Prócz stałej wystawy szopek krakowskich kolekcjonowanych od 1945 roku przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa i corocznej pokonkursowej wystawy szopek prezentowanej w Pałacu Krzysztofory, miłośnicy starego Krakowa oraz wszyscy zainteresowani genezą konkursu na najpiękniejszą szopkę krakowską mogą jeszcze do 8 lutego (w Kamienicy Hipolitów przy placu Mariackim 3) zobaczyć wystawę „Przepis na Kraków Jerzego Dobrzyckiego”.
Wieloletni dyrektor Muzeum Historycznego w Krakowie, historyk sztuki i zasłużony propagator sztuki Krakowa był inicjatorem pierwszego Konkursu Szopek Krakowskich, który zainaugurowano 21 grudnia 1937 roku. Dzięki jego idei kontynuowanej po II wojnie światowej oryginalna tradycja budowania szopek bożonarodzeniowych wyrosła na gruncie średniowiecznych misteriów franciszkańskich oraz rodzimej twórczości ludowej przetrwała do dziś i wciąż jest obecna w polskiej kulturze, choć częściej za szklaną gablotą niż na scenie, a niestety najrzadziej pod strzechami.
„Kraków mojego dzieciństwa był jeszcze sceną, na której przez cały rok odbywała się większość owych widowisk ludowych, a te, które zaginęły, łatwo dawały się odbudować na podstawie ustnej lub pisemnej tradycji”: wspominał Leon Schiller, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych i twórca idei polskiego teatru monumentalnego.
„Kraków mojego dzieciństwa był jeszcze sceną, na której przez cały rok odbywała się większość owych widowisk ludowych, a te, które zaginęły, łatwo dawały się odbudować na podstawie ustnej lub pisemnej tradycji”: wspominał Leon Schiller, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych i twórca idei polskiego teatru monumentalnego. Z jego fascynacji staropolskim folklorem, z atmosfery modernistycznego Krakowa, w którym długo pobrzmiewały echa Rydlowskiej chłopomanii oraz ze związku z warszawskim teatrem Reduta Juliusza Osterwy powstała w 1922 roku „Pastorałka”. Spektakl przez Schillera nazywany nieraz mianem „obrazków śpiewających” to klasyczna opowieść o narodzinach Zbawiciela nawiązująca zarówno do średniowiecznej tradycji misteryjnej, jak i do zapomnianych już form ludowego teatru jasełkowo – szopkowego.
Sztuka - misterium, monumentalne widowisko bożonarodzeniowe, w którym wyobraźnia ludowa idzie w parze z wizyjnością Wielkiej Reformy Teatru jest wynikiem współpracy Schillera z wybitnym kompozytorem i dyrygentem Janem Adamem Maklakiewiczem. Na scenariusz „Pastorałki” złożyły się nazywane przez Schillera „prawdziwymi klejnotami poezji ludowej” kolędy i pastorałki oraz fragmenty tradycyjnych jasełkowych – biblijnych i ludowych - tekstów, którym Schiller nadał oryginalny kształt i w które wplótł własne, stylizowane na staropolszczyznę dialogi.
Trudnego zadania przeniesienia „Pastorałki” na szklany ekran w 2008 roku podjął się Laco Adamik, twórca telewizyjny i teatralny, mający na swym koncie wiele spektakli muzycznych i operowych. W role kolędników oraz postaci biblijnych i legendarnych wcielili się wtedy między innymi Jan Peszek, Danuta Stenka, Zbigniew Zamachowski, Michał Żebrowski i Agnieszka Grochowska.
Jerzy Timoszewicz w posłowiu do opublikowanego w 2005 roku reprintu wydania książkowego „Pastorałki” z 1931 roku pisał : „Schillerowska Pastorałka jak dawniej wędruje po scenach dramatycznych i lalkowych. Pełni swoją funkcję okolicznościowego przedstawienia bożonarodzeniowego (...). Zdarza się, że gubi wśród różnych konstrukcji i dekonstrukcji reżysersko-scenograficznych swój wdzięk i liryzm oraz – co niebagatelne – wyraz religijny. (...) Trwa jednak przecież na polskich scenach i zapewne nieprędko je porzuci. Nie darmo Czesław Miłosz nazwał Pastorałkę dziełem +równie sięgającym w rdzeń polszczyzny jak Pan Tadeusz+”
Do niedawna szeroko praktykowany zwyczaj chodzenia po domach z szopką i kolędą swoimi korzeniami sięga początków XVIII wieku, kiedy to zaniepokojone zeświecczeniem świątecznego widowiska władze kościelne zabroniły odgrywania jasełek w kościołach.
Do niedawna szeroko praktykowany zwyczaj chodzenia po domach z szopką i kolędą swoimi korzeniami sięga początków XVIII wieku, kiedy to zaniepokojone zeświecczeniem świątecznego widowiska władze kościelne zabroniły odgrywania jasełek w kościołach.
Od tej pory obnoszone przez żaków i trefnisiów stajenki z figurami świętymi i komicznymi zaczęły wędrować po wsiach i miastach ku uciesze ludu. Ruchoma scenka początkowo faktycznie imitująca ubogą, wiejską szopę zaczęła w kształcie nawiązywać do architektury kościołów, przybierać formę pałacu, zamku obronnego, czy szlacheckiego dworu. Tradycyjne treści religijne powoli odchodziły na dalszy plan. Głównymi „aktorami” stajenki obok Świętej Rodziny, Heroda i Trzech Króli stali się krakowiacy, górale czy żołnierze, a wraz z nimi przedstawiciele różnych cechów rzemieślniczych. Umiejętnie odgrywane scenki rodzajowe zdradzały nie tylko poczucie humoru, ale i niezwykły zmysł obserwacyjny twórców i wykonawców szopkowych przedstawień.
W XIX - wiecznym Krakowie po żakach i wesołkach tradycję szopki objęli w spadku rzemieślnicy, a przede wszystkim bezrobotni zimą murarze i kaflarze z krakowskich przedmieść - Zwierzyńca, Czarnej Wsi, Dębnik, Ludwinowa i Krowodrzy. Im to szopka krakowska zawdzięcza oryginalną wieżową formę nawiązującą do strzelistej fasady kościoła Mariackiego, oraz charakterystyczne detale inspirowane Kaplicą Zygmuntowską z Wawelu czy attyką Sukiennic. Zespół szopkarsko - kolędniczy mistrza Michała Ezenekiera, którego szopkę z 1900 roku można wciąż podziwiać w krakowskim Muzeum Etnograficznym, chadzał po krakowskich domach od 1864 roku przez przeszło czterdzieści lat.
W XIX - wiecznym Krakowie po żakach i wesołkach tradycję szopki objęli w spadku rzemieślnicy, a przede wszystkim bezrobotni zimą murarze i kaflarze z krakowskich przedmieść - Zwierzyńca, Czarnej Wsi, Dębnik, Ludwinowa i Krowodrzy. Im to szopka krakowska zawdzięcza oryginalną wieżową formę nawiązującą do strzelistej fasady kościoła Mariackiego, oraz charakterystyczne detale inspirowane Kaplicą Zygmuntowską z Wawelu czy attyką Sukiennic.
Trupy szopkarskie zazwyczaj liczyły kilka osób, które nie tylko zajmowały się animowaniem kukiełek, ale też musiały umieć śpiewać, deklamować i grać na instrumentach. W okresie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia zespoły ustawiały się na linii A-B Rynku Głównego w Krakowie w oczekiwaniu na angaż. Im szopka była piękniejsza i okazalsza, tym intratniejszych zamówień mogli spodziewać się kolędnicy. Dochód ze sprzedaży szopek, jak i z kolędowania był znaczny, nieraz nawet wyższy od zarobków osiąganych przy murarce, toteż pomiędzy zespołami często dochodziło do bójek i przepychanek. Aby im zapobiec z czasem wprowadzono obowiązek posiadania odpowiedniego zezwolenia wydawanego przez policję, a że wydawano je niechętnie, toteż istniał szereg zespołów praktykujących ten proceder nielegalnie. Takich śmiałków nazywano „krowoderskimi zuchami”.
„Krowoderskie zuchy”, dziś patronujące jednej z głównych ulic dzielnicy Krowodrzy uwiecznił w sztuce teatralnej na początku XX wieku aktor i reżyser Stefan Turski. Tematem owej „krotochwili ze śpiewem i tańcami w siedmiu częściach” z 1910 roku Turski uczynił spór dwóch krakowskich rodzin: Gzymsików, klanu murarzy z Krowodrzy oraz radcostwa Kłaczków, nuworyszy o arystokratycznych ambicjach. Dzieje zakazanej miłości na tle folkloru krakowskiego przedmieścia cieszyły się tak wielką popularnością, że miejski teatr zmuszony był powtarzać przedstawienie nawet kilka razy w tygodniu.
Grywane z powodzeniem jeszcze w okresie międzywojennym Krowoderskie zuchy po II wojnie światowej odświeżył aktor, reżyser oraz wieloletni dyrektor i kierownik artystyczny teatrów krakowskich Władysław Krzemiński. Znany wodewil Turskiego wzbogacił on o nowe wątki włączając weń satyryczne kuplety z kabaretu Zielony balonik oraz piosenki z popularnej śpiewogry Konstantego Krumłowskiego Królowa przedmieścia portretującej środowisko zwierzynieckich andrusów.
Barwne, wieloobsadowe widowisko „Romans z wodewilu”, którego premiera miała miejsce 31 grudnia 1948 roku w Starym Teatrze w Krakowie, to oryginalna adaptacja nosząca znamiona wnikliwej obserwacji typów ludzkich, znajomości Krakowa i jego historii oraz niebywałego wyczucia fin de sièclu (w którym to gatunek wodewilu przeżywał swój okres rozkwitu). W pojawiających się na scenie postaciach krakauerów, agarów z przedmieścia oraz bywalców Jamy Michalika mogli się przejrzeć przedstawiciele wszystkich krakowskich środowisk, toteż i na widowni obok kwiaciarek chętnie zasiadali artyści, studenci, robotnicy i profesorowie. Zwyczaj chadzania do teatru na „Romans z wodewilu” w okresie świątecznym i karnawałowym urósł z czasem do rangi lokalnej tradycji.
Ogromny sukces „Romansu z wodewilu” granego w pierwszej wersji aż 280 razy sprawił, iż przedstawienie wielokrotnie wznawiano i przerabiano. Sam Władysław Krzemiński wystawił je ponownie w 1960 roku, a w dwadzieścia lat później wróciła do niego Marta Stebnicka (26 grudnia 1980 realizacja przeniesiona ze sceny Starego Teatru miała swoją premierę także w Teatrze TV).
Ogromny sukces „Romansu z wodewilu” granego w pierwszej wersji aż 280 razy sprawił, iż przedstawienie wielokrotnie wznawiano i przerabiano. Sam Władysław Krzemiński wystawił je ponownie w 1960 roku, a w dwadzieścia lat później wróciła do niego Marta Stebnicka (26 grudnia 1980 realizacja przeniesiona ze sceny Starego Teatru miała swoją premierę także w Teatrze TV).
Siłą rzeczy obsada spektaklu z czasem ulegała zmianie – i tak na przykład Wiktor Sadecki w pierwszej wersji grający zakochanego w Wandzi Kłaczek studenta filozofii Kazimierza Gzymsika w wersji z 1980 przejął po Antonim Fertnerze rolę jego ojca, starego Floriana Gzymsika. Lista nazwisk aktorów, którzy przewinęli się przez obsadę „Romansu” w ciągu prawie czterdziestu lat jego bytności na scenie Starego Teatru w Krakowie jest imponująca. Spośród wielu wybitnych nazwisk obok wyżej już wspomnianych, należy wymienić choćby kilka: Alicję Bienicewicz, Andrzeja Buszewicza, Edwarda Dobrzańskiego, Jerzego Fedorowicza, Gustawa Holoubka, Zygmunta Kęstowicza, Zbigniewa Kosowskiego, Ryszarda Łukowskiego, Leszka Piskorza, Dorotę Pomykałę.
„Romans z wodewilu” począwszy od jego pierwszej inscenizacji z założenia traktowany był jako forma otwarta - w wersji z 1980 roku pojawiły się kuplety Ludwika Jerzego Kerna oraz piosenki w aranżacji Zbigniewa Preisnera (wtedy jeszcze beniaminka „Piwnicy Pod Baranami” - Zbigniewa Kowalskiego).
Przypomnijmy więc sobie fragment kupletu z „Romansu” ze specyficzną krakowską nostalgią, autoironią i dystansem :
Spacerkiem, spacerkiem przez Kraków
Na Planty lub na A-B,
Spacerkiem, spacerkiem przez Kraków
Z dziewczyną się przejść en deux
Kraków śpi, lecz zakochani, miastu wierni
Spacerują bo to taniej niż w cukierni
Kraków zapatrzony w wieże – kocha szczerze
Lecz tę miłość szczerą – kończy tuż przed szperą
I do domu pędem gna.
Maja Luxenberg - Łukowska
Źródło: Muzeum Historii Polski