Około 120 samochodów wyprodukowanych w dawnym bloku wschodnim – dużych fiatów, maluchów, nys, wartburgów, a także dwa autobusy wyruszyły w sobotę z Katowic w drogę do Norwegii. To już 7. edycja rajdu Złombol, którego uczestnicy zbierają pieniądze dla domów dziecka.
Uczestnicy Złombola na wyprawę ruszają samochodami produkcji lub konstrukcji z czasów PRL. W sobotę na linii startu zameldowały się ikony polskiej motoryzacji - fiaty 126 i 125 p, a także nysy i żuki. Były też NRD-owskie wartburgi i trabanty, radzieckie łady. Po raz pierwszy w rajdzie biorą też udział autobusy - ikarus i autosan, a w każdym z nich około 20 osób. Choć do udziału w tegorocznym Złombolu zgłosiło się ponad 140 załóg, nie wszystkie dotarły na start.
Uczestnicy rajdu – którzy w poprzednich latach odwiedzili m.in. Monako, Szkocję i Grecję – w tym roku przez cztery dni będą jechali do Norwegii, przez Litwę, Łotwę, Estonię i Finlandię. Chcą dojechać na norweski Przylądek Północny. Mają do pokonania prawie 3 tys. km w jedną stronę. Załogi będą się spotykać w ustalonych punktach noclegowych. Kiedy już osiągną cel, każda z nich wróci do kraju już na własną rękę.
Uczestnicy Złombola na wyprawę ruszają samochodami produkcji lub konstrukcji z czasów PRL. W sobotę na linii startu zameldowały się ikony polskiej motoryzacji - fiaty 126 i 125 p, a także nysy i żuki. Były też NRD-owskie wartburgi i trabanty, radzieckie łady. Po raz pierwszy w rajdzie biorą też udział autobusy - ikarus i autosan.
Aby zostać dopuszczonym do udziału w rajdzie, załoga musi uzbierać minimum tysiąc złotych. Pieniądze pochodzą od firm i osób prywatnych, których naklejki widnieją na samochodach. Całość uzbieranych środków trafia do dzieci - koszty wyjazdu i przygotowania auta uczestnicy pokrywają sami.
Jak powiedziała PAP pomysłodawczyni i współorganizatorka rajdu Martyna Kinderman, podczas dotychczasowych edycji rajdu udało się już zebrać około 900 tys. zł. Każda z edycji podsumowywana jest w grudniu. Organizatorzy dostają listy pisane przez podopiecznych domów dziecka do św. Mikołaja i starają się realizować zawarte w nich marzenia.
„Dzieci dostawały np. playstation, odtwarzacze mp4, prostownice do włosów, sztalugi, książki, przytulanki. Staramy się, by ich dzieciństwo nie kojarzyło im się tylko z domem dziecka” - podkreśliła Kinderman.
Pomysłodawcy rajdu zaznaczają, że Złombol to nie wakacje w komfortowym hotelu z katalogu, ale ekstremalna wyprawa bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony organizatorów i każdy z uczestników musi być w pełni samodzielny. „Nie ma mechaników, assistance, lawet ani psychologa. Nie zapewniamy wodzireja, niańczenia, rozpatrywania skarg i zażaleń, demokracji, wygodnych noclegów ani dobrej pogody” - napisali na stronie internetowej.
W pierwszej edycji Złombola, w 2007 roku, uczestniczyły tylko dwa samochody. W kolejnych latach ta liczba lawinowo wzrastała, od 2010 r. liczba załóg uczestniczących w rajdzie przekracza 100. Każda z wypraw to spore wyzwanie dla samochodów i załóg. W poprzednich latach uczestnicy pokonywali strome alpejskie podjazdy, skandynawskie pustkowia, czy dziurawe drogi w Bułgarii. Nie wszystkie pamiętające poprzednią epokę samochody wytrzymują trudy podróży – prawie każdego roku na skutek awarii część załóg musi zrezygnować z podróży. Zdarzyło się, że uczestnicy odpadali tuż za linią startu lub na start nie dojechali. (PAP)
kon/ mhr/