyzji Goetla o rejestracji w okupacyjnym urzędzie, kwestia ta ma znaczenie drugorzędne. To udział w delegacji do Katynia i dawane przez pisarza świadectwo stały się przyczyną kilkudziesięcioletniej anatemy. Goetela miało nie być – i jako pisarza, i jako działacza. Dlatego właśnie cytowane na początku stanowisko polskiego PEN Clubu kończyło się wezwaniem: „[Zarząd] domaga się, aby jego postać i dzieło zostały przywrócone społeczeństwu”. Sporo zostało w tym celu zrobione – sprowadzono prochy pisarza do kraju i pochowano je na Pęksowym Brzysku w Zakopanem, wydawnictwo Arcana opublikowało jego pisma wybrane, ukazało się wiele artykułów i kilka książek naukowych mu poświęconych.
Wciąż jednak Goetel pozostaje rozpoznawalny w niezbyt szerokim kręgu specjalistów. A szkoda, bo popularyzowanie jego dorobku ma nie tylko sens jako moralne zadośćuczynienie za lata pomówień. To po prostu promocja dobrej literatury. Goetel należał do grona najpoczytniejszych autorów II RP, zostawił po sobie kapitalne reportaże podróżnicze, ciekawą relację z ogarniętej bolszewicką rewolucją Azji Środkowej - "Przez płonący Wschód", nowatorską w swoim czasie powieść "Z dnia na dzień", orientalny romans "Kar-Chat", kontrowersyjną publicystykę polityczną z "Pod znakiem faszyzmu" na pierwszym miejscu, bardzo ciekawe wspomnienia – z lat dzieciństwa i młodości - "Patrząc wstecz" i z okresu II wojny światowej - "Czasy wojny" ... Wymieniać można by jeszcze dłużej. Oprócz dzieł została również fascynująca biografia człowieka – chłopca dorastającego w młodopolskim Krakowie, młodego taternika zdobywającego turnie, rosyjskiego jeńca, pisarza, dziennikarza, ideologa obozu piłsudczykowskiego, działacza organizacji literackich, świadka katyńskich ekshumacji i wreszcie emigranta. Na zakończenie warto przywołać tytuł jego ostatniej powieści, który można odnieść także do biografii jej autora – Nie warto być małym.
Krzysztof Niewiadomski
Podstawowa bibliografia:
M. Klecel, Pisarze ścigani za Katyń, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej”, nr 4/2014.
K. Polechoński, Pisarz w czasach wojny i emigracji. Ferdynand Goetel i jego twórczość w latach 1939-1960, Wrocław 2012.
I. Sadowska, Egotyzm i swojszczyzna w prozie Ferdynanda Goetla z lat 1911-1939, Kielce 2000.
J. Trznadel, Ferdynand Goetel, [w:] Spojrzeć na Eurydykę. Szkice literackie, Kraków 2003.
M. Urbanowski, Wstęp, [w:] F. Goetel, Pisma polityczne. Pod znakiem faszyzmu oraz szkice rozproszone 1921-1939, Kraków 2006.